Po cesarce dziecko jest połamane
Pani Gabriela i pan Hubert mają trzymiesięczną córkę. Rodzice walczą o odszkodowanie od szpitala w Dąbrowie Górniczej. Twierdzą, że przy przeprowadzeniu cesarskiego cięcia doszło do nieprawidłowości. Noworodka tuż po zabiegu przewieziono na OIOM innego szpitala. Ze złamaną ręką i innymi obrażeniami.
22-letnia pani Gabriela z 34-letnim mężem Hubertem mieszkają w Dąbrowie Górniczej. Państwo Żłobeccy od kilku lat starali się o dziecko. W ubiegłym roku ich marzenie się spełniło. Ciąża przebiegała bez żadnych komplikacji.
- Wszystkie badania miałam robione. Na zdjęciach prenatalnych, USG nóżki są proste, dziecko jest zdrowe – opowiada Gabriela Żłobecka.
22 kwietnia tego roku pani Gabriela przyjechała do szpitala w Dąbrowie Górniczej. Miała rodzić przez cesarskie cięcie. Zabieg był przez lekarzy zaplanowany. Po przeprowadzonych badaniach, rano 23 kwietnia rozpoczęto operację.
Poród, jak twierdzi pani Gabriela początkowo przebiegał bez żadnych problemów. Po porodzie jednak rodzice nie zobaczyli dziecka. Po kilkunastu minutach okazało się, że córkę państwa Żłobeckich – Anastazję, trzeba było natychmiast przewieźć na OIOM do szpitala w Sosnowcu.
- Po około pół godziny przyszła do mnie pani doktor i powiedziała, że dziecko ma złamaną rączkę. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak mogli złamać dziecku rękę przy cięciu cesarskim. Po dwóch dniach, jak mama przyjechała do szpitala, doktor zaczęła przepraszać, płakać, że nie wie, jak to się stało – twierdzi pani Gabriela.
Lekarze w Sosnowcu na OIOM-ie walczyli o zdrowie dziecka. Kiedy pan Hubert zobaczył córkę –przeżył szok. Noworodek miał na całym ciele obrażenia.
- Są krwiaki w głowie, niedowład nóżek, dziecko może nie chodzić – rozpacza pani Gabriela.
- Jak to możliwe by złamać dziecku rękę przy cięciu cesarskim? To niepojęte, by przy takim zabiegu, który uważa się za najłatwiejszy, złamać dzieciakowi rękę i jeszcze spowodować krwiaki w mózgu wybić bark, to trzeba być „zdolną” osobą – mówi pani Izabela, babcia Anastazji.
Rodzice Anastazji twierdzą, że do tej tragedii doszło z powodu błędu lekarskiego. Natychmiast złożyli doniesienie na policję. Dziś sprawą zajmuje się prokuratura. Poprosiliśmy o wypowiedź szpitale w Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej. Szpital w Sosnowcu informacji nie udzielił. Szpital w Dąbrowie Górniczej też wiele o zdarzeniu mówić nie chce.
- Nie możecie powiedzieć, co tam się stało? Nie możemy, bo jesteśmy związani tajemnicą lekarską. Dyrektor ds. lecznictwa powołał komisję, by sprawdziła dokumentację, rozmawiała z lekarzami, prokuraturze przekazaliśmy wszelkie informacje. Trzecią rzecz, którą zrobiliśmy, to przekazaliśmy kancelarii, która reprezentuje rodziców dokument, czy wyrażają zgodę na przekazanie dokumentacji medycznej ubezpieczycielowi, żeby, jeżeli okaże się, że coś stało się z winy szpitala, ubezpieczyciel mógł podjąć decyzję czy wypłaci odszkodowanie – informuje Mirosław Rusecki rzecznik, Zagłębiowskiego Centrum Onkologii, Szpitala Specjalistycznego w Dąbrowie Górniczej.
- To jest według mnie błąd lekarski. Rozmawiałem z lekarzem od badań prenatalnych i on powiedział, że dziecko nie mogło zrobić sobie obrażeń w brzuszku matki, że nie ma takiej możliwości. Czy nasza córka jest jakąś lalką, że tak trzeba było ją potraktować? – pyta Hubert Żłobecki, mąż pani Gabrieli.
Rodzice czekają na zakończenie postępowania. Walczą o odszkodowanie od szpitala, a przede wszystkim o zdrowie córki. Dziewczynka jest rehabilitowana i wymaga kosztownego leczenia.
- Gdybyśmy wiedzieli, że było zagrożenie życia, gdyby nam ordynator oznajmił to, że nie mógł inaczej, że dziecko mogło umrzeć, to wiadomo, że w takim przypadku byśmy się pogodzili z tymi obrażeniami – mówi Hubert Żłobecki.*
* skrót materiału
interwencja@polsat.com.pl