Dwuletni remont starówki w Bartoszycach zabija mały biznes
Hałas, brud i głębokie wykopy – tak w wielkim skrócie można podsumować trwającą już 2 lata rewitalizację starówki w Bartoszycach. Odnowienie tej części mazurskiego miasteczka oszacowano na 8 mln zł, ale kwota prawie się potroi. Firma, która wygrała przetarg, zeszła z budowy, druga chce o 5 mln zł więcej. Remont odstrasza klientów, a lokalni przedsiębiorcy walczą, by nie zbankrutować.
W 2017 roku władze Bartoszyc na Mazurach postanowiły zmienić oblicze starówki. Miały być nowe chodniki, klomby, nasadzenia i oświetlenie. Problem jednak w tym, że zdaniem mieszkańców, urzędnicy z ratusza chcieli zrobić wszystko najmniejszym kosztem.
- Miasto wzięło się za rewitalizację, lubią mówić, że jako jedyni od 15 lat mieli na to odwagę. Dla mnie było to porywanie się z motyką na słońce. Poziom zaangażowania czy wiedzy osób, które są odpowiedzialne od strony technicznej, inwestorskiej okazał się niewystarczający – ocenia Tomasz Kucharewicz, właściciel sklepu w Bartoszycach.
- Jak większość przedsiębiorców, jesteśmy zdania, że gdyby obecny wykonawca wygrał w pierwszym przetargu, już dawno byśmy o tym zapomnieli. Miasto chciało widocznie zaoszczędzić trochę pieniędzy, a w tej chwili musi dopłacić naszym kosztem – mówi Stanisław Narkowicz inny przedsiębiorca.
A koszty dla bartoszyckich przedsiębiorców, to... przede wszystkim straty, jakie ponoszą od dwóch lat w związku z planami miasta i rewitalizacją starówki.
- Dramatycznie spadły nam obroty, zatrudnialiśmy dwóch pracowników, których musieliśmy zwolnić i pracujemy teraz z małżonką sami. Spadek obrotów wyniósł 40 proc. w ciągu 1,5 roku – wylicza Stanisław Narkowicz i dodaje, że „błędem było przeprowadzenie rewitalizacji na terenie całego Starego Miasta. Można to było zrobić etapami, nie zamykać dla ruchu pieszego”.
- Staramy się przetrwać, liczymy na to, że pod przymusem straty dotacji to do końca roku zostanie skończone, ale ja mam osobiście drugi sezon, kiedy jestem w środku tego wszystkiego, no i odczuwa się to – wskazuje Tomasz Kucharewicz.
Nasz reporter odwiedził firmę, która jako pierwsza zaczęła prace i zeszła z placu budowy. Jej właściciel twierdzi, że wszelkie problemy z przedłużającymi się pracami to wina Urzędu Miasta. Według pierwszego wykonawcy remontu, urząd miasta ogłaszając przetarg przygotował niepełną dokumentację – a to wprowadziło go w błąd.
- Przetarg jest strasznie niedoszacowany. Kosztorys i projekt nijak ma się do rzeczywistości, ja bym nie nazwał tego projektem. Myślę, że tam pracują kompetentni ludzie i powinni zdawać sobie sprawę z tego, że skoro w projekcie nie ma chociażby instalacji elektrycznej, nie ma instalacji telekomunikacyjnej, gazowej, a ona tam fizycznie była, to nie wiem, czy to zła wola, czy ukrywanie tych rzeczywistych kosztów – mówi Mariusz Kwieciński, pierwszy wykonawca rewitalizacji.
- Dzień przed ostatnimi wyborami samorządowymi, poprzedni wykonawca zszedł z budowy i zostawił tę budowę w takim, a nie innym stanie. Po czasie inwentaryzacji, sprawdzenia co i jak było tam robione, zdecydowaliśmy się rozpisać drugi przetarg. Wygrała firma z Lidzbarka Warmińskiego i realizuje prace, moim zdaniem, bardzo dobrze. Czas realizacji jest dosyć krótki, bo do listopada, ale na dzień dzisiejszy nie ma żadnych opóźnień – zapewnia burmistrz Bartoszyc Piotr Petrykowski.
- W dzienniku budowy nie ma słowa, że robię coś źle. Ponad 4,5 do 5 mln zł zostało mi wypłaconych, więc praktycznie do rozwiązania umowy przez moją firmę nie miałem sygnałów, że coś jest przez moją firmę robione źle – odpowiada Mariusz Kwieciński, pierwszy wykonawca.
Zarówno właściciel firmy, która rozpoczęła prace, jak i urząd miasta szykują się teraz na batalię prawną – obie strony uważają się za poszkodowane i zapowiadają spotkanie w sądzie. Ale pozostają jeszcze drobni bartoszyccy przedsiębiorcy, którzy przez te spory zbankrutowali - albo zbankrutują wkrótce. Teraz liczą na pomoc miasta.
- Najbardziej bulwersujące jest to, że miasto ignoruje problem przedsiębiorców. Łaskawie zaproponowali rozłożenie podatku od nieruchomości na raty, co i tak jest błahą kwotą przy tym, jakie straty przedsiębiorcy ponoszą – ocenia przedsiębiorca Tomasz Kucharewicz.
- W tej chwili sytuacja jest tak dramatyczna, że ledwie dajemy radę zgromadzić środki na składki ZUS. Już nie mówię o zysku, jakiejś amortyzacji, inwestycjach – alarmuje Stanisław Narkowicz.
- Ten okres zrekompensuje się sam ze względu na bum, który nastąpi, gdy ta starówka będzie już wykończona. Tak naprawdę to tam będzie taki ruch, że się mogą bardzo mocno zdziwić – zapowiada burmistrz Petrykowski.*
* skrót materiału
leszektekielski@polsat.com.pl