Śmierć na drodze. Badanie zawartości alkoholu we krwi po 5 godzinach!

Anna P. omijając źle oświetlony ciągnik zjechała na przeciwległy pas ruchu i czołowo zderzyła się z autem pani Iwony. Matka dwojga dzieci zginęła, Anna P. trafiła do szpitala. Według policji, która zbadała ją 5 godzin po wypadku, była trzeźwa. Jest świadek, który przed wypadkiem pił alkohol z Anną P., ale prokuratura za wypadek wini jedynie kierowcę ciągnika.

- Najbardziej kuriozalne w tej sprawie jest tak na prawdę to, co policja i prokuratura zrobiły zaraz po wypadku – mówi radca prawny Krzysztof Zygrzak.

41-letni Tadeusz Kłos z Gołystoku w województwie mazowieckim w 2003 roku ożenił się z panią Iwoną. 

- Była bardzo wesołą, opiekuńczą, wspaniałą żoną. Później urodził nam się pierwszy syn, drugi. Było nam naprawdę dobrze – relacjonuje Tadeusz Kłos, mąż pani Iwony.

 Wypadek przekreślił wszystko

 Sielankę rodzinną przerwało na zawsze wydarzenie z sierpnia 2017 r. Była godzina 21:07. Pan Tadeusz, który pracuje jako ochroniarz w dużej sieci handlowej, był wtedy na wieczornej zmianie. 15-letni syn Dominik i 10-letni Dawid wraz z babcią czekali na mamę, która miała wrócić z pracy.

 - Słyszę, że na sygnale coś zasuwa, jedno, drugie, trzecie, mówię: o matko boska, a jej nie ma z roboty. Powiadomiłam zięcia, miał zadzwonić do niej – wspomina Marianna Ciemerych, teściowa pana Tadeusza.

 Telefonu od zaniepokojonego męża 33-letnia pani Iwona już nie odebrała. Zginęła na miejscu w czołowym zderzeniu samochodów niedaleko domu rodzinnego. Zrozpaczonego pana Tadeusza czekało trudne zadanie.

 Dramat dzieci

 - Najgorsze było powiedzieć dzieciom. Młodszy syn zaczął krzyczeć, wołać: mama!

Starszy też ciężko zareagował. Płakał, pytał, jak to będzie. Myślę, że tak naprawdę dzięki nim jeszcze jestem, gdyby nie oni, to byłbym tam razem z nią – mówi pan Tadeusz.

 Wspierany przez rodzinę pan Tadeusz stara się, aby jego synowie jak najmniej odczuwali brak mamy. Jest to trudne, bo chłopcy do tej pory nie potrafią sobie poradzić z tą tragedią. Wdowca i jego mecenasa przeraża, jak policja i prokuratura z Wyszkowa prowadziły sprawę.

 - Żona miała 2 - 3 minuty do domu. Ciągnik stał, chciał skręci w lewo, więc przepuścił moją żonę. Gdy mijała go, kobieta, która jechała z tyłu i nie widziała naczepy z ciągnikiem, skręciła raptownie w lewo uderzając wprost w moją żonę – opisuje pan Tadeusz.

 - Kierowca traktora zbiegł z miejsca wypadku i to, że brał udział w tym wypadku, zostało ustalone później – zauważa pełnomocnik pana Tadeusza Krzysztof Zygrzak.

 „Miała prawie półtora promila alkoholu”

- Jest badanie wykonane przez szpital. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że kobieta miała prawie półtora promila alkoholu. Widziałem te badania, zadałem policjantowi, który prowadził to śledztwo pytanie, dlaczego to nie jest brane pod uwagę – mówi Tadeusz Kłos, zaznaczając, że szpital wykonał badanie na zawartość alkoholu, gdy tylko przewieziono do niego poszkodowaną w wypadku.

- Policja krew do badania pobrała po blisko pięciu godzinach od wypadku, już w szpitalu, gdzie ta osoba została przewieziona. Wiadomo, że przez 5 godzin to spokojnie można wytrzeźwieć, tym bardziej, jeśli podaje się kroplówki czy prowadzi czynności lecznicze w szpitalu –­ uważa pełnomocnik pana Tadeusza Krzysztof Zygrzak.

Z kilkudniowym wyprzedzeniem poprosiliśmy rzeczniczkę prasową wyszkowskiej policji o oficjalną wypowiedź w tej sprawie. Kilka dni okazało się zbyt krótkim czasem, żeby się z nami spotkać.

„Pani Redaktor, kontaktowałam się z sądem, ale nie ma jeszcze decyzji odnośnie wypożyczenia akt. W związku z tym, że nie mam możliwości zapoznania się z materiałami, nie mogę w poniedziałek wypowiedzieć się w sprawie, o którą Pani pytała” – przekazała mł. asp. Marta Gierlicka, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Wyszkowie.

