Bulterier pogryzł 5-latkę. Na oczach policjantów i strażaków
Oliwka ma prawie 6 lat i już wielką traumę za sobą. Została pogryziona przez bulteriera, kiedy bawiła się na jednym z mysłowickich podwórek. Na głowie założono jej 28 szwów. Okoliczności pogryzienia są niecodzienne. Gdy doszło do ataku, wokół byli policjanci i strażacy.
- To było najgorsze, co mogłam przeżyć. Nie widziałam, czy kiedykolwiek zobaczę swoje dziecko żywe. Jak taki pies złapie, to jest po człowieku – wspomina Patrycja Gymza, matka Oliwii.
W połowie lutego Oliwka bawiła się z innymi dziećmi pod opieką 16-letniego kuzyna. Na podwórku była straż pożarna, policja i pogotowie wezwane do staruszki, która miała źle się poczuć. Pojawił się też bulterier, którego właścicielem jest syn starszej pani.
- Wiem, że popełniłam błąd, zostawiając dzieci pod opieką 16-latka, zdaję sobie z tego sprawę, ale nie popadajmy w paranoję. Te dzieci były pod blokiem – mówi pani Patrycja.
- Kobieta wołała o pomoc, że jest głodna i zaczepiała przechodniów, przyjechali, nie mogli dostać się do mieszkania, więc próbowali dostać się przez okno. Wyszedł pies i się wszyscy wystraszyli, strażacy schowali się do klatki – opowiada świadek zdarzenia.
- Dziewczynka zeskoczyła z murku, policjant powiedział, by odeszła, ale pies ruszył do ataku. Zaczęła się tragedia – wspomina inny świadek wydarzeń.
Oliwia miała dużo szczęścia. Pies nie pogryzł jej twarzy, ale na głowie założono jej 28 szwów.
- Sytuacja była dynamiczna, dziecka nikt nie upilnował, a pies rzucił się do ataku. Wstępne czynności prowadzone w tej sprawie nie wykazały nieprawidłowości w działaniach policjantów – twierdzi Damian Sokołowski z policji w Mysłowicach
Reporterka: Z relacji świadków wynika, że policjanci bawili się z tym psem, więc nie wiem, czy sytuacja była tak dynamiczna, że nie mogli nad nim zapanować.
Policjant: Prowadzone w tej sprawie wstępne czynności nie wykazały, żeby policjanci działali nieprawidłowo. Według ich opinii pies, kiedy przyjechali, był spokojny. Nie mieliśmy środków technicznych, żeby tego psa przytrzymać. Nikt z osób tam obecnych nie pomógł, nie przyniósł linki czy smyczy.
Pies został odebrany właścicielowi i jest na obserwacji w schronisku. W stosunku do jego właściciela policja prowadzi postępowanie.
- Wystarczyłoby samo słowo „przepraszam”, to człowiek by inaczej na to spojrzał, a tutaj z jego strony nic, nikt się nie zapytał, czy z córką w porządku, kompletnie nic – komentuje Patrycja Gymza, mama Oliwki.*
* skrót materiału
Reporter: Aneta Krajewska
akrajewska@polsat.com.pl