Niesłuszny areszt i bankructwo. Przedsiębiorca walczy o odszkodowanie

68-letni Ryszard Gasparski z Koluszek koło Łodzi z zaradnego przedsiębiorcy, jakim był 20 lat temu, stał się dłużnikiem, na którym ciążą 3 mln zł długu. Jego firma upadła, gdy na 4 miesiące trafił do aresztu za rzekome oszustwa podatkowe.  Jak się okazało -  niesłusznie. Mężczyzna nigdy nie usłyszał zarzutów, nigdy też nie odbudował zakładu. Teraz walczy o odszkodowanie. 

Pan Ryszard prowadził dobrze prosperującą szwalnię w Węgorzewie na Mazurach. Szył ubrania dla najbardziej znanych firm w Polsce. Eksportował do Niemiec i Holandii. Pracowało u niego ponad 40 osób, w tym 36 szwaczek. Dziś po firmie zostały dwie maszyny do szycia, choroby i 3 mln zł długów.  

Na początku marca 2000 roku do domu pana Ryszarda w Koluszkach i do jego zakładu w Węgorzewie o szóstej nad ranem wchodzi Urząd Ochrony Państwa. Mężczyzna zostaje wyprowadzony z domu w kajdankach. Później na cztery miesiące trafia do jednego z najcięższych aresztów - w Łęczycy, w którym osadzano najgroźniejszych przestępców. Ryszard Gasparski w areszcie spędził cztery miesiące. Za rzekome oszustwa podatkowe.

- Spałem krótko ze względu na insekty. Z taboretem w ręku, bo byłem na celi ogólnej. Element był straszny. Musiałem się nauczyć języka więziennego – wspomina Ryszard Gasparski.

- Ten zakład został niebawem zamknięty przez Europę. Za brak minimalnych warunków zapewniających człowieczeństwo osadzonym – opowiada Lech Obara, radca prawny, który reprezentuje pana Ryszarda.

Ryszardowi Gasparskiemu ostatecznie nie postawiono żadnych zarzutów. 19 lat później w Węgorzewie po szwalni nie ma ani śladu. Jednak areszt oznaczał nagły przestój produkcji. Kontrahenci szybko się wycofali, nie było z czego nawet zapłacić bieżących pensji. Dziś same odsetki za zaległy ZUS to 90 tys. zł.

- Obok ZUS-u ostatnio się przyplątał mój podwykonawca, któremu nie wypłaciłem 5200 zł. To kwota główna, ale samych odsetek jest 13 tysięcy – mówi pan Ryszard.

- Sąd, czytając zarzuty, które dotyczą działalności gospodarczej, powinien zgodnie z prawem zapytać, czy szwalnia wymaga zabezpieczenia. Po to, żeby ktoś zamknął, pilnował, uchronił przed zniszczeniem. I tego obowiązku nie dopełnił, to jest rażące naruszenie przepisów prawa – tłumaczy Lech Obara, który reprezentuje pana Ryszarda.

- Otworzyć firmy nie mogę. Kredytu mi nikt nie udzieli, bo jeżeli pojawią się jakieś środki, natychmiast łapie je ZUS, natychmiast łapie je wierzyciel, któremu przerwałem spłatę rat leasingowych. Albo ten, któremu nie spłaciłem pożyczki. Bo jak byłem w areszcie, to jak miałem płacić – dodaje pan Ryszard.

Kiedy po czterech miesiącach Ryszard Gasparski wyszedł na wolność, zaczął walczyć o swoje dobre imię. W 2016 roku sąd pierwszej instancji przyznał mu 25 tysięcy złotych za jak to określił „niewątpliwie niesłuszny areszt”, ale odmówił wypłaty odszkodowania za upadek firmy. Podobnie uznał sąd II instancji. Kasację za bezzasadną uznał też Sąd Najwyższy.

- Kasacja jest nadzwyczajnym środkiem zaskarżenia. To jest coś, co ma spowodować wychwycenie najpoważniejszych błędów postępowania. Trzeba wskazać jakiś bardzo poważny błąd natury prawnej i takie rażące naruszenie prawa, które miało wpływ na treść wyroku. Nie jest to wcale łatwe zadanie – mówi Michał Laskowski, z Sądu Najwyższego.

- Czułam żal, że nikt nie zwraca uwagi na dokumenty, na przeżycia ludzkie….tylko po prostu puknięcie młotka i koniec. Bardzo to przykre – wspomina Maria Gasparska, żona pana Ryszarda.

 „Sąd Apelacyjny zaaprobował ustalenia i faktyczne wnioski, do których doszedł Sąd I instancji (...). Ustalenia faktyczne poczynione przez Sąd Okręgowy były wyczerpujące, przeprowadzone w oparciu o zaoferowany Sądowi przez Wnioskodawcę materiał dowodowy” – przekazał w oświadczeniu Tomasz Szabelski, prezes Sądu Apelacyjnego w Łodzi. 

- Są to sędziowie karni, a to w sądach gospodarczych są specjaliści. Mimo wszystko, mając świadomość, że nie są specjalistami, mają obowiązek powoływać biegłych. I był taki wniosek, by dokonano wyceny firmy na dzień aresztowania i zwolnienia z aresztu – mówi Lech Obara.

Pan Ryszard żyje dziś z renty - 800 zł. Choruje na raka, niedawno nastąpiły przerzuty. Mężczyzna jest w trakcie radioterapii. Nie poddaje się. On i jego rodzina żyją nadzieją na powrót do zdrowia oraz na skuteczność skargi nadzwyczajnej. Ta weszła w życie w kwietniu 2018 roku. Umożliwia rozpoznanie sprawy z prawomocnym wyrokiem.*

* skrót materiału

mterlikowska@polsat.com.pl

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX