Żeby mieć szansę na główną nagrodę, trzeba kupować. Wydała 20 tys. zł
Pani Agnieszka Bętkowska zdecydowała się wziąć udział w loterii. Warunek był jeden: żeby móc uczestniczyć w losowaniu nagrody głównej, trzeba kupować produkty, które oferuje firma. Przez 12 lat pani Agnieszka biorąc udział w loterii wydała na produkty ponad 20 tys. zł. Nigdy nic nie wygrała…
„Pani Agnieszka Bętkowska należy do grona klientów z wyróżniającą się historią kontaktów z naszą firmą. Bardzo nam zależy, by zostało to odpowiednio docenione” – czyta Agnieszka Bętkowska treść jednego z pism, jakie dostała od firmy.
- Oczywiście żal jest tutaj bardzo uzasadniony. Ci ludzie konstruują swoją ofertę w taki sposób, że stanowi ona w pewien sposób sidła – mówi Adam Czajkowski, ekspert do spraw perswazji i technik wywierania wpływu.
I w takie sidła wpadła pani Agnieszka Bętkowska z Krakowa. Ma 85 lat. Jest osobą samotną. Nigdy nie założyła rodziny. Czworo młodszego rodzeństwa już zmarło.
Pani Agnieszka została sama. Żyje bardzo skromnie. Utrzymuje się z niewielkiej emerytury - 1200 zł musi wystarczyć jej na wszystko. 12 lat temu lekarze zdiagnozowali u niej nowotwór piersi. Szybka operacja była konieczna. Kiedy pani Agnieszka wróciła ze szpitala do domu, w skrzynce czekał na nią list. Była to propozycja udziału w loterii.
- Zostałam po prostu z moją małą emeryturą oraz z problemami zdrowotnymi. Nawet jeśli chcę coś zrealizować, jakieś badanie, to nie mam na nie. Pomyślałam, że może wezmę udział w tej loterii – wspomina pani Agnieszka.
- Połączyło się to najprawdopodobniej z jej trudnościami życiowymi i tym, że wizja wygranej faktycznie ułatwiłaby jej uporządkowanie pewnych problemów w życiu - mówi Adam Czajkowski, ekspert ds. perswazji i technik wywierania wpływu.
I tak też było. Pani Agnieszka zdecydowała się wziąć udział w loterii, żeby mieć pieniądze na dalsze leczenie. Warunek był jeden: żeby móc uczestniczyć w losowaniu nagrody głównej, trzeba kupować produkty, które oferuje firma.
- Nie było tańszego produktu niż 100 zł i doliczali za przesyłkę jeszcze 20 zł – twierdzi pani Agnieszka.
- O co można te firmę ewentualnie posądzać? O to, że manipuluje informacjami pod takim kątem, że przedstawiana jest tylko wizja wygranej – ocenia ekspert Adam Czajkowski.
- Początkowo jako główna wygrana były to bardzo wysokie kwoty: 500 tys. zł. Później co roku się zmniejszało - do 300 tys. i ta ostatnia była za 200 tys. zł. W zawiadomieniu przed finałem napisali, jaka mnie czeka wygrana – wspomina pani Agnieszka.
Reporterka: Ile razy pani była w finale, otrzymując od nich takie pisma, że już pani jest bliziutko tej nagrody?
Pani Agnieszka: 10.
- Stwarzają te pozory wygranej, ale proszę zwrócić uwagę, jakich używają sformułowań – tam jest „szansa wygranej”. Te teksty wszystkie są tak sformułowane, żeby ostatecznie taka firma mogła powiedzieć: klient sam świadomie się na to zdecydował, a my nic nie obiecywaliśmy. My mówiliśmy tylko, że przyznajemy szansę – komentuje ekspert Adam Czajkowski.
Przez 12 lat pani Agnieszka biorąc udział w loterii wydała na produkty ponad 20 tys. złotych. Nigdy nic nie wygrała. Kiedy w październiku ubiegłego roku napisała list do tej firmy, wyrażając swoje niezadowolenie i rozczarowanie, została wykreślona z loterii.
- Napisałam w tym liście, że nie mam ani pieniędzy, ani nagrody. Zostały mi tylko po prostu niepotrzebne rzeczy, które mam na półkach i patrzę na nie – przyznaje emerytka.
Już w 2011 roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ukarał tę firmę kwotą 4 mln zł za sugerowanie konsumentom, że muszą zakupić towar, aby wziąć udział w loterii. Firma odmówiła nam oficjalnej wypowiedzi.
„W swojej działalności nasza firma stosuje się do wytycznych wynikających z ugody zawartej z Prezesem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Urządzane przez nas loterie promocyjne są legalnym środkiem promocji sprzedaży. Są one zgodne z ustawą o grach hazardowych i urządzane są na podstawie pozwoleń wydawanych przez Dyrektora Izby Administracji Skarbowej” – głoś treść oświadczenia firmy.
- Czuję się oszukana przez tę instytucję. Straciłam, może sobie jakoś dam radę, ale tak nie może być. Może ochronię kogoś, bo dużo ludzi gra – podsumowuje pani Agnieszka.*
* skrót materiału
Reporter: Małgorzata Frydrych
mfrydrych@polsat.com.pl