Poszedł do pracy o 14 dni za wcześnie. Objęła go ustawa dezubekizacyjna
89-letni Franciszek Doering jest byłym milicjantem i policjantem, którego objęła ustawa dezubekizacyjna. Zaważyły na tym jego pierwsze 14 dni pracy w milicji, kiedy podlegała ona jeszcze pod Służbę Bezpieczeństwa. Później to się zmieniło. Pan Franciszek ma żal, bo choć w ustawie jest zapis, dzięki któremu można podnieść mu świadczenie, to od 2 lat jego pisma pozostają bez odpowiedzi.
Franciszek Doering mieszka w Gdyni. Przez 39 lat był stróżem prawa. Najpierw w milicji obywatelskiej, potem w policji jako dzielnicowy gdyńskiego Orłowa. Swoją pracę wykonywał bez zastrzeżeń. Potwierdzają to liczne podziękowania i dyplomy. Niestety dziś pan Franciszek uważa, że został pozbawiony honoru i szacunku, na który pracował całe życie.
- To jest człowiek bardzo ambitny, bardzo pracowity. Całe życie to była praca. Był jedynym żywicielem rodziny. Czterech synów musiał wyżywić, wychować, ożenić. Teściowa nigdy nie pracowała. Prawie 70 lat miał, gdy kończył pracę, po to żeby godnie żyć. Teraz jest po zawale serca, do tego choroba Parkinsona, padaczka, miażdżyca. Wiadomo, że to są koszty leczenia – opowiada Wiesława Doering, synowa pana Franciszka.
- Poświęcił całe swoje życie milicji. Pracował 32 lata. Ostatni okres miał nawet w policji – dodaje Mirosław Doering, syn pana Franciszka.
Franciszek Doering do milicji wstąpił zaraz po wojsku w wieku 24 lat - 1 grudnia 1954 r. Twierdzi, że nie miał pojęcia o tym, że milicja formalnie podlega wtedy Służbie Bezpieczeństwa. Z tego powodu w maju 2017 roku, podobnie jak tysiące byłych funkcjonariuszy, otrzymał list, który zmienił jego dotychczasowe życie.
- Z dokumentów, które otrzymał, wynikało, że przez 14 dni jego pracy milicja podlegała pod służbę bezpieczeństwa. Dopiero w 2017 roku, kiedy otrzymał decyzję ministerstwa o obniżeniu emerytury, zauważył, że coś jest nie tak – mówi Mirosław Doering.
- Był dzielnicowym Orłowa przez kilkadziesiąt lat. Tam został nagradzany, chwalony. Odbierał nagrody za najlepszego dzielnicowego – dodaje Wiesława Doering.
Pan Franciszek został objęty ustawą dezubekizacyjną. Pozbawiono go części emerytury i - według 89-latka - honoru. MSWiA od dwóch lat nie odpowiedziało staruszkowi na jego prośbę wyłączenia spod ustawy, mimo że są ku temu przesłanki. Według IPN-u pan Franciszek służył totalitarnemu państwu przez 14 dni do czasu odłączenia milicji od służby bezpieczeństwa.
- Nawet w komisariacie nie było żadnego pracownika z SB na etacie. Tam byli sami dzielnicowi – mówi pan Franciszek.
IPN w przesłanym nam oświadczeniu tłumaczy, że „informacja o przebiegu służby funkcjonariusza ma wyłącznie charakter zaświadczenia, a więc urzędowego potwierdzenia określonych faktów z akt osobowych. Instytut Pamięci Narodowej, sporządzając informację o przebiegu służby, nie dokonuje analizy ani nie ocenia, jaki był zakres wykonywanych przez funkcjonariusza czynności i zadań służbowych”.
- Nawet tak duża organizacja jak nasza nie jest w stanie poradzić sobie z przemocą państwa. A tu mamy do czynienia z przemocą państwa, w której bierze udział kilka instytucji państwa, które powinny stać na straży prawa, natomiast doprowadzają ludzi do stanu wegetacji – uważa Jan Gaładyk ze Stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policyjnych.
Syn pana Franciszka tłumaczy, że ministerstwo od dwóch lat wyznacza rodzinie kolejne półroczne terminy na odpowiedź. - Nie trzymają się w ramach tych terminów, bo ostatnio miała być decyzja podjęta do 31 lipca. Do chwili obecnej tata nie wie, na czym stoi. W tej ustawie jest punkt 8a, stanowiący o tym, w jaki sposób można zmienić tę decyzję: ze względu na krótkotrwały okres w organach SB - mówi Mirosław Doering.
- Ten artykuł 8a jest pewną iluzją, bo na 5 tysięcy wniosków, które wpłynęły z prośbą o wyłączenie spod ustawy, minister do tej pory rozpatrzył pozytywnie 39, a minęły już ponad dwa lata – zauważa Jan Gaładyk ze Stowarzyszenia Emerytów i Rencistów Policyjnych.
Niewielka emerytura pana Franciszka pozwalała mu przez lata żyć na normalnym poziomie. Niestety, po jej obniżeniu mężczyźnie brakuje na leki, których 89-latek przyjmuje kilkanaście dziennie. Gdyby nie rodzina, nie mógłby ich wykupić.
- Tu chodzi o jego honor. Chciałabym, żeby u schyłku jego ziemskiego życia ta sprawa się rozwiązała. Żeby odszedł spokojnie , żeby się ucieszył, że sprawiedliwości stało się zadość – mówi Wiesława Doering.*
* skrót materiału
pgregorowicz@polsat.com.pl