Deszcz zalewa mieszkanie. 11 lat walczy o naprawę dachu
Pani Marzanna z Warszawy przez kilkanaście lat pracowała jako dozorczyni w spółdzielni mieszkaniowej „Osiedle Wilanów”. W związku z posadą przysługiwało jej 52-metrowe mieszkanie służbowe, które po utracie pracy musiała wykupić za 240 tys. zł. Dziś tego żałuje. Lokal w czasie deszczów jest bowiem regularnie zalewany. Walka ze spółdzielnią trwa 11 lat!
- Powiedziano mi, że jeżeli ja tego nie wykupię, to będę musiała się wyprowadzić. Nie miałam dokąd pójść i po prostu zaciągnęłam kredyt hipoteczny na to mieszkanie. I powstał jeden, wielki problem – opowiada Marzanna Kowarzyk.
- Te ostatnie piętra, to były pralnie-suszarnie. Od początku musiał być dach źle zrobiony. Jak były pralnie-suszarnie, to pewnie nikt nie zwracał uwagi, że ciekło po ścianie i po suficie – mówi Krystyna Gładyk, koleżanka pani Marzanny.
52-letnia pani Marzanna mieszka na ostatnim piętrze zbudowanego na początku lat 70. bloku. Podczas deszczu mieszkanie jest zalewane najprawdopodobniej za sprawą nieszczelnego dachu.
- W 2008 roku, w styczniu się przeprowadziłam. I już po pierwszej ulewie były sufity mokre. Wyjechaliśmy z mężem na działkę w sobotę. Wróciłam w niedzielę wieczorem do domu i wpadłam po kostki w wodę, do małego pokoju. To było po deszczu, bo dwa albo trzy dni tak strasznie padało – wspomina Marzanna Kowarzyk.
Kobieta przyznaje, że ze względu na grzyb, jeden pokój jest praktycznie nieużywany.
- Drzwi od garderoby praktycznie cały czas muszę mieć otwarte, bo jak są zamknięte, to później stęchlizną mi śmierdzi. I ściana szczytowa dużego pokoju. Jeszcze jak byłam pracownikiem, to mówiłam, lekceważono mnie, jak upominałam się o swoje, to zabierano mi premię itd. Problem polega na dziurawym dachu – tłumaczy pani Marzanna.
Pani Marzanna z problemem zmaga się od 11 lat. Przez ten czas napisała setki pism do rozmaitych instytucji. Niestety, bezskutecznie. Żaden z bardzo wielu zaangażowanych w sprawę specjalistów nie był w stanie znaleźć skutecznego rozwiązania.
- Spółdzielnia nic na to. Prezes oznajmiał, że ja wyłudzam pieniądze od ubezpieczycieli. Bo mam ubezpieczone mieszkanie w PZU. Ale pomalowałam ściany i od nowa było zalewane. Dlatego zaczęłam walczyć, pisać do inspektoratu budowlanego. Przyszedł inspektor z inspektoratu budowlanego, protokół sporządził i kazał spółdzielni wykonać ekspertyzę. Kazano im wymienić parapety zewnętrzne i gzymsy. Nie wiem, może mamy nową fizykę, że woda leci i deszcz pada do góry – mówi pani Marzanna.
Kobieta twierdzi, że wymiana nie pomogła. Po 11 latach walki zrozpaczona uznała, że dalsze proszenie o pomoc nie ma już żadnego sensu. Pani Marzanna zwróciła się do prokuratury.
- Złożyła zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ursynów. Postępowanie dotyczy 3 artykułów ujętych w przepisach karnych. Pierwszy to narażenie na utratę życia lub doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, drugi to zniszczenie mienia, a trzeci to artykuł prawa budowlanego, wskazujący na niedopełnienie obowiązku zachowania obiektu budowlanego w należytym stanie – informuje Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
W odpowiedzi na zadane przez nas pytania spółdzielnia mieszkaniowa przekazała:
„W odpowiedzi na zgłoszenia dokonywane przez p. Marzannę, Spółdzielnia przeprowadziła kilkukrotnie[…] komisyjną kontrolę mieszkania[…] W świetle dokumentów posiadanych zarówno przez Spółdzielnię, jak i organ państwowy (PINB) – nie występuje problem zalewania mieszkania.”*
* skrót materiału
jkasia@polsat.com.pl