Utopili sąsiada. Ciało w biały dzień wywieźli taczką do lasu!
Ta zbrodnia wstrząsnęła Raszkowem, niewielką wsią w województwie świętokrzyskim. Bracia Grzegorz i Robert J. - jak relacjonuje ich matka, która zbrodnię widziała - mieli pobić i utopić w wannie sąsiada, a po wszystkim wywieźć jego ciało na taczce do lasu. W biały dzień. Bracia od dawna siali strach wśród lokalnej społeczności.
W Raszkowie znają się właściwie wszyscy. Od urodzenia mieszkał tam 62-letni Ryszard R. Jego sąsiadką była o 10 lat starsza Teresa J. Razem z nią mieszkali jej dwaj synowie: 47-letni Grzegorz i 32-letni Robert.
- Rysiek to sąsiad był. Ja dobrze z nim żyłam, a chłopaki… Grzesiek to jeszcze lepiej żył, ale Robek, to łajdak jest jeden! Jak się ze mną kłóci, jak mnie bije... On był w Morawicy, to zakład psychiatryczny w Kielcach. 11 razy już był. Chciał się podpalić - mówi Teresa J., matka podejrzanych o zabójstwo.
Reporter: Robert siedział w więzieniu wcześniej...
Teresa J.: Siedział, siedział, dwa razy albo trzy, nie wiem, jak długo. Przyszedł 19 listopada.
- Tam na końcu drogi człowiek został przez nich pobity i za 2-3 miesiące umarł, bo tak został pobity – opowiada sąsiad zamordowanego.
- Zaatakowali go, jak jechał do kapliczki w niedzielę rowerem. Przyzwoity człowiek. Zaatakowali bez powodu. Dla takich to każdy powód jest dobry. Ten najstarszy, ten Grzesiek, to on ograniczony taki był. Bo to widać było, ociężały taki – mówi sąsiadka.
- Mnie też nieraz odgrażał się, że mnie spali, że łeb utrąci – dodaje sąsiad zamordowanego. Pytany, czy ofiara często bywała w domu braci, wyjaśnił, że nawzajem się odwiedzali. - Pili i bili się, taka prawda – dodał.
Jest 19 lutego tego roku. Około godziny 16 pan Ryszard pojawia się w domu braci J. Pomiędzy nim a Robertem dochodzi do awantury. Potem wszystko dzieje się błyskawicznie.
Jak opowiada matka podejrzanych o zabójstwo, gdy Ryszard wszedł, jej syn Robert poderwał się z łóżka i uderzył go w twarz. - On tak się rzuca, jak ten pies na człowieka. Głową go zanurzył w wannie i trzymał. A Grzesiek trzymał go za nogi. Pomacałam go po twarzy, a on zimny. Chciałam lecieć po sąsiadkę, ale Robert mnie strzelił w mordę. Powiedział, że jak pójdzie siedzieć przez ze mnie, to łeb mi urżnie. I stale mi o tym łbie mówił – dodaje Teresa J.
Z jej relacji wynika, że utopionego mężczyznę bracia wywieźli w biały dzień do lasu. Tydzień później siostra pana Ryszarda zgłosiła na policji jego zaginięcie. Rozpoczęły się poszukiwania. Brali w nich udział zarówno funkcjonariusze, jak i poruszeni nagłym zniknięciem mieszkańcy Raszkowa. Jeden z nich odnalazł ciało zakopane w lesie.
- Zęby powybijane, zapuchnięty cały, bardzo zmaltretowana twarz – opisuje siostra zamordowanego Ryszarda.
Bracia J. zostali zatrzymani niespełna dwie godziny po odnalezieniu zwłok. Razem z nimi za kraty trafiła również ich matka. Mężczyznom prokurator postawił zarzut zabójstwa. Pani Teresa usłyszała zarzut nieudzielenia pomocy. Następnego dnia… została wypuszczona na wolność.
- Kobieta po przesłuchaniu została przez prokuratora zwolniona, prokurator zastosował wobec niej wolnościowy środek zapobiegawczy w postaci dozoru policji – informuje Daniel Prokopowicz z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
- Dla mnie to jest ewidentnie współudział, a nie nieudzielenie pomocy, bo przecież nie wierzę, że ona stała i patrzyła, jak oni mordują – uważa mieszkanka wsi.
- Ona bezpieczniejsza by była chyba w tym więzieniu. Tak myślę. Nie wiem. To jest życie wsi – dodaje sąsiadka zamordowanego Ryszarda.
Grzegorz i Robert J. zostali aresztowani na trzy miesiące. Za zabójstwo sąsiada grozi im dożywocie. Najpierw obaj przyznali się do winy. Teraz Robert twierdzi, że jest niewinny. Niebawem obydwu braci zbada biegły psychiatra.
Teresa J. spisała zeznania, które chce złożyć przed sądem. - Robek uderzył go w nogę, a później w twarz i zaczęła się kłótnia. W międzyczasie chłopcy przynieśli wannę, bo chcieli prać ubranie. Stała woda i wpadł on do wody, a później go utopili. – odczytała je dla nas.
- Wszyscy mówią, że oni to zgonią na tego, co ma „żółte papiery”. Posiedzi trochę w zakładzie, matka już wyszła i dalej będzie popłoch. Ludzie już dzisiaj się boją – twierdzi siostra zamordowanego Ryszarda.
- Panie, też mi przykro! Ludzie ino gadają. Ja nie dam rady tu żyć. Trzeba domu szukać gdzieś – podsumowuje Teresa J.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl