Od 7 lat bez emerytury. Sprzeczne wyliczenia sądu, ZUS-u i górnika

56-letni Jerzy Kondys od prawie 7 lat walczy z ZUS-em o przejście na górniczą emeryturę. Sprawa trafiła sądu, który wyliczył, ile górnik musi jeszcze przepracować, by dostać świadczenie. Pan Jerzy wykonał wyrok, ale ZUS ponownie odmówił. Sprawa znów trafiła do sądu, w dodatku do tego samego sędziego, a ten zakwestionował swój wcześniejszy wyrok. Górnik musi dalej pracować.

Pan Jerzy większość zawodowego życia przepracował pod ziemią w najcięższych warunkach na przodku - wysadzał ściany, kopał tunele, był spawaczem, wiele lat przepracował także w jednostce ratowniczej.

- W 1994 r. miałem wypadek, posypało się z góry. Straciłem świadomość. Choroba, rehabilitacja, ale zostawiło stały ślad po sobie, bo mam ucisk międzykręgowy właśnie na górnym kręgosłupie. Dał mi Bóg doczekać do emerytury, a teraz z naszymi z sądami, ZUS-ami mam więcej problemów, niż przez cały czas z pracą zawodową – opowiada Jerzy Kondys.

W 2012 roku mężczyzna złożył wniosek o przejście na górniczą emeryturę. Rok pracy w trudnych warunkach przelicza się jako półtora. Według jego wyliczeń miał więcej niż wymagane 25 lat pracy pod ziemią. ZUS uznał jednak, że górnikowi nie należy się emerytura. 

„Zakład dwukrotnie odmówił przyznania tego świadczenia, ponieważ pan Jerzy nie przedłożył dokumentów udowadniających 25-letni okres pracy górniczej pod ziemią (…) W sprawie pana Jerzego zapadnie jeszcze wyrok przed Sądem Apelacyjnym w Katowicach oraz Sądem Najwyższym” – brzmi oświadczenie ZUS.

- ZUS mi odmówił, sprawa trafiła do sądu w Częstochowie, gdzie w kwietniu 2014 roku sędzia wydał wyrok, że przepracowałem 21 lat i 7 miesięcy. Nie odwoływałem się, tylko dopracowałem zgodnie z wyrokiem, żeby mieć 25 lat na dole – tłumaczy pan Jerzy.

Zgodnie z wyrokiem sądu pan Jerzy odpracował pod ziemią brakujące cztery lata. Mimo to ZUS nadal nie chciał przyznać mu emerytury. Górnik znów zaskarżył decyzję do Sądu Okręgowego w Częstochowie. Sprawa trafiła nawet do tego samego sędziego, który wcześniej wyliczył brakujące lata. W drugim wyroku sąd jednak... zakwestionował swój poprzedni wyrok. Sprawa znalazła finał w Sądzie Najwyższym.

Reporterka: To jest cięgle ten sam sędzia i nagle on sam sobie zaprzecza. Wtedy nie miał racji?

Aleksandra Janas, rzecznik Sądu Apelacyjnego w Katowicach: Pani utożsamia sąd i sędziego, to nie ma znaczenia w tym sensie, że orzeka sąd. I orzekając ponownie sąd doszedł do innego wniosku. Zgadzam się, że takie postępowanie, taka sytuacja, chociaż prawnie dopuszczalna, nie powinna mieć miejsca.

- Bo to jest lekki absurd?

- Czy absurd? Nie wiem, trudno używać aż takich słów, ale to, co mogę powiedzieć, z całą pewnością takie dwie różne oceny tego samego stanu faktycznego niewątpliwie naruszają zaufanie do wymiaru sprawiedliwości.

- Nie można kogoś błędnie pouczyć i potem z tego błędnego pouczenia wyciągać negatywnych wniosków dla niego. Jak będzie w tej sprawie, naprawdę trudno przewidzieć – mówi Michał Laskowski, sędzia Sądu Najwyższego.

Zagadką pozostaje kwestia przepracowanych pod ziemią lat. Pan Jerzy podaje swoje wyliczenia, ZUS swoje, a sądy swoje i... żadne z tych wyliczeń się nie pokrywają. Każda ze stron uważa też, że ma rację. Górnik zawnioskował o biegłego, ale na żadnym etapie postępowania, żaden sąd nie chciał go powołać.

- Tata się wybiera co roku na emeryturę, co roku dostaje od nas te same życzenia na święta, na dzień ojca, na urodziny – podsumowuje Daniel Kondys, syna pana Jerzego.*

* skrót materiału

malgorzatapietkiewicz@polsat.com.pl

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX