Błagają sąd, by nie musiały zostać z ojcem
Dwie nastoletnie siostry błagają sąd, by nie nakazał im wychowywać się pod opieką ojca. Andrzej B. zostawił rodzinę, kiedy dziewczynki miały zaledwie kilka lat. Teraz chce je odzyskać, bo w wypadku samochodowym zginęła mama dzieci. Dziewczynki już raz uciekły od ojca i wróciły w rodzinne strony, do dziadków i cioci, która chce być ich rodziną zastępczą.
„Ojciec zabrał mnie i moją siostrę na pizzę i wywiózł nas do Braniewa, bez naszej zgody. Nigdy nie chciałam z nim mieszkać, zostawił nas jak byłyśmy małe, mało nas odwiedzał. W Braniewie było bardzo źle, ciągle na nas krzyczał. Panią proszę, by pozostać tam, gdzie serce mojej mamy od zawsze. Jeżeli mnie Pani odda do ojca, to znowu ucieknę” - to fragment poruszającego listu, jaki napisały do sądu siostry: 14-letnia Weronika i 13-letnia Karolina. Dzieci nie chcą mieszkać z ojcem. Błagały sąd, by im pomógł.
- Tam nie chciałam iść, bo ja ojca nie znałam. Zostawił nas i po co ja tam miałam iść? Miał swoją rodzinę - rozpacza Weronika.
Po odejściu ojca dziewczynki wychowywała przez kilka lat tylko matka. Niestety w styczniu ubiegłego roku 39-letnia pani Dorota zginęła w wypadku samochodowym.
- Wracając z ojcem od lekarza, już wjeżdżając do wsi samochód z tyłu ich uderzył i zginęła na miejscu –wspomina pani Małgorzata ciotka dziewczynek.
- Było bardzo źle, nie wiedziałam, co powiedzieć, jak mama umarła. Weronika też nie mogła… przeżywałam to codziennie – rozpacza 13-letnia Karolina
Po śmierci matki dziewczynki zamieszkały z ciotkami – siostrami ich ojca. Do sierpnia ubiegłego roku. Wtedy, jak twierdzą dzieci, ojciec zabrał je wbrew ich woli do Braniewa. Dziewczynki po dwóch miesiącach uciekły. Wróciły do domu rodzinnego – do dziadków i ciotek.
- Zgłosiłam na policję, że dzieciaki uciekły i wcześniej już miałam zgłoszoną, zaraz po wypadku, sprawę o rodzinę zastępczą. Dzieci powiedziały, że nie chcą iść do ojca, chciały zostać w swojej rodzinnej wsi. Tu miały koleżanki, rodzinę, z ojcem miały sporadyczny kontakt – tłumaczy pani Małgorzata, ciotka dziewczynek, która chce zostać rodziną zastępczą dziewczynek.
- Monitorujemy sytuację tej rodziny od wypadku. Nigdy nie docierały do nas żadne sygnały ze strony szkoły ani ze środowiska, żeby były problemy opiekuńczo-wychowawcze w niej. Przeciwnie - zawsze były to pozytywne sygnały – zapewnia Agnieszka Miesikowska z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lubawie.
Dziewczynki nie chcą wracać do ojca. Mówią, że trudno zapomnieć im o przeszłości. Chcą mieszkać z ciociami i dziadkami – tam, gdzie się wychowywały.
- One się boją. Jak tylko stanie samochód, to Weronika się blada robi, a Karolinka boi się sama spać – mówi pani Ewa.
Pani Małgorzata wielokrotnie próbowała w sądzie walczyć o bycie rodziną zastępczą. Sąd jednak trzykrotnie odmówił.
- Ja już nie wiem, jak pomóc tym dzieciom. 10 miesięcy są tutaj, chodzą do szkoły, dobrze się uczą – opowiada pani Małgorzata.
- One nie miały z nim (ojcem – red.) kontaktu przez lata. Po tym jak je wywiózł, absolutnie one straciły do niego zaufanie, to był dla nich cios, tego zaufania nie odzyska – uważa pani Kamila, znajoma rodziny.
- Jak się wydaje, kompetencje wychowawcze ojca dziewczynek uważane były przez specjalistów za wyższe – mówi Tomasz Koronowski z Sądu Okręgowego w Elblągu.
Reporter: Jak można uważać za wyższe, ojciec osiem lat temu zostawił je, miał nikły kontakt…
Koronowski: Sąd opierał się na opinii biegłych, jednocześnie sąd zakłada pewne działania ze strony ojca, czyli deklarowany powrót z zagranicy i zamieszkanie tu, na miejscu w Polsce.
Próbujemy porozmawiać z ojcem dziewczynek, który obecnie mieszka i pracuje w Holandii.
- Ja jestem ich ojcem, to ja powinienem decydować do 18. roku za moje dzieci, a nie każdy z ulicy może przyjść i wziąć dzieci – mówi Andrzej B., ojciec dziewczynek.*
* skrót materiału
interwencja@polsat.com.pl