Przez mieszkanie przechodzi wspólny korytarz
Pan Andrzej Lupiński jest właścicielem mieszkania w Chojnowie, które dzieli korytarz należący do części wspólnej kamienicy. Na jego końcu znajduje się wejście do drugiego lokalu, do niedawna komunalnego. Lokatorzy żyli w nim bez łazienki, a nieczystości wynosili w wiaderkach przez korytarz, przez mieszkanie pana Andrzeja. Mężczyzna próbował kupić drugi lokal, ale twierdzi, że nie był w stanie przystąpić do przetargu. Pan Andrzej musi zamykać każdy z pokoi na klucz.
W Chojnowie na Dolnym Śląsku mieszka pan Andrzej Lupiński ze swoją partnerką Anną. Mieszkanie należało do jego matki. Po jej śmierci mężczyzna odziedziczył lokal.
- Mama mojego partnera była najemcą komunalnym tego lokalu. Lokal właściwie od lat 40. należał do rodziny mojego partnera. W jednej części mieszkała mama mojego partnera ze swoimi dziećmi, a w drugiej części jej pasierbica - tłumaczy Anna Petroczko, partnerka pana Andrzeja.
Matka pana Andrzeja wykupiła 60-metrowe mieszkanie od miasta: cztery pokoje bez łazienki. Drugi, sąsiadujący lokal chciała wykupić w przyszłości razem z korytarzem, który należy do części wspólnej kamienicy.
- Po śmierci córki mojego teścia, moja teściowa chciała scalić lokal i wykupić go na własność. Niestety nie zgodził się na to urząd - tłumaczy pani Anna.
Wspólny korytarz był powodem nieporozumień i kłótni z lokatorami sąsiedniego, komunalnego lokalu. Pan Andrzej i pani Anna byli zmuszeni założyć zamki w drzwiach do każdego pomieszczenia.
- Mieliśmy do czynienia z wędrówką ludów. Ktoś przychodził, wychodził, my szliśmy np. do toalety i mogliśmy w każdej chwili spotkać się z naszą sąsiadką, z jej partnerem, dziećmi, ze wszystkimi osobami które chciały „odwiedzić” - dodaje pani Anna.
Anna Burakowska, znajoma pani Anny, przekonuje, że w takim mieszkaniu „nie ma poczucia bezpieczeństwa”. - Nie ma mowy o prywatności, to jest skandal. Ta sprawa przez tyle lat nie została rozwiązana - przekonuje.
- Każde z drzwi są zamykane na klucz. Jak wychodzimy, to musimy je zamknąć, bo różnie to bywa. Ktoś może wejść w każdej chwili - dodaje Andrzej Lupiński, właściciel mieszkania.
- Najemcy komunalni nie mieli w swoim lokalu łazienki, a ciepłą wodę mieli chyba z bojlera. Toaleta znajdowała się na półpiętrze. Był taki okres, że toaleta została pobrudzona, najemcy z jej nie korzystali. Wtedy załatwiali swoje potrzeby do wiaderka i nosili je na półpiętro - mówi pani Anna Petroczko.
Pan Andrzej i pani Anna zwracali się do urzędu miasta w Chojnowie o rozwiązanie problemu korytarza. Chcieli też wykupić drugi, sąsiedni lokal. Urząd miasta postanowił przeprowadzić przetarg. Pan Andrzej i jego partnerka twierdzą, że nie mogli przystąpić do przetargu, bo ich lokal jest niesamodzielny.
- Wielokrotnie pisaliśmy pisma, podnosiliśmy argumenty, żeby mieszkanie zostało nam przydzielone. Jednak wszystkie decyzje urzędu były decyzjami odmownymi - dodaje pan Andrzej.
- Nalegaliśmy na formę bezprzetargową, ponieważ mieliśmy podejrzenia, że nasz lokal jest niesamodzielny. Urząd już nie odpisywał na nasze pisma. A jeśli odpisywał, to hurtowo, kilkoma zdaniami - mówi partnerka właściciela mieszkania.
- Decyzja została podjęta świadomie, zgodnie z prawem na podstawie dokumentów, które posiada urząd miejski w Chojnowie - mówi Jan Serkies, burmistrz Chojnowa. Jak dodaje, lokal nr 2, który został sprzedany, według starostwa powiatowego jest lokalem samodzielnym.
- My nie mogliśmy przystąpić do przetargu. Jeśli podejrzewamy, że nasz lokal jest niesamodzielny. Do przetargu mogą przystąpić osoby, które mają lokal samodzielny - zapewnia Anna Petroczko.
Innego zdania jest burmistrz Chojnowa. - Na bazie informacji, które posiadałem, ten pan mógł przystąpić do przetargu - zapewnił Jan Serkies.
Przed przetargiem pan Andrzej i pani Anna zwrócili się do starostwa powiatowego w Legnicy o sprawdzenie, czy ich mieszkanie faktycznie jest samodzielnym lokalem. Okazuje się, że urząd zmienił zdanie. Starostwo w 2009 roku twierdziło, że lokal jest samodzielny, w 2019 roku, że już nie jest.
- Wiem, że to wygląda trochę dziwnie, że raz starostwo wydało postanowienie takie, a teraz idzie w innym kierunku. My stwierdzamy stan faktyczny, nie wiem, czy te 10 lat temu był inny - zapewnia Adam Babuśka ze Starostwa Powiatowego w Legnicy.
Lokal komunalny, sąsiadujący z mieszkaniem pana Andrzeja, został sprzedany. Korytarz wciąż jest częścią wspólną, co oznacza, że przez mieszkanie pana Andrzeja znów będą przechodzić obcy ludzie. Ani urząd miasta, ani starostwo powiatowe nie wiedzą, jak rozwiązać problem.
- Na pewno zwrócę się do zespołów radców prawnych, żeby ten temat wyjaśnić. My też jesteśmy zaskoczeni decyzją. Nikt nie kontaktował się z wydziałem, że istnieje jakiś problem - przekonuje burmistrz Jan Serkies. Adam Babuśka zapewnia, że po stronie starostwa jest „dobra wola”.
- Mój partner ma teraz depresję, nie ma siły już walczyć, ja widzę, jak on marnieje, dlatego to robię, nie chcę, żeby stała się jakaś tragedia - przekonuje pani Anna Petroczko.
- Nikt nie mieszka w taki sposób jak my. Cały czas walczymy, żeby normalnie funkcjonować - podsumowuje pan Andrzej.*
*skrót materiału
atrela@polsat.com.pl