Ksiądz o dramacie na Giewoncie: po trzecim uderzeniu pioruna prosiłem Boga, żeby mnie zabrał
- Jak piorun uderzył, to zacząłem rozgrzeszać ludzi, bo wiedziałem, że będą zabici. Pocieszaliśmy się nawzajem, mówiłem, że spotkamy się w szpitalu – opowiada Interwencji ksiądz Jerzy Kozłowski. Duchowny był na Giewoncie podczas burzy, w wyniku której po polskiej stronie Tatr zginęły 4 osoby, a poszkodowanych zostało ponad 160. Ksiądz przeżył trzy uderzenia piorunów.
Zakopane. 22 sierpnia. Tłumy turystów ruszyły na Giewont. Nikt nie spodziewał się, że na szczycie dojdzie do dramatu.
- Przed samym wejściem na szczyt widoczność się poprawiła, była bardzo dobra, dlatego zdecydowaliśmy się. Gdy byliśmy już na szczycie, usłyszeliśmy pierwszy grzmot i postanowiliśmy czym prędzej zejść z Giewontu, bo to jest góra, która przyciąga pioruny, Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, niestety dość tłoczno było. Utworzyła się kolejka do zejścia. 10 minut spędziliśmy na samym szczycie, oczekując na możliwość zejścia – tłumaczy jeden z poszkodowanych.
Nad Tatrami rozpętała się potężna burza. Zagrożeniem były pioruny, ale też śliskie skały. Po polskiej stronie Tatr zginęły 4 osoby, w tym dwoje dzieci. Bilans rannych przekroczył 160 osób.
- Gdy już schodziliśmy na dół, to był chyba drugi albo trzeci piorun, który gdzieś w pobliżu uderzył, gdzieś mnie poparzył. Upadłem, straciłem przytomność. Jak się ocknąłem, to żona i syn byli koło mnie. Panikę można było usłyszeć dopiero po tym, jak piorun uderzył blisko, ludzie zaczęli się nawzajem nawoływać – mówi jeden z poszkodowanych.
Natychmiast uruchomiono bezprecedensową akcję ratowniczą. Na Giewont ruszyli ratownicy TOPR-u i śmigłowce. Sytuacja na szczycie była dramatyczna.
- Obrażenia od ciężkich o charakterze mechanicznym, bardzo dużo poparzeń, ale też duża część osób z urazami neurologicznymi w postaci albo głuchoty, albo zaburzeń widzenia – opowiada Przemysław Guła, lekarz TOPR.
- Szereg osób, dzieci, poparzonych, porażonych, z połamanymi nogami, z ranami na twarzy i całym ciele. Naprawdę dramatyczne zdarzenie – dodaje Jan Krzysztof, naczelnik TOPR.
Kilka dni po tragedii wielu rannych ciągle jest w hospitalizowana. Do zakopiańskiego szpitala trafił też ks. Jerzy Kozłowski. Ksiądz po pierwszym rażeniu pioruna udzielał wszystkim rozgrzeszenia. Sam był rażony piorunem aż trzy razy.
- Nie zapowiadała się burza. Było słychać grzmoty w oddali. Poczułem ogromny ból, iskry, nie do opisania. Jak piorun uderzył, to zacząłem rozgrzeszać ludzi, bo wiedziałem, że będą zabici. Pocieszaliśmy się nawzajem, mówiłem, że spotkamy się w szpitalu – opowiada ks. Jerzy Kozłowski.
Duchowny szczególnie zapamiętał trzecie uderzenie pioruna. - Gdy nastąpiło, prosiłem Boga, żeby mnie zabrał. Krzyczałem z bólu – podkreśla i dodaje: - My byliśmy blisko krzyża i przeżyliśmy, a ci co byli dalej, to zginęli – dodaje.
W weekend policjanci przeszukiwali miejsca, gdzie doszło do tragedii. Przewodnicy górscy apelują o szczególną ostrożność podczas wycieczek w Tatry.
- Góry są piękne, każdy chce je zobaczyć, dlatego tam był taki tłok. Jedyne co mi przychodzi na myśl, to że należało przemyśleć już na samym dole, czy warto podejść do góry czy nie – podsumowuje ranny mężczyzna.*
* skrót materiału
mbeblo@polsat.com.pl