Kupili nowe domy, dojazd zamienia się w rzekę
Wystarczy kilka dni deszczu, by życie na nowo wybudowanym osiedlu domów w Raciborowicach pod Krakowem zamieniło się w koszmar. Wszystko przez nieprzystosowaną do użytkowania drogę dojazdową, która zamienia się w trudne do sforsowania suchą stopą bajoro. Drogę utwardził deweloper. Jest prywatna, dlatego mieszkańcy nie mogą liczyć na pomoc wójta, starosty czy nadzoru budowlanego.
Osiedle w Raciborowicach przy ulicy Kanoniczej powstaje od 2016 roku. Deweloper sprzedając bliźniaki, oferuje nowym właścicielom udział w drodze dojazdowej, z którą od powstania inwestycji są same problemy.
- Kupowałem dom w zimie, więc droga była zasypana śniegiem. Na pytanie, jak będzie wyglądała po zakończeniu budowy, usłyszeliśmy, że będzie utwardzona i wyrównana. Na tę chwilę to jest jedno wielkie zapadlisko, które po jednym dniu deszczu jest tak naprawdę zalane. Podczas ostatnich opadów nawet się z sąsiadami śmialiśmy, że droga wystąpiła z brzegów, ponieważ zaczęła przelewać się przez ogrodzenie na działki – opowiada Mariusz Pleczny.
Po zakupie mieszkańcy dowiedzieli się, że droga miała zostać utwardzona nielegalnie, aby uzyskać pozwolenie na budowę. Natomiast grunt pod nią nie został nawet odrolniony. Zgodnie z decyzją Starostwa Powiatowego w Krakowie to deweloper został obciążony winą za zaistniałą sytuację. Od decyzji może się jeszcze odwołać.
- Zgoda na te budynki, pozwolenie, zostało wydane w zeszłym roku (mimo braku odrolnienia). To dlatego, że dla wydziału architektury podstawą, jeżeli chodzi o zorientowanie się w sytuacji, jest mapa zasadnicza aktualizowana dla celów projektowych. Według tej mapy, w tym miejscu była droga utwardzona i wydział architektury miał pełne prawo podejrzewać, że ta droga jest wybudowana legalnie – tłumaczy Krzysztof Kamiński ze Starostwa Powiatowego w Krakowie.
- Jest jeszcze sprawa związana z drugim urzędem: Inspektoratem Nadzoru Budowlanego, który na tę chwilę wydał nakaz rozbiórki tej drogi, ponieważ doszło do samowoli budowlanej na etapie starania się o pozwolenie na budowę tych domów. Do tej pory musieliśmy mówić, że „ktoś”, ponieważ nie było to wskazane. W tym momencie w decyzji starostwa jest jasno wskazane, że deweloper, czy też inwestor, który stawał te budynki nielegalnie, na własną rękę utwardził te działki rolne, tak aby powstała droga i na tej podstawie uzyskał pozwolenie na budowę – wskazuje Mariusz Paleczny, mieszkaniec osiedla.
- Jak przyszliśmy oglądać dom, to pani od dewelopera powiedziała, żebyśmy sobie ubrali gumiaki, bo droga jest taka tymczasowa, błotna. Jak tymczasowa, to spoko, ale minął rok i ta droga jest taka sama. Nic się nie zmieniło, nawet bym powiedziała, że jest gorzej – ocenia Sylwia Chrząścik, mieszkanka osiedla.
- Czarny humor już nas się trzyma, tak że tutaj amfibie kupujemy, pontony. Jakieś filmy znajdujemy gdzie mają panowie podobne sytuacje i się kąpią w tych kałużach. Mówimy, że my mamy lepsze warunki. Ale do kąpieli, nie do jazdy samochodem czy odprowadzania dzieci do przedszkola – dodaje kolejny mieszkaniec Mariusz Dybał.
Umawiamy się z przedstawicielem dewelopera, aby obejrzeć jeden z domów wystawionych na sprzedaż. Mimo zapewnień, że oferta jest aktualna, na miejscu pokazana zostaje nam inna inwestycja. Dopiero po chwili docieramy na ulicę Kanoniczą.
- Nie jesteśmy właścicielem drogi. Od początku to była współwłasność. I normalnie jak jest wysypana kamieniem ta droga, to po iluś tam latach z urzędu ona automatycznie zostanie powiedziane, że ona jest utwardzona, dobra, koniec. Podbije starosta i można to doprowadzić… no można z tego korzystać jak z drogi takiej już utwardzonej – słyszymy.
- Mieszkańcy się skarżą na to, że mają tu jezioro zamiast drogi – wskazujemy w rozmowie ze współwłaścicielką firmy deweloperskiej.
- No, mają.
- To, że nie stoimy teraz w kałuży to akurat tylko dlatego, że nie ma deszczu. Może należałoby ten problem jakoś rozwiązać?
- Staramy się cały czas, proszę mi wierzyć. Zależy nam na tym, bo tak jak pan widzi, fajne domy, fajnie wybudowane. Przy sprzedaży domów, nigdy nikomu nie powiedzieliśmy, że my zrobimy drogę. Było mówione, że będzie utwardzony dojazd.
- Dzieci dorastają, chciałyby na rowerach pojeździć czy iść na spacer. A my, zanim pójdziemy na spacer, pakujemy wszystkich do auta i przejeżdżamy przez wodę. Śmiejemy się, że amfibia jest nam potrzebna, tak to wygląda – opowiada Mariusz Dybał, mieszkaniec osiedla.
- Wygląda to strasznie, czasem nawet ryzykownie. Na naszych nagraniach widać nawet, jak niejednokrotnie dzieci muszą wspinać się po ogrodzeniu jednego z domów, żeby przejść w miarę suchą nogą na drugi brzeg, po to żeby się tylko i wyłącznie wydostać z domu. To jest w codziennym życiu niewyobrażalna sytuacja – podsumowuje Mariusz Paleczny, mieszkaniec osiedla.*
* skrót materiału
jhnat@polsat.com.pl