Nie pisze, nie czyta, żyje w koszmarnych warunkach. Tylko sąsiedzi pomagają

49-letni niepełnosprawny z Łodzi, który nie umie czytać ani pisać, mieszka samotnie w zrujnowanym mieszkaniu – bez bieżącej wody, toalety, z zawalonym dachem. Ponieważ pomoc społeczna nie zdała egzaminu, mężczyźnie pomagają sąsiedzi.

Pan Marek ma 49 lat. Mieszka w Łodzi. Mężczyzna nie pisze i nie czyta – nigdy nie chodził do szkoły. Wegetuje samotnie w tragicznych warunkach, walcząc o przetrwanie.

- Brata nie mam, taty nie mam, teraz jestem sam. Mama mnie zostawiła jak kołka samego. Już myślałem, by oczy zamknąć i iść do taty – mówi pan Marek.

- Nawet sobie nie zdawałam sprawy, że ktoś mieszka w tej kamienicy, przejeżdżam tędy praktycznie codziennie i uznawałam to za pustostan. Jestem zdruzgotana tym, że człowiek może tak żyć, jak szczur – dodaje pani Magdalena, która pomaga panu Markowi.

Mężczyzna jest osobą niepełnosprawną. Kiedy pan Marek był małym dzieckiem, cudem uniknął śmierci. Brat matki brutalnie go pobił. Pan Marek z rodzicami zamieszkał w 1981 roku w kamienicy w Łodzi. Od 11 lat budynek jest prywatny. Dziś mężczyzna mieszka w lokalu sam. Jego ojciec umarł, a matka została umieszczona w Domu Pomocy Społecznej. Pomimo swojej niepełnosprawności, pan Marek stara się radzić sobie w życiu. Każdego dnia pomaga innym, odśnieża ulice, sprząta w sklepie spożywczym.

49-latek mieszka jednak w koszmarnych warunkach: bez bieżącej wody, toalety, z zawalonym dachem. Właściciel kamienicy budynek zaczął remontować, ale mieszkanie pana Marka pominął. Od mężczyzny pobiera 300 złotych miesięcznie czynszu.

- Jestem właścicielem od 2008 roku i do tej pory nie została mi ta kamienica rozliczona ani przekazana – powiedział nam właściciel kamienicy.

- Według dokumentów, które posiadamy i które również podpisał właściciel nieruchomości, wszystkie kwestie związane z rozliczeniem dokumentacji, jak i finansowe zostały zakończone w lutym 2015 roku – zapewnia Jolanta Baranowska z Urzędu Miasta Łodzi.

Pan Marek ma problem z właścicielem kamienicy, ale i Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Łodzi. Choć urzędnicy wiedzieli, że może zamarznąć lub się spalić, to zostawili go bez pomocy. O pana Marka zaczęła walczyć i walczy do dziś sąsiadka - pani Anna. To dzięki niej mężczyzna ma ciepło w mieszkaniu.

- Całą zimę tu siedziałem, opieka nawet mi nie pomogła, tylko Ania – wspomina niepełnosprawny.

- Jestem człowiekiem, nie mogłam przejść obojętnie, zostawić Marka bez pieca na zimę. Sufit mu się zarwał. Razem ze mną 27 grudnia były tu panie z opieki, widziały jak to wygląda, były i nic nie zrobiły – przyznaje Anna Kacprowska, która pomaga panu Markowi.

- Wszystko spleśniałe, powypaczane, spał na mokrej poduszce. Jak usłyszałam, że tymczasowo mu odcięli prąd i nawet sobie nie odgrzeje zupy, to zawiozłam mu lampki na baterię, żeby po ciemku nie siedział. Przecież strach, żeby sobie nie palił świeczką. Gdzie urzędy, to nie wiem, nie mam pojęcia – dodaje pani Magdalena, która również pomaga panu Markowi.

- Pan Marek mieszka w kamienicy prywatnej, więc to obowiązek właściciela kamienicy, by zapewnić mu mieszkanie zastępcze. Pracownicy socjalni z punktu widzenia urzędowego robili, co mogli, z punktu widzenia ludzkiego - mogli więcej – ocenia Piotr Rydzewski, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi.

W trakcie naszej interwencji okazało się, że Urząd Miasta Łodzi obiecał za kilka miesięcy mieszkanie dla pana Marka. Mężczyzna żyje z renty. To niecałe 900 złotych. Potrzebuje wsparcia, ale jak twierdzi, liczy jedynie na ludzi dobrej woli.

- Wcześniej jedyną propozycją urzędników było przeniesienie go do DPS. To nie jest dobre rozwiązanie, on nie zwraca się do nikogo o pomoc finansową, nigdy tego nie robił. Zawsze sobie radził Nie ma sensu umieszczenie takich ludzi w DPS, to byłoby dla niego wielkie nieszczęście – podsumowuje Robert Pawlak, radny Łodzi.*

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

interwencja@polsat.com.pl