Tajemnicze zaginięcie sprzed ćwierć wieku. Archiwum X odkrywa nowe tropy
Robert Wójtowicz był żarliwym katolikiem, udzielającym się w duszpasterstwie akademickim. Studiował psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tak było do 20 stycznia 1995 r., kiedy 23-latek wyszedł na uczelnię i ślad po nim zaginął. Mimo upływu lat, sprawa jego zniknięcia wciąż pozostaje tajemnicą. Badaj ją słynne policyjne Archiwum X. Śledczy są pewni, iż Robert padł ofiarą zabójstwa.
- Został zamordowany na tle seksualnym. To duchowny, nikt inny, zamordował Roberta – twierdzi Lech Wójtowicz, ojciec zaginionego Roberta.
- Uważam, że jest to najciekawsza sprawa z jaką przyszło mi się zmierzyć przez te tyle lat (służby) – mówi oficer Archiwum X KWP w Krakowie, zastrzegając, że nie jest przekonany, że będzie w stanie ją rozwiązać.
Robert Wójtowicz miał 23 lata. Mieszkał w Krakowie. Studiował psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był żarliwym katolikiem. Udzielał się w duszpasterstwie akademickim. Tak było do stycznia 1995 roku.
Jest 20 stycznia 1995 roku. Około południa Robert wychodzi na uczelnię. Nigdy jednak tam nie dociera. Nie wraca też na noc do domu. Następnego dnia zaczynają się poszukiwania.
- Mówiło się, że być może poszedł do sekty, bo był na psychologii, prawda? Tam działają różne grupy, czy osoby wpływowe. Takie, czy siakie, zwłaszcza w tych latach wtedy – mówi ksiądz z parafii zaginionego Roberta.
- Trop sekty, o tym powiedziała tylko jedna osoba, która wszystkim to rozpowiadała. Tą osobą był ksiądz – tłumaczy Dawid Serafin z portalu Onet.pl.
- Uznaliśmy, że wątek sekt, to jest proces rozsiewania iluzji przez osoby związane bezpośrednio z zabójstwem Roberta - mówi oficer Archiwum X KWP w Krakowie.
Ksiądz Adam
Odwiedziliśmy księdza Adama, ówczesnego szefa duszpasterstwa akademickiego w Krakowie, który według bliskich dobrze znał Roberta.
- Nic nie mam do powiedzenia. Wszystko, co miałem powiedzieć, to już powiedziałem. Policja wszystko wyjaśnia – zaznacza duchowny na wstępie.
Ojciec zaginionego Roberta twierdzi, że podczas przesłuchania ksiądz Adam „kręcił”.
- Mówił, że tak nie bardzo kojarzy Roberta – precyzuje Lech Wójtowicz.
Pytany o ten wątek ks. Adam tłumaczy, że Robert Wójtowicz „nie był liderem grupy i przyszedł do niego zaledwie kilka razy.”
- Nie zorganizował większych poszukiwań w ramach duszpasterstwa. Ojciec rozwieszał plakaty, robił wszędzie szum, a ksiądz i duszpasterstwo nie – dodaje Karolina Gawlik z portalu Onet.pl.
- Poszukiwała policja, poszukiwali znajomi. Myśmy cały czas na ten temat rozmawiali - tłumaczy ks. Adam.
Ksiądz Andrzej
Ksiądz Adam ma brata, również księdza, który w czasie zaginięcia Roberta Wójtowicza przebywał w seminarium.
- Pojawiał się (ks. Andrzej) na plebanii, znał członków duszpasterstwa, co ciekawe – nam powiedział, że Roberta nie znał. Natomiast z zeznań złożonych na policji wynika, że Roberta znał – relacjonuje Dawid Serafin z Onet.pl.
Lech Wójtowicz, ojciec zaginionego Roberta rzuca mocne oskarżenia: oni wspólnie współpracowali w sprawie zacierania śladów. Mordu.
Dzień po zaginięciu Roberta w duszpasterstwie miał odbyć się karnawałowy bal przebierańców. Robert nie mógł się go doczekać. Do końca nie miał jednak pomysłu za kogo się przebrać. Koleżanka doradziła mu, aby wybrał strój kominiarza. Ale w ostatniej chwili Robert zmienił zdanie. Poprosił matkę, aby przyniosła mu z pracy lekarski kitel.
- W dniu zaginięcia powiedział swojej mamie, żeby przyniosła mu biały kitel, bo przebierze się za lekarza, więc wiedziała o tym tylko mama i zaginiony Robert. Potem w zeznaniach na policji brat księdza powiedział, że Robert miał się przebrać za lekarza. Pytany skąd to wie, powiedział, że od brata. Czyli księdza, który kierował wówczas duszpasterstwem – mówią Karolina Gawlik i Dawid Serafin, dziennikarze Onet.pl.
- Ja nic nie wiem o żadnym kitlu! Ani tym bardziej nie przekazywałem bratu, przecież brat go nie znał osobiście – mówi ksiądz Adam.
