Zamienił dom w ruinę. I nie wpuszcza właścicieli!
57-letnia Halina Miąsik kilkanaście lat temu rozwiodła się ze swoim mężem. Stanisław K. miał problemy z alkoholem, więc wraz z dziećmi opuściła dom w Trzcianie i wyprowadziła się do Rzeszowa. W 2014 r. mężczyzna zmarł, a rodzinie pani Haliny w spadku przypadł wspomniany dom. Szybko okazało się, że odzyskanie go będzie stanowić problem. A to za sprawą Witolda N., który wprowadził się tam w 2012 r. i zamienił nieruchomość w ruinę.
- My pojechaliśmy tam po raz pierwszy w 2015 roku, na przełomie grudnia i stycznia. I otworzył nam wówczas pan N. Chyba z powodu zaskoczenia wpuścił nas do środka. Na nasze pytanie, kiedy się wyprowadza, stwierdził, że nie ma takiego zamiaru, bo ma umowę. Chcieliśmy ją zobaczyć, ale stwierdził, że u adwokata jest i w ogóle to nie mamy prawa tam przebywać, on sobie nie życzy. Więc opuściliśmy wtedy ten dom i to był nasz błąd, ponieważ do tego domu nie mogliśmy wejść przez 4,5 roku – opowiada Halina Miąsik.
Mężczyzna dopiero na wniosek sądu przedstawił kopię umowy bezpłatnego najmu, który obowiązywać ma do 2022 roku. W ramach tej umowy Witold N. miał wpłacić aż 20 tysięcy złotych kaucji, opiekować się zmarłym mężem pani Haliny i pożyczać mu pieniądze. Zgodnie z umową, rodzina pani Haliny po zakończeniu najmu byłaby mu winna prawie 80 tysięcy złotych.
- Ostatni raz w domu byłam 22 maja. Tam nie można było nigdzie nogi postawić. Fekalia. Wszędzie. Począwszy od wejścia wymazane wszystko. Odór pleśni, smrodu, bród. On to celowo robi, żeby obniżyć wartość majątku, żeby nam uniemożliwić jakiekolwiek dochodzenie tutaj – twierdzi Halina Miąsik.
- Nie można pozwolić na takie numery, żeby ludzie dewastowali czyjąś pracę. I teraz taka menda wchodzi do czyjegoś majątku i rujnuje. I mówi: to jest moja posesja. Włosy jeżą się na głowie – denerwuje się Marek Miąsik, mąż pani Haliny.
Halina Miąsik zgłosiła w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu sfałszowania umowy bezpłatnego najmu.
- W marcu 2016 roku było przeszukanie przez policję tej nieruchomości i w pokoju zajmowanym przez tego pana znaleziono oryginał umowy. Z tego samego dnia, ale o zupełnie innych zapisach. Umowa na czas nieokreślony, kaucja 3 tysiące. Poza tym nic. Umowa spisana bardzo krótka, prawie że na kolanie. I sąd po kilku posiedzeniach go uniewinnił. Prokuratura wniosła zażalenie na postanowienie sądu, sąd okręgowy przychylił się do tego. Wrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia w sądzie rejonowym. I te sprawy karne trwają już 4 lata – opisuje pani Halina.
W 2015 roku kobieta złożyła też pozew cywilny o eksmisję. W 2019 roku wpłynęła skarga na przewlekłość postępowania, ale Sąd Okręgowy w Rzeszowie ją odrzucił. Bo - jak czytamy w uzasadnieniu: nie można oczekiwać rozpoznania sprawy niezwłocznie po jej wniesieniu.
- Czy 4,5 roku to nie jest za długo? – pytamy rzecznika sądu.
- Skarga o przewlekłość postępowania dotyczy postępowania cywilnego. Należy zauważyć, że postępowanie cywilne toczy się z wniosku osób, które zarzucają, iż doszło do sfałszowania tego dokumentu, czyli bezprawnego zajęcia lokalu. I bardzo możliwe, że dopóki sprawa karna się prawomocnie nie zakończy, sprawa cywilna nie zostanie podjęta – odpowiada rzecznik Tomasz Mucha.
A sprawa karna o sfałszowanie umowy trwa, bo biegły grafolog nie był w stanie podważyć kopii umowy, którą dysponuje Witold N. Teraz sąd wyznaczył kolejnego eksperta z tej dziedziny. Pani Halina już w 2015 roku, widząc co się dzieje, wniosła o zabezpieczenie nieruchomości na czas trwania procesu - wniosek oddalono.
- Dla mnie to jest po prostu opieszałość sądów, prokuratury w podejmowaniu jakichkolwiek działań. To nie jest normalna sytuacja, gdy właściciel jest praktycznie pozbawiony wszystkiego. Z dnia na dzień i bezpłatnie ktoś może zająć nieruchomość i ją niszczyć – podsumowuje pani Halina.*
* skrót materiału
jhnat@polsat.com.pl