Zabójca już nie żyje. Ciała 23-latki nigdy nie odnaleziono
Po 23 latach pojawiła się nadzieja na odnalezienie szczątków zamordowanej Joanny Gibner z Olsztyna. Jej zabójstwo na stałe weszło do kanonu polskiej kryminalistyki ze względu na jeden z pierwszych poszlakowych procesów w Polsce. Skazano w nim męża 23-latki - Marka W. Mężczyzna przyznał się, że udusił żonę, a jej ciało poćwiartował i wrzucił do jeziora. Później odwołał zeznania. Czy uda się odnaleźć szczątki Joanny?
Joanna Gibner miała 23 lata. Mieszkała w Olsztynie razem ze swoim mężem, 21-letnim Markiem W. Młodzi poznali się w maju 1996 roku. Po trzech miesiącach znajomości postanowili się pobrać.
- Już w noc poślubną, w poranek poślubny był pijany i bił, chciał Asię udusić – powiedziała Danuta Januszewska, matka zamordowanej Joanny.
- Zacisnąłem ręce na szyi. W ten sposób. Ona trochę tak głową chyba kręciła, wierzgała, nie? – opowiadał podczas wizji lokalnej Marek W.
Jest 13 września 1996 roku. Pani Joanna po raz kolejny kłóci się z mężem. Około godziny 15:00 wzburzona, rzekomo wychodzi z domu. Tak twierdzi Marek W. Ale nie ma żadnego świadka, który może cokolwiek potwierdzić.
- Policji nie udało się znaleźć żadnych takich twardych dowodów na to, że mamy do czynienia z zabójstwem i kto jest ewentualnym sprawcą – przekazał Olgierd Dąbrowski-Żegalski z Sądu Okręgowego w Olsztynie.
Zaginięcie pani Joanny pozostawało tajemnicą przez 7 lat. W tym czasie Marek W. związał się z kolejną kobietą. We wrześniu 2003 roku jego nowa konkubina niespodziewanie zgłosiła się na policję i postanowiła przerwać zmowę milczenia.
- Z jakiegoś powodu się pokłócili i pan W. miał jej zagrozić, że on zrobi jej to samo, co zrobił ze swoją żoną. Mężczyzna przyznał się do tego zdarzenia, opisał jak do tego doszło, jakie osoby uczestniczyły w tym zdarzeniu, to wszystko opisał wobec organów ścigania – przekazał Olgierd Dąbrowski-Żegalski z Sądu Okręgowego w Olsztynie.
Marek W. podczas wizji lokalnej opisał, w jaki sposób umieścił ciało żony w skrzyni w wersalce.
- Policjanci byli w tym mieszkaniu i siedzieli na tej wersalce, gdzie mogły się jeszcze wtedy znajdować zwłoki tej dziewczyny – stwierdził dziennikarz Marek Książek.
- Później spakował zwłoki do torby, a że nogi się nie mieściły, więc połamał nogi i położył na klatce piersiowej - relacjonowała Danuta Januszewska, matka Joanny.
Następnie – jak przekazał Olgierd Dąbrowski-Żegalski z Sądu Okręgowego w Olsztynie - zwłoki miały zostać poćwiartowane, obciążone złomem albo gruzem, wrzucone do worków, a następnie wyrzucone do jeziora.
- Rzuciłem (worki do jeziora), brat mnie ściągnął po lince, spuściliśmy powietrze z pontonu i do bagażnika zapakowaliśmy. Pojechaliśmy sobie na piwo – opowiadał Marek W. podczas wizji lokalnej.
W ukryciu zwłok Markowi W. mieli pomagać jego brat Arkadiusz W. i przyjaciel – Tomasz H. Ten drugi złożył przed sądem mrożące krew w żyłach zeznania. Stwierdził, że Marek W. zabił nie jedną, lecz... dwie osoby. Oprócz Joanny, w mieszkaniu zginąć miał jej rzekomy kochanek.
Jezioro Dywickie zostało dwukrotnie przeszukane przez płetwonurków z Marynarki Wojennej. Kilkadziesiąt osób usiłowało odnaleźć zwłoki Joanny. Bez skutku. Mimo to, Marka W. skazano za zabójstwo na 15 lat więzienia. Był to jeden z pierwszych procesów poszlakowych w Polsce. Poszlakowych, bo Marek W. przed sądem wycofał wszystkie swoje wcześniejsze zeznania.
We wrześniu zeszłego roku Marek W. po odbyciu całej kary wyszedł na wolność. Cztery miesiące temu niespodziewanie zmarł. Tajemnicę o miejscu ukrycia Joanny zabrał ze sobą do grobu. Matka dziewczyny od 23 lat nie może więc godnie pochować córki.
Kilka dni temu, z inicjatywy Fundacji Na Tropie grupa ochotników postanowiła po raz kolejny podjąć próbę odnalezienia szczątków zamordowanej Joanny. W ciągu tygodnia zamierzają przeszukać całe jezioro i miejscami przekopać dno. Wszystko po to, aby wreszcie rozwikłać zagadkę.
- Dołożymy wszelkich starań, żeby całe to jezioro przetrzepać, i jeżeli jest taka możliwość, żeby ulżyć chociaż odrobinę. Żeby pani mogła się wreszcie położyć spokojnie spać – powiedział matce Joanny Radosław Jurkowski z Grupy Nurkowej 5 Fal.
- Wyeliminowaliśmy trzy punkty z tego, co mieliśmy do sprawdzenia, więc moim zdaniem jesteśmy bliżej wyjaśnienia, niż dalej – przekazał nam później Jurkowski.
- Żyję po to, żeby choćby jedną cząsteczkę po mojej Asi znaleźć. Ja ją urodziłam, kochałam i kocham. Jakby ktoś mi powiedział: „proszę panią, 100 km dalej jest ciało Asi”, to jestem gotowa iść na pieszo. I dojdę. I rękami wygrzebię – podsumowuje Danuta Januszewska, matka Joanny.*
* skrót materiału
rzalewski@polsat.com.pl