Auto z komisu okazało się pułapką

Paweł Garbowski ma liczną rodzinę, dlatego kupił 7-osobowy Renault Grand Scenic z komisu. Za auto dał 5500 zł. Szybko okazało się, że samochód wymaga napraw za drugie tyle! W dodatku podczas wypadku, mogły mu wystrzelić kluczowe poduszki powietrzne. Handlarz pieniędzy zwrócić nie chce.

Paweł Garbowski z Dąbrowy Górniczej jest ojcem 4 dzieci. W kwietniu postanowił zmienić samochód z dotychczas posiadanego na większy 7-osobowy. Wybór padł na Renault Grand Scenic. Znalazł w Internecie interesującą go ofertę i wybrał się do komisu obejrzeć auto.

- To był komis w Porębie, przy jednej z głównych ulic. Jak pojechaliśmy na stację diagnostyczną, która była vis -a -vis tego właśnie komisu, tam pan powiedział, że jest problem z brakiem hamulca ręcznego, są do zrobienia tylne szyby, które się nie opuszczały, łączniki stabilizatorów i parę drobnych wycieków. Koszty nie są przerażające i mój budżet mógłby to udźwignąć. Zapłaciłem za niego 5500 zł. Niemniej komis wstępnie go wyceniał na ponad 7000 zł – opowiada Paweł Garbowski.

Mężczyzna zdecydował się na zakup. Niestety bardzo szybko, bo już po kilku dniach okazało się, że samochód ma sporo poważnych wad, których wyeliminowanie może być bardzo kosztowne. Pan Paweł chcąc poznać dokładną historię kupionego pojazdu, skontaktował się więc z mężczyzną, który sprzedał samochód komisowi.

- Ponieważ komis nie skontaktował mnie z poprzednim właścicielem, sam spróbowałem znaleźć go poprzez polisę. Pierwsze jego słowa po prostu ścięły mnie z nóg: chłopie, uciekaj z tego samochodu, bo to jest puszka Pandory. Samochód był pokolizyjny ze skutkiem wystrzelenia poduszek powietrznych - wspomina pan Paweł.

- Kupiłem go za 5000 zł i po 2-3 miesiącach zaczęły wyskakiwać usterki wtrysków, usterka hamulca. Jeździłem nim pół roku. Sam remont silnika, czyli te wtryski i pompa itd. to jest około 4500 zł, plus ręczny – 1000 zł. Nie chciałem tego sprzedawać prywatnej osobie dlatego, że te auta kupują ludzie, którzy mają dzieci. Wolałem to sprzedać handlarzowi. Chciałem za niego 4500 zł i niestety padło na 3400 zł. Auto miało być po dzwonie, bo cała deska rozdzielcza jest obszyta sprytnie materiałem i wszystkie poduszki powietrzne były zakryte sprytnie pod materiałem – mówi poprzedni właściciel auta.

Po uzyskaniu informacji od poprzedniego właściciela, pan Paweł skontaktował się z komisem chcąc zwrócić auto. Jego zdaniem to również stacja diagnostyczna w sposób nieuczciwy przekonała go do zakupu.

Rozmowa telefoniczna bohatera z komisem – W kwietniu byłem u was w komisie, zakupiłem Grand Scenica. Dowiedziałem się, że ten samochód jest z wadami ukrytymi i tutaj występuje problem braku poduszek powietrznych.

„My za błędy takie nie odpowiadamy, samochód ma gwarancję dwa tygodnie, a nie rok, bo to nie jest auto salonowe. My za to odpowiedzialności nie możemy wziąć, bo właścicieli mogło być paru. Jak pan chce, to może pan dochodzić” - usłyszał od przedstawicieli komisu.

Z kolei przedstawiciele stacji diagnostycznej na przeciwko komisu przyznali, że znają się z właścicielem komisu.

Reporter: To tak wygląda jakbyście z nimi w jakiejś współpracy byli. Wy mówicie, że wszystko jest OK i te samochody idą. Przecież ten samochód to jest złom, absolutnie nie do jazdy.

Pracownik stacji diagnostycznej: Proszę pana, tak wygląda u nas takie sprawdzenie, że klient może sobie u nas zawsze sprawdzić.

To fragment rozmowy w komisie samochodowym: 

- Czyli co? Panowie nie macie żadnego kłopotu z sumieniem, że sprzedaliście taki samochód?

- To są samochody od osoby prywatnej, także wie pan – my tego nie sprowadzamy, nie robimy…

- No tak, ale sprzedajecie jako wolne od wad?

- No i co z tego?

 Jedynym, co pozostaje w tej sytuacji do zrobienia panu Pawłowi, to skierowanie sprawy do sądu oraz złożenie zawiadomienia w prokuraturze. Niestety, żaden z tych kroków nie daje gwarancji odzyskania straconych pieniędzy.

- Do 2 lat od momentu, w którym dokonaliśmy zakupu samochodu możemy na zasadzie kodeksu cywilnego, z rękojmi żądać dwóch rzeczy. Przede wszystkim tu taka by była rada – zwrócić się pisemnie do sprzedawcy o odstąpienie od umowy i jeżeli strona przeciwna nie podejmie rozmowy, to pozostaje nam jedynie skierowanie sprawy na drogę postępowania sądowego. Czyli okres około roku będziemy się sądzić – wyjaśnia Marcin Marszołek ze Stowarzyszenia „Wokanda”.

- Osoby, które sprzedały mi ten samochód świadomie stworzyły zagrożenie dla zdrowia lub też życia członków mojej rodziny – uważa pan Paweł.*

* skrót materiału

jkasia@polsat.com.pl

 

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX