Niejasne okoliczności śmierci Dawida Kosteckiego. "Miał 49 godzin nagrań"
Zdaniem śledczych, śmierć Dawida Kosteckiego w celi warszawskiego aresztu była samobójstwem. Bliscy boksera twierdzą natomiast, że doszło do morderstwa. Tydzień po śmierci Kosteckiego samobójstwo próbował popełnić jego przyjaciel, Maciej M. Twierdzi, że przyczyną śmierci boksera były kompromitujące wpływowe osoby nagrania, które Kostecki posiadał. Udało nam się dotrzeć do żony i siostry Macieja M. Obie boją się o swoje życie i twierdzą, że śmierć Dawida Kosteckiego to dopiero początek.
Dawid Kostecki miał 38 lat. Pochodził z Rzeszowa. Był znanym bokserem. Jako młodzik zdobył mistrzostwo świata. Jego zmagania na ringu przez lata z zapartym tchem śledziły miliony Polaków.
- To była osoba, która chciała walczyć, chciała pokazać, chciała udowodnić, że mimo tego, że się ma jakąś pozycję, też można popełniać błędy - mówi siostra Macieja M., przyjaciela Kosteckiego.
Reporter: Podejrzewałby go pan o samobójcze skłonności?
Mec. Roman Giertych, pełnomocnik rodziny Kosteckiego: Ja nie jestem psychologiem ani psychiatrą.
Reporter: Gdyby wtedy ktoś powiedział panu, że będzie pan zajmował się jego samobójczą śmiercią…
Mec. Giertych: Ja się nie zajmuję w tej chwili już jego samobójczą śmiercią. Ja się zajmuję morderstwem, bo moim zdaniem bardziej prawdopodobne jest to, że go zamordowano.
Kariera Dawida Kosteckiego pełna była nie tylko wzlotów. Były też liczne upadki. W 2014 roku podczas jednej z walk wykryto u niego środki dopingujące. Rok później w jego życiu -nie po raz pierwszy - pojawił się prokurator.
W listopadzie 2015 roku Dawid Kostecki próbował się otruć. Pół roku później został zatrzymany przez Centralne Biuro Śledcze Policji. Za udział w zorganizowanej grupie przestępczej skazano go na pięć lat więzienia. Odbył większość wyroku. Najpóźniej za dwa lata miał wyjść na wolność.
Reporter: O której go znaleziono?
Mec. Jacek Dubois, pełnomocnik rodziny Kosteckiego: To jest tak bardzo wcześnie. To jest między 5 a 6, to są te godziny.
Drugiego sierpnia tego roku Dawid Kostecki został odnaleziony martwy w celi. Miał powiesić się na kracie, leżąc na pryczy, przykryty kocem, w obecności dwóch innych więźniów. Do samobójstwa użył liny skręconej z prześcieradła. Żaden ze współosadzonych niczego nie widział ani nie słyszał.
- Ja siedziałem na 10-osobowej celi i wiem, jak to wygląda. Słychać każde pstryknięcie papierkiem, tak że nie wierzę w to, że ktoś nie usłyszał, jak on się wiesza - twierdzi znajomy Macieja M.
- Prokuratura nie potrafi odpowiedzieć na pytania. Dlaczego nie przeszukali rzeczy współosadzonych? Czy ktoś może to wyjaśnić? Czy zabezpieczono ślady daktyloskopijne na kracie, do której miał się przywiązać pan Dawid Kostecki? Jeżeli nie, to dlaczego? Czy ktoś mógłby mi to wyjaśnić? - pyta mec. Roman Giertych.
Mec. Giertych: Mamy dwa czerwone punkty na ciele, ja je widziałem.
Reporter: Jakiej wielkości te punkty były?
Mec. Giertych: To gazety opisały. Około milimetra.
Mec. Dubois: One były na karku.
Reporter: Dwa ślady, obok siebie, prawda?
Mec. Dubois: No i żeśmy zaczęli zastanawiać się, jakie narzędzie związane ze śmiercią pana Dawida Kosteckiego mogło taki ślad zostawić.
Mec. Giertych: Myśmy wczoraj zaprezentowali film z YouTube, jak zbudować Stun Gun o mocy 400 tys. voltów. To bardzo łatwo zrobić i bardzo łatwo rozmontować.
- Taki paralizator w więzieniu, to jest chwila roboty, tak naprawdę. To jest po prostu kilka minut dla osoby, która się zna - mówi siostra Macieja M.
- Jeżeli jest użyty paralizator, no to przez kilka minut człowiek jest bezwładny. Absolutnie wystarczy kilka minut, żeby kogoś powiesić i upozorować samobójstwo - podkreśla mec. Giertych.
Reporter: Oprócz tych śladów na szyi – czy on miał jeszcze jakieś inne obrażenia?
Mec. Giertych: Miał obrażenia, te obrażenia nie były typowe dla obrony.
Mec. Dubois: Były obrażenia w postaci otarć naskórka, podbiegnięć krwawych, w postaci siniaków…
Reporter: Gdzie te siniaki miał?
Mec. Dubois: Przedramię, ramię.
Reporter: Tak jakby ktoś go przytrzymywał...
Mec. Dubois: To jedna z wersji, bo takie obrażenia mogą powstać, bo to jest uraz mechaniczny.
Reporter: Samobójstwo na leżąco, to jest w ogóle realne, żeby tak odebrać sobie życie?
Paweł Moczydłowski, były szef więziennictwa: Tak się powiesił F. - przywódca tego gangu, który porwał Olewnika, a później dopuścił się jego zabójstwa.
Reporter: To samobójstwo również do dziś budzi wiele wątpliwości.
Moczydłowski: Tym bardziej, że ten funkcjonariusz, który pilnował go, jakiś czas potem, sam się powiesił. No, za dużo tych wieszań, prawda? Można powiedzieć: cuchnie to.
Kilka dni po śmierci Kosteckiego, samobójstwo próbował popełnić jego przyjaciel - Maciej M., członek tej samej grupy przestępczej. Uratowano go. Od tego czasu usilnie próbuje skontaktować się z mediami. Twierdzi, że przyczyną śmierci boksera była wiedza, którą posiadał. Wiedza kompromitująca osoby z pierwszych stron gazet…
- Gdy Maciek się dowiedział o tym, że Dawid się powiesił, powiedział to na głos, że Dawid tego nie zrobił, i że on przewróci ziemię do góry nogami, żeby to wyszło na jaw. Wtedy został pobity - mówi siostra Macieja M.
Reporter: Przez kogo?
Siostra Macieja M.: Przez pracownika Służby Więziennej.
- Powiedzieli, żeby się „rzucił na linę” - mówi żona Macieja M. Jak dodała, powiedzieć tak miał wychowawca z Zakładu Karnego w Rzeszowie.
Reporter: To jest list, który Maciej M. przekazał panu w szpitalu. Co tu jest napisane?
Znajomy Macieja M.: Dawid się nie powiesił sam. Maciek chce pomóc, bo jego też „dojechali”, jak Dawida.
Reporter: Myśli pan, że Maciej M. naprawdę coś wie?
Znajomy Macieja M.: Tak. Warto mu wierzyć. Trzeba mu dać dojść do głosu.
- Jego zdaniem, Dawid Kostecki miał przy sobie pendrive’y z nagraniami - mówi mec. Giertych. - Na nagraniach są schadzki z burdeli, ale to jest nic. Tego jest 49 godzin - dodaje siostra Macieja M.
Reporter: Jeżeli te nagrania ujrzą światło dzienne, co się wtedy stanie, pani zdaniem?
Siostra Macieja M.: Nawet nie chcę myśleć. Nawet nie przechodzi mi przez myśl, co będzie wtedy.
Zwróciliśmy się do władz więzienia o zgodę na widzenie z Maciejem M. Odmówiono nam. Przedstawiciele Służby Więziennej nie zgodzili się też na wypowiedź przed kamerą. Podobnie uczynili przedstawiciele prokuratury. Zapewniają jednak, że śledztwo w sprawie śmierci Dawida Kosteckiego wciąż trwa. I że dokładają wszelkich starań, aby dotrzeć do prawdy.
- Myślę, że prędzej, czy później to wyjdzie na jaw. Na pewno ktoś w końcu pęknie. Jestem tego pewna - twierdzi siostra osadzonego.
- Czego się boję? Boję się, że faktycznie może mu się stać to samo, co Dawidowi - zastanawia się żona Macieja M.*
*Skrót materiału
rzalewski@polsat.com.pl