Skazana na 25 lat zniknęła z milionami. Szukano jej 5 lat!
Dorota P. została skazana na 25 lat za zastrzelenie męża. Kobieta do końca twierdziła, że jest niewinna i była ofiarą przemocy. Kiedy jednak sąd zezwolił jej na przerwę w odbywaniu kary ze względu na stan psychiczny jej nieletniego wówczas syna, kobieta zniknęła. Sprzedała nieruchomości i mając kilka milionów zniknęła na 5 lat. Wpadła niedawno, w Niemczech.
Dorota i Leszek poznali się jeszcze w latach 90. Ona była samotną matką. On – znanym i szanowanym w Bydgoszczy biznesmenem. Handlował komputerami. Był właścicielem dużego biurowca. Ale, jak twierdzi pani Dorota, w domu stawał się kimś zupełnie innym.
- Uderzył pierwszy raz, gdy byłam w ciąży z synem. Dostałam krwotoku, ciążę udało się uratować dzięki Bogu i syn mój żyje – powiedziała Dorota K.
Pytana, jak często mąż miał ją bić, odpowiadała, że różnie. - Bywały takie okresy, że zdarzało się to raz na miesiąc, raz na tydzień, nieraz 3 dni z rzędu, nie ma takiej reguły. Trwało to lata - opowiadała.
- On nigdy jej marnego słowa nie powiedział. „Dorotko, Dorotko”, żeby tak pana żona kochała, jak Leszek kochał ją – stwierdziła matka zamordowanego pana Leszka.
- Nie widziałam nigdy śladów fizycznych przemocy, opowiadała mi tylko. Nie widziałam żadnej obdukcji – dodała Grażyna Ostropolska, dziennikarka.
Dorota K. twierdzi