Policja dostarczyła Prokuraturze Rejonowej w Wyszkowie badania krwi kobiety, która czołowo zderzyła się z prawidłowo jadącą żoną pana Tadeusza. Wynika z nich, że kobieta była trzeźwa. Problem w tym, że policja badała kobietę dopiero ponad 5 godzin po wypadku.

Świadek: wypiłyśmy cytrynówkę

- Szczęście w nieszczęściu, chyba tak to można określić, znalazł się świadek, który już w tej chwili pod przysięgą, przed sądem, zeznał, że ta pani, faktyczna sprawczyni, bezpośrednio przed wypadkiem wypiła piwo i pół litra cytrynówki wspólnie z drugą osobą – informuje mec. Krzysztof Zygrzak.

 - Koleżanka do mnie przyjechała, żebym pojechała w jedno miejsce z nią. Kazała mi zajrzeć w schowek, że tam jest pół litra cytrynówki. Żeśmy oddaliły się od domu ze 3 - 4 kilometry i tam po prostu tę cytrynówkę wypiłyśmy – potwierdza nam kobieta zeznająca w sprawie wypadku i dodaje:

- Po wypiciu właśnie tej cytrynówki, przyjechałyśmy do mnie do domu i wypiłyśmy jeszcze jedno piwo na pół. I koleżanka powiedziała, że jedzie do domu. Mówiłam jej, żeby nie jechała, no ale wsiadła i pojechała. Po 21:00 usłyszałam straże, więc zadzwoniłam do niej. Tylko mi powiedziała, że miała wypadek. To było 10 minut po tym, jak odjechała.

 Brak świateł w naczepie 

 - Prokuratura twierdzi, że to, że pani była pod wpływem alkoholu, nie miało tak naprawdę żadnego wpływu na wypadek. Pomija czas reakcji, pomija to, że może mogła zahamować. Twierdzi, że i tak by nie zdążyła zahamować – mówi mec. Krzysztof Zygrzak.

 Dlaczego prokuratura uznaje wyłączną winę za spowodowanie wypadku śmiertelnego kierowcę traktora, który nawet de facto się nie zderzył z pojazdem?

 - Z opinii dwóch biegłych sądowych z zakresu ruchu drogowego, wynika, że bezpośrednią przyczyną tego zdarzenia było zachowanie właśnie Zbigniewa W. Jechał on niesprawnym zestawem ciągnikowym. Ten zestaw z tyłu zupełnie był nieoświetlony. Żaden z biegłych w zachowaniu się Anny P., czyli w momencie kiedy Anna P. omijała przeszkodę i zmieniła pas ruchu na przeciwległy, nie widzi żadnych nieprawidłowości i nie dostrzega błędu – tłumaczy Elżbieta Edyta Łukaszewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce.

 - Po prostu w głowie się nie mieści, że tego typu rozstrzygnięcie może prokuratura podjąć i w ten sposób związać sąd własnymi sprzecznymi z faktami ustaleniami. Bo mamy dwa oddzielne procesy karne: ten kierowca traktora jest sądzony właśnie za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i to pomimo, że on się z tą kierującą, która poniosła śmierć, nie zderzył – komentuje mecenas Krzysztof Zygrzak.

Kierujący ciągnikiem Zbigniew W. nie chciał z nami rozmawiać.

„Słowo przeciwko słowu”

- Posłuchajcie. Nie atakujcie mnie. Sprawa w tej chwili się zaczęła. To nie jest tak, jak oni mówią. Ja nie piłam alkoholu. Ja tylko wypiłam to, co się przyznałam, te pół piwa z koleżanką – mówi kobieta, która czołowo zderzyła się z żoną pana Tadeusza.

Reporter:  A cytrynówka?

- A no to jest słowo przeciwko słowu. Nie wsiadłam do samochodu po alkoholu. I proszę mi tu takich insynuacji nie stawiać!

- No, przecież to jest w dokumentacji medycznej. To co, lekarze skłamali? Ma pani sobie cokolwiek do zarzucenia?

- Wie pani, w tej chwili naprawdę nie.

- Działaniom prokuratury w Wyszkowie na pewno powinien się przyjrzeć co najmniej nadzór i wyższe instancje prokuratury, bo to, co się tam dzieje, wydaje mi się po prostu zmierzać do tego, aby tę faktyczną sprawczynię wypadku za wszelką cenę uwolnić od odpowiedzialności za to, co ewidentnie zrobiła – ocenia mecenas Krzysztof Zygrzak.

 - Ja nie chcę zemsty, tylko sprawiedliwości, żeby winni śmierci mojej żony zostali ukarani – mówi Tadeusz Kłos.*

 * skrót materiału

 mfrydrych@polsat.com.pl

  

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX