Pasierbica podrobiła dokument i odebrała mu mieszkanie

Pan Wacław przez lata mieszkał z żoną w spółdzielczym mieszkaniu w Przemyślu. Gdy kobieta zmarła, rozpoczęło się postępowanie spadkowe, podczas którego prawo do mieszkania zaczęła rościć pasierbica mężczyzny. Wyrokiem sądu została przyjęta w poczet członków spółdzielni i nabyła prawa do lokalu. Prokuratura wykazała jednak, że sąd powołał się na podrobiony przez pasierbicę dokument, w którym pan Wacław z żoną miał zrzec się prawa do lokalu i swojego wkładu mieszkaniowego.

Pan Wacław Frankiewicz ma 72 lata. Przez wiele lat mieszkał z żoną w spółdzielczym mieszkaniu w Przemyślu. Gdy kobieta zmarła, rozpoczęło się postępowanie spadkowe. Wtedy okazało się, że prawo do ich wspólnego mieszkania rości sobie córka kobiety z pierwszego małżeństwa.

- Kłopoty z mieszkaniem zaczęły się po tym, jak teściowa została wykreślona z członkostwa w spółdzielni mieszkaniowej - tłumaczy pani Elżbieta Frankiewicz, synowa pana Wacława.

- Po przydzieleniu tego mieszkania pani Barbarze (pasierbicy pana Wacława - red.) teść został z niczym. Mieszkanie zostało przekazane przez spółdzielnię pani Barbarze wraz z jego nadpłatami za media, ogrzewanie, wodę, gaz. Po przydzieleniu tego mieszkania teść złożył wniosek o prawo do odzyskania swojego wkładu mieszkaniowego - mówi pani Elżbieta.

Przez 30 lat pan Wacław i jego żona zebrali ponad 120 tys. złotych wkładu mieszkaniowego, który powinien zostać zwrócony, gdy prawo do lokalu przeszło na pasierbicę. Tak się jednak nie stało, bo sąd powołał się na dokument, w którym pan Wacław z żoną miał zrzec się prawa do mieszkania i całego wkładu mieszkaniowego. Dwa lata temu 72-latek musiał opuścić mieszkanie.
Mężczyzna z 3-pokojowego mieszkania na parterze przeprowadził się do starej kamienicy. Mieszkanie ma 19 m2, z prowizoryczną łazienką, a ogrzewane jest piecem kaflowym.

- Noszę drzewo i węgiel z piwnicy. Ale ta piwnica jest ciemna, a to wszystko jest bardzo ciężkie. Ale co mam zrobić? Nikt mi tego nie przyniesie - tłumaczy pan Wacław.

- Złożyliśmy sprawę do prokuratury, a tam faktycznie okazało się, że jest pismo, na którym ponoć teść z teściową zrzekają się całego wkładu mieszkaniowego na panią Barbarę. Było spisane na zwykłej kartce w kratkę - dodaje synowa pana Wacława.

- Sprawa oczywiście była na policji, w prokuraturze. Zostało udowodnione, że faktycznie ten dokument jest sfałszowany. Na podstawie tego dokumentu spółdzielnia przyznała pani Barbarze mieszkanie - wyjaśnia pani Elżbieta Frankiewicz.

Prezes spółdzielni w rozmowie z nami tłumaczy, że po tym, jak spółdzielnia uzyskała informację o tym, że prowadzone jest postępowanie prokuratorskie, to zażądała od pasierbicy uzupełnienia wkładu mieszkaniowego.

- W związku z tym, że termin, który miała do uzupełnienia minął, skierowaliśmy sprawę do sądu o pozbawienie jej praw do mieszkania. Skoro był wyrok nakazujący dać jej mieszkanie, to musi być wyrok, który jej to prawo do mieszkania zabierze - dodaje prezes spółdzielni.

Przez niespełna rok pan Wacław myślał, że sprawa odzyskania mieszkania jest na dobrej drodze. Z pisma, które otrzymał od zarządu spółdzielni, wynika, że ta skierowała pozew do Sądu Okręgowego w Przemyślu w ubiegłym roku. Ale według rzecznik sądu, do stycznia 2019 roku nic takiego nie miało miejsca.

- Sprawa, która wpłynęła do Sądu Okręgowego w Przemyślu jest to sprawa z powództwa spółdzielni o uznanie, że czynność prawna jest nieważna. W tle jest sprawa karna. Sprawa wpłynęła 21 stycznia tego roku. Ponieważ nie została uiszczona opłata w odpowiedniej wysokości, nastąpił zwrot pozwu, ale spółdzielnia ponowiła sprawę, jest ponownie wpisana, opłacona i w tej chwili oczekujemy na akta sprawy karnej - tłumaczy nam Małgorzata Reizer, rzecznik Sądu Okręgowego w Przemyślu.

Prezes spółdzielni zapytany, dlaczego pozew wpłynął dopiero 21 stycznia tego roku, odpowiada, że „jest to nieprawda”. - Niech rzecznik sprawdzi, bo pozew wpłynął dużo wcześniej - przekonuje.
Próbowaliśmy skontaktować się z pasierbicą pana Wacława, ale przebywa ona za granicą i o sprawie mieszkania rozmawiać nie chce. Reszta rodziny nie popiera jej walki o lokal.

- Mnie to boli, bo to kiedyś moja matka czekała ponad 20 lat na mieszkanie na Rycerskiej. I to jest jedyna rzecz, która po niej została. Czuję, że to prędzej czy później zgarnie spółdzielnia i nie skorzysta na tym ani jedna, ani druga strona - mówi brat pani Barbary.

- Pracowałem na to ciężko tyle lat. Brałem pożyczki jedna za drugą, a teraz robią mi taką krzywdę – podsumowuje pan Wacław Frankiewicz.

Reporter: Jakub Hnat

jhnat@polsat.com.pl