Na długie lata zapomniała o synu. Teraz chce odzyskać Filipa
Pani Renata twierdzi, że 7-letniego Filipa wychowuje niemal od urodzenia, bo matka nie interesowała się chłopcem. Dlatego od 2014 r. była rodziną zastępczą dla Filipa. Według pani Renaty i jej rodziny Sylwia K. przypomniała sobie o synu, gdy rząd zaczął wypłacać świadczenie 500+. Sąd dał matce jeszcze jedną szansę. Babcia nie składa broni.
47-letnia Renata Rzeszotek mieszka w Wólce Radzymińskiej niedaleko Warszawy. Kobieta od pięciu lat jest rodziną zastępczą dla swojego wnuka Filipa. Mimo iż dziecku jest z nią dobrze, to niebawem chłopiec może wrócić do swojej biologicznej matki. Tak niedawno postanowił sąd.
- Córka zostawiła mi wnuka, nie interesując się nim, jego stanem zdrowia. Nie przyjeżdżała, nie odwiedzała dziecka. Jak już przyjeżdżała, to zabierała go na dwa dni. Przebywała z nim w najróżniejszych miejscach: śpiąc z nim na działkach, w Legionowie spała na koszarach, zostawiała go u znajomych – twierdzi Renata Rzeszotek, babcia Filipa.
- Czy urodziny, czy święta - nie przyjeżdżała – dodaje.
Pani Renata twierdzi, że 7-letni dziś Filip jest pod jej opieką od urodzenia. Jednak dopiero w 2014 roku sąd ustanowił babcię rodziną zastępczą. Według pani Renaty jej córka Sylwia od początku nie interesowała się synem, nie łożyła na jego utrzymanie i nie odwiedzała go.
- Był taki okres, że dziecko powinno iść do przedszkola, ale ona się nie interesowała tym. Więc zadzwoniłam do asystentki rodziny i poinformowałam, że wnuk tu przebywa, co mam robić. I ruszyła lawina. Został poinformowany sąd, przyjechała pani kurator rodzinna na wywiad. Później przyszło z sądu z Legionowa, że wnuk zostaje pod moją opieką – wspomina babcia Filipa.
- Ona pojechała do Zakroczymia za pracą. Filip wtedy został u jakichś znajomych w Legionowie. Nie mieliśmy z nim kontaktu. Po jakimś czasie pytamy Filipka, co by chciał zjeść. A on mówi, że cebulę, bo jak był u Sylwii, u jej znajomych, to mu tylko cebulę dawali – opowiadają Anna i Michał Greccy, córka i zięć pani Renaty.
Pani Renata nigdy nie miała łatwego życia. Ale dwa ostatnie lata są dla niej bardzo trudne. Córka - Sylwia K. postanowiła odzyskać syna. Według pani Renaty powodem jest przyznane na dziecko świadczenie 500+.
- Zaczęło się, jak weszło 500+. Ja jestem pomawiana, że dziecko trzymam dla 500+. To jest nieprawda, bo dziecko mieszkało u nas dwa lata bez żadnych pieniędzy – zauważa pani Renata.
- Ona najprawdopodobniej ma problemy finansowe i szybko potrzebuje pieniędzy. Z tego, co wiem, to jej pensja jest zajęta przez komornika – dodaje Anna Grecka.
- To właśnie jest odwrotnie, bo im się nie chce pracować. Sylwia nie wiedziała, że ma odebrane w ogóle prawa. Dopiero później zaczęła się starać o pracę i o to, o tamto – twierdzi partner Sylwii K.
- Jest wyrok sądowy, że ona ma prawo cztery razy w miesiącu z nim się spotykać. W środy ma dziecko odbierać ze szkoły. Nie odbiera. A w soboty też nie przyjeżdża – mówi Renata Rzeszotek, babcia Filipa.
Pani Renata jako rodzina zastępcza od początku miała bardzo dobrą opinię urzędników z opieki społecznej. Mimo to Sąd Rejonowy w Legionowie stwierdził, że Sylwia K. powinna dostać drugą szansę i móc opiekować się 7-letnim synem. Sylwia K. nie chciała się z nami spotkać. Uważa, że straciła prawa do opieki nad synem przez swoją matkę.
- Wykazała zainteresowanie nie tylko kontaktami, ale również chęcią odzyskania pełnej władzy rodzicielskiej, co wcześniej nie miało miejsca. Jednym z dowodów w tej sprawie była opinia opiniodawczego zespołu sądowych specjalistów. A zatem psychologa, pedagoga, który badał predyspozycje nie tylko matki, ale też rodziny zastępczej. Ale badał też dziecko – informuje Marcin Kołakowski, rzecznik Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
- Filipek jak widzi wjeżdżający samochód, to mówi: babciu, po mnie jadą? – opisuje Renata Rzeszotek.
- Moja mama wzięła, odebrała mi podstępem prawa do mojego syna. Więc potem jest normalną rzeczą, że się walczy. Sąd był opieszały, kłamstwa mojej matki w sądzie były takie, a nie inne. I te sprawy się przeciągały – przekazała Sylwia K., matka Filipa.
Wyrok nie jest prawomocny. Babcia nie zamierza się poddawać. Chce nadal walczyć o dobro swojego wnuka i - jak podkreśla - zrobi wszystko, by Filip czuł się bezpiecznie oraz był szczęśliwy.
- Nie wyobrażam sobie, jak Filip na to zareaguje. Bo to jest oderwanie. Każdy po dłuższym czasie się do czegoś przywiązuje. Siedem lat mama go wychowywała. Siedem lat tutaj mieszkał. Tutaj ma swoich kolegów, szkołę – zauważa Anna Grecka.
- Będziemy pisali teraz do sądu apelacyjnego. Będziemy walczyć, ile się da. Zadłużę się, a adwokata wezmę, żeby ratować dziecko – zapowiada babcia Filipa.*
* skrót materiału
pgregorowicz@polsat.com.pl