Pobierał zaliczki, ale aut nie sprowadzał
Rafał Ł. to skruszony gangster, który działał w zorganizowanej grupie przestępczej. W procesie został tzw. małym świadkiem koronnym i żył na wolności. Jak się później okazało, oferował w internecie samochody, które miał sprowadzać z zagranicy. Od klientów pobierał zaliczki, ale samochody do nich nie trafiały.
Rafał Ł. to skruszony gangster z Dolnego Śląska. Pod koniec lat 90-tych działał w zorganizowanej grupie przestępczej byłego boksera - Leszka C. Grupa zajmowała się m.in. handlem kradzionymi samochodami.
- Wtedy był tzw. sześćdziesiątką, czyli skruszonym przestępcą. Tak czy siak obciążał tych swoich współoskarżonych (...) Co więcej, usłyszałem wtedy od jednego z policjantów na temat pana Rafała takie słowa: "Po raz pierwszy widzę, że resocjalizacja to nie jest puste słowo". Po wielu, wielu latach ten sam policjant, po przejściu na emeryturę, kupił od pana Rafała koparkę, która nie istnieje - mówi Marcin Rybak z "Gazety Wrocławskiej".
W procesie gangu Leszka C., Rafał Ł. został małym świadkiem koronnym. Ponownie dał o sobie znać w 2011 roku. Wówczas rozpoczął się proces przeciwko zorganizowanej grupie przestępczej, której celem było popełnianie oszustw przy sprzedaży samochodów. Wyłudzono ponad 5,5 mln złotych, a grupą miał kierować m.in. Rafał Ł. Jedną z osób oszukanych był pan Krzysztof.
- To było w maju 2014 roku, kiedy chciałem kupić samochód. Zostałem poinformowany, że trzeba najpierw wpłacić zaliczkę, spisujemy umowę po zaliczce, no i czekamy tam miesiąc, dwa i auto przyjeżdża i później robimy odbiór. Problemy zaczęły się wtedy, kiedy był termin, że to auto już powinno być. Po miesiącu takiego ping-ponga to zgłosiłem sprawę na policję, no i policja się tym zajęła, ale to nie przyniosło jakichś rezultatów - relacjonuje mężczyzna.
Proceder, którym miał zajmować się Rafał Ł. polegał na oferowaniu samochodów z Zachodu w atrakcyjnych cenach. Niższą cenę mężczyzna tłumaczył tajemniczym sposobem na wygrywanie niemieckich aukcji samochodowych. Firmy rejestrował na osoby trzecie. Pobierał zaliczki, ale aut nie sprowadzał.
- Był w areszcie, wyszedł, zaczął robić to samo. Pakiet oszukanych, skruszenie, pakiet oszukanych, skruszenie i w którymś momencie zdenerwował jednego z prokuratorów i został zatrzymany. Ale każdy areszt musi się kiedyś skończyć, bo, jak się okazało, że wszystko jest zebrane, wszyscy świadkowie są przesłuchani, nie ma kogo zastraszyć, no to się go puściło - mówi Rybak.
My spotykaliśmy się z człowiekiem, który zaliczkę na samochód wpłacił w sierpniu 2019 roku. Firma zarejestrowana była w miejscowości Jelcz-Laskowice, gdzie od lat mieszka Rafał Ł. Jej właścicielem jest oficjalnie inny mężczyzna - Marcin K.
- W każdej firmie on jest Marcin, tylko, że nazwiska zmienia. Mówił, że on jest Marcin N. Ja mówię: o widzi pan, a jeszcze dwa dni temu był pan Marcinem K., świat zwariował. A on mówi: panie, nie wiem o czym pan mówi. Nie znam człowieka - relacjonuje oszukany w 2019 roku mężczyzna.
Próbowaliśmy porozmawiać z Rafałem Ł. i Marcinem K., ale bezskutecznie. W trakcie przygotowywania reportażu skontaktowała się z nami firma, która reprezentuje Marcina K. w rozmowach z poszkodowanymi. Zapewniono nas, że pieniądze będą sukcesywnie zwracane.
- Zastanawiałem się kiedyś nad tym i nie wiem, czy to nie jest tak z panem Rafałem, jak z alkoholikiem, który po wielu, wielu latach niepicia postanowił sobie tylko lampkę szampana na Sylwestra. I poszło. Może to tak było - mówi Rybak.