Ksiądz kontra zakon. Po 37 latach został bez niczego
Ksiądz Wacław Paluch za niesubordynację został wykluczony z zakonu. Po 37 latach nakazano mu opuścić mury klasztoru i żyć na własną rękę, a gdy odmówił, wystawiono mu rachunek za pobyt i odcięto od kuchni. A wszystko dlatego, że na starość nie chciał przenieść się do innego klasztoru.
37 lat temu Wacław Paluch wstąpił do Zakonu Braci Najświętszej Maryi z Góry Karmel. Osiem razy był przenoszony do różnych klasztorów, a od 20 lat mieszka w klasztorze w Oborach w województwie kujawsko-pomorskim. Kilka lat temu ksiądz Wacław popadł w konflikt z przełożonymi.
- Nagle sobie przypomnieli, żeby mnie przenieść. Mówiłem, że na tych przemieszczeniach wychodzę strasznie. Lekarz mi powiedział, że to są stany depresyjno-lękowe, ale przełożony uznał, że to są żadne argumenty. Dał mi drugi raz pisemne upomnienie, suspensę i mnie wyrzucili – opowiada Ksiądz Wacław Paluch.
- W tym zakonie to jak w wojsku. Jednak jest jakaś hierarchia i trzeba wykonywać polecenia przełożonych – opowiada jeden z mieszkańców Obór.
Wacław Paluch nie podporządkował się, dlatego został wykluczony z zakonu. Nadal jest księdzem, ale nie jest zakonnikiem. Nie może odprawiać mszy ani nosić habitu.
- Nie mogę jeść, bo zamki do kuchni całkiem powymieniali i nie mam wejścia – opowiada ksiądz Wacław.
- Czasami ojca Wacława widzimy, jak chodzi po ludziach i prosi o herbatę, czy żeby dostał jakiś posiłek, bo mówi, że w klasztorze jedzenia nie dostaje – przyznaje mieszkanka Obór.
- Przełożony, powiedział, że jeśli ktokolwiek by mi podał nawet kubek wody, to będzie ekskomunikowany, czyli wyłączony z Kościoła z całą rodziną – dodaje ksiądz Wacław.
W listopadzie zeszłego roku ksiądz dostał pismo, z którego wynikało, że do 15 grudnia ma opuścić klasztor. Problem w tym, że mężczyzna ma 62 lata i nie ma żadnego dochodu.
- Kazali mi iść w Golubiu-Dobrzyniu do biura zatrudnienia i będą mi pracę szukać. Co będę robił, to nie wiem, a gdzie mieszkał to już w ogóle, także dramat, tragedia – komentuje duchowny.
- W Kościele się głosi miłość, szacunek do drugiego człowieka, a oni co robią? Wigilia, a chłopak siedzi sam. Normalnie w Wigilię to zostawia się talerz dla człowieka błądzącego, a on? – pyta Krystyna Solnicka, siostra księdza Wacława.
- Jednak głosy rozsądku niektórych współbraci nie przeważyły, przeważył ten, że się załatwią z nim, że demoralizuje innych księży czy nowicjuszy. Nadstawianie drugiego policzka to jednak nie jest, tylko oko za oko – ocenia jeden z mieszkańców Obór.
Próbowaliśmy porozmawiać z przeorem klasztoru w Oborach – przełożonym księdza Wacława. Bezskutecznie. Otrzymaliśmy jedynie oświadczenie Kurii Prowincjalnej Karmelitów:
„Rzeczą oczywistą jest, że wobec utraty członkostwa w Zakonie, klasztor nie może ponosić kosztów zamieszkiwania Pana Wacława Palucha i w ramach rekompensaty za zajmowany pokój zainteresowany powinien pokrywać choćby minimalne koszty związane z utrzymywaniem zajmowanego pomieszczenia. Cała sprawa nie miałaby miejsca, gdyby pan Wacław Paluch wypełnił dekret Ojca Prowincjała, do czego zobowiązał się, przyjmując śluby wieczyste w zakonie.”
Ponieważ ksiądz Wacław nie opuścił pokoju zajmowanego w klasztorze w Oborach, dostał kolejne pismo, z którego wynika, że ma co miesiąc płacić 500 zł odszkodowania za bezprawne mieszkanie w klasztorze. Problem w tym, że nawet kiedy ksiądz Wacław osiągnie wiek emerytalny, będzie miał 300 zł emerytury, bo zakon przez 18 lat nie odprowadzał za niego składek.
- W Gdańsku miałem operację. Jak wychodziłem, to mi powiedzieli, że jestem nieubezpieczony i za wszystko muszę zapłacić. Nikt nie chce mi w tej sprawie pomóc. a ja nie mogę uwierzyć, że po 37 latach można zostać bez niczego i zakon nie jest do niczego zobowiązany – podsumowuje ksiądz Wacław Paluch.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl