Spędził 24 godziny na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym
Chory na cukrzycę Andrzej Kuśnierski miał tak złe wyniki krwi, że lekarz rodzinny skierował go do szpitala. Mężczyzna spędził tam 24 godziny, siedząc na wózku inwalidzkim. W tym czasie zrobiono mu kilka badań i odesłano do domu. - To nie jest leczenie, tylko wymęczenie ludzi - komentuje syn pana Andrzeja. Kiedy udaliśmy się na SOR, spotkaliśmy kobietę, która również od ponad doby czekała na oddziale.
Sianów to miejscowość niedaleko Koszalina. Mieszka tu pan Andrzej Kuśnierski ze swoją żoną i synem. 75-letni mężczyzna jest schorowany, od lat cierpi na cukrzycę.
- Pobiera insulinę 4 razy dziennie, ma wyznaczone dawki i choruje przeszło 20 lat – opowiada Teresa Kuśnierska, żona pana Andrzeja
- Jestem trochę niewidzący, to wpływa, że nie jestem taki sprawny – mówi pan Andrzej.
Kilka miesięcy temu stan pana Andrzeja się pogorszył. Nie może poruszać się samodzielnie. Na jego nogach pojawiły się rany, które nie chcą się zagoić. Pan Andrzej jest uzależniony od pomocy swojej żony.
- Teraz to już całkiem podupadłem na chodzeniu, bo tak to jeszcze trochę się czołgałem – mówi Andrzej Kuśnierski, a jego żona dodaje: - Nie może wstać z wersalki, sika do buteleczki, ma tak niewładne nogi i ręce, że nawet teraz już nie potrafi się umyć. Cały lipiec i sierpień śmierdziało w domu zgniłym mięsem, jak się poruszał. Taka jest dziura w tej nodze.
Pod koniec sierpnia tego roku pan Andrzej miał złe wyniki krwi. Jego żona i syn zawieźli go na oddział ratunkowy koszalińskiego szpitala. Spędził tam, siedząc na wózku inwalidzkim, 24 godziny.
- To było 23 sierpnia. Lekarz rodzinny wcześniej zadzwonił, że są złe wyniki, to mama poszła po skierowanie na transport sanitarny. Zawieźli go na SOR i niestety, ale 24 godziny na krzesełku tam spędziliśmy. Zostało zrobione USG żył, USG Dopplera i nic poza tym. Wyniki krwi, które były zrobione przez lekarza rodzinnego, mieli gotowe. Tata dostał tylko jeden zastrzyk przeciwbólowy, kroplówkę. Mocz wzięli do badania i to cała diagnoza. Na tym SOR-rze to się pani może „zawołać” na śmierć. Tam nie ma wołania, prośby, coś by się działo, odpowiedź jest prosta: proszę usiąść, siedzieć, będziemy wołać - wspomina Wiesław Kuśnierski.
- W sobotę rano, jak przyszła druga zmiana, poszłam i mówię, że mąż jest cukrzykiem, że w południe wziął insulinę w domu, na wieczór nie wzięta, kolacja nie zjedzona, wieczorem nie wzięta, rano nie wzięta i tutaj siedzimy. Z drugiej nogi lała się ropa, nikt do nóg nie zaglądał – mówi Teresa Kuśnierska, żona pana Andrzeja.
My również udaliśmy się na SOR szpitala w Koszalinie.
Reporterka: Długo panie tu czekają?
- Ja dopiero przyjechałam.
- Trzy dni! Trzy dni! Nie mam wypisu, lekarza nie ma.
- Pan trzy dni na tym wózku siedzi?
- Cały dzień, całą noc i dzisiaj! Nikt nic nie wie!
Szpital odnosząc się do sprawy pana Andrzeja przekazał, że "czas jaki spędził na SOR był niezbędny, aby udzielona mu pomoc odniosła pożądany skutek i była zgodna z wiedzą oraz sztuką medyczną. (...) Wyrażamy ubolewanie z powodu sposobu funkcjonowania i współpracy z okolicznymi placówkami medycznymi, które, niestety, na nasz SOR przerzucają część swoich obowiązków."
Pan Wiesław i pani Teresa twierdzą, że lekarze z oddziału ratunkowego nie skierowali pana Andrzeja na żaden szpitalny oddział. Według nich stan 75-latka się nie poprawił. Są oburzeni, w jaki sposób został potraktowany ich bliski.
- Lekarz rodzinny stwierdził, że wyniki są złe, a na SOR-rze nic mu nie robią, wypisują do domu, znakiem tego jest dobrze. Posiedzieć kilka ładnych godzin na SOR-ze i jest się zdrowym – ironizuje Wiesław Kuśnierski, syn pana Andrzeja.
- Kartę wypisano, że mąż jest w stanie ogólnie dobrym, tableteczkę tego i napisane jest na końcu, że „do kontroli po skończonym leczeniu” – mówi Teresa Kuśnierska.
- Dla mnie to nie jest leczenie, moim zdaniem ojciec został tylko wymęczony. To jest wymęczenie ludzi. Nie wiem, czy oni to specjalnie robią, żeby człowiek do głowy sobie wbił: broń Boże, żeby do tego SOR-u nie jechać – dodaje Wiesław Kuśnierski.*
* skrót materiału
atrela@polsat.com.pl