Reporter: To czemu księdza brat takie rzeczy opowiada?
Ks. Adam: To już jego by trzeba było spytać, bo ja przynajmniej nic na ten temat nie wiem.
Ksiądz Andrzej, brat księdza Adama nie chciał z nami rozmawiać. - Do widzenia. Niech wam Pan Jezus błogosławi na święta, szczęść Boże! Ojcze nasz, któryś jest w Niebie, święć się imię Twoje, bądź wola Twoja, modlę się za waszą panią Dorotę Gawryluk, pozdrówcie ją ode mnie, szczęść Boże – przekazał i odszedł.
Jak ustalili śledczy, na kilka tygodni przed zaginięciem Robert zaczął opuszczać zajęcia na uczelni. Wychodził z domu. Nie wiadomo jednak, gdzie i z kim spędzał czas. Kiedy zaginął, razem z nim zniknęły też jego dokumenty – w tym paszport. Mimo to śledczy wykluczyli, aby chłopak z własnej woli wyjechał i zerwał kontakt z rodziną.
- Tuż po zaginięciu Roberta, o czym zeznali i powiedzieli nam też wikary i ówczesny proboszcz, ksiądz chodził struty, załamany, przybity, z tego co wiemy też zaczął sięgać częściej do kieliszka. Miał problemy z alkoholem i co ciekawe – w każdym momencie, w którym sprawa Roberta wracała do mediów, te problemy z alkoholem wracały – twierdzą Karolina Gawlik i Dawid Serafin, dziennikarze Onet.pl.
Śledztwo Archiwum X
W 2015 roku sprawą zaginięcia Roberta zajęli się najlepszy śledczy – słynne krakowskie policyjne Archiwum X. Po analizie akt, oficjalnie stwierdzili, że Robert padł ofiarą morderstwa, a za jego śmiercią stoi ktoś, kogo dobrze znał.
- Co ciekawe, kiedy taka informacja się pojawiła, to ksiądz ... wydzwaniał do policjantów i dopytywał, co w tej sprawie drgnęło i tak dalej. Tak reagują osoby, które albo były blisko związane z osobą, albo sprawca, który chce kontrolować sytuację – ocenia dziennikarz Dawid Serafin.
- Był bardzo ciekawy jak sprawa się toczy i zasugerował, że właśnie słyszał w radiu, że to zabił ktoś z rodziny – dodaje redaktor Karolina Gawlik.
- A my wiemy, czy w ogóle Robert zginął – pyta ksiądz Adam.
W maju 2015 roku księdza Adama i jego brata poddano badaniu na wykrywaczu kłamstw. To samo uczyniono też z księdzem Stanisławem – ich bliskim przyjacielem, który w latach dziewięćdziesiątych mieszkał na tej samej plebanii. Biegły od poligrafu stwierdził, że wszyscy trzej kapłani mogą mieć wiedzę na temat tego, co stało się z zaginionym Robertem. Jego zdaniem, mogli też uczestniczyć w zacieraniu śladów zbrodni.
- Najbardziej nerwowo reagowali na pytania o to, gdzie doszło do zbrodni, kto popełnił tę zbrodnię, jak zostało usunięte ciało i gdzie zostały zakopane zwłoki – mówi Dawid Serafin, a Karolina Gawlik dodaje, że denerwowali się przy słowie „koc” i „dywan”, „zawinięcie w koc i dywan”.
Ksiądz Stanisław
Udaje nam się dotrzeć do ks. Stanisława.
Reporter: Był ksiądz badany wariografem…
Ks. Stanisław: Tak.
- I to badanie nie wypadło korzystnie…
- Nic mi o tym nie wiadomo. Niestety. Wariograf jest maszyną, więc...
- Maszyna mylić się raczej nie powinna…
- Czasami się psuje.
O to, dlaczego wyniki badania wariografem były złe, pytamy również ks. Adama.
- A dlaczego się teraz denerwuję, jak rozmawiamy? – odpowiada.
- Emocjonalnie reagują też przy pytaniach o motywy zbrodni, przy takich słowach jak homoseksualizm, zazdrość o mężczyznę, czy bycie świadkiem kompromitującego zachowania – mówi o badaniu wariografem Karolina Gawlik z Onet.pl. - Nie mówię, że ksiądz coś zrobił, od tego są śledczy, ale na pewno ksiądz coś wie - dodaje.
W 2018 roku śledztwo w sprawie zabójstwa Roberta wszczęła prokuratura. Księża występują w nim jednak wyłącznie jako świadkowie. Nikogo nie zatrzymano. Nikomu nie przedstawiono żadnych zarzutów. Aby oskarżyć o zbrodnię, najpierw trzeba bowiem odnaleźć ciało.
- Mogli pochować ciało na cmentarzu. W grobowcu jakimś, gdzie nikt już nie zagląda do tego grobowca. Nie ma tam żadnych pochówków, nie ma niczego, prawda – snuje przypuszczenia Lech Wójtowicz, ojciec Roberta.*
* skrót materiału
rzalewski@polsat.com.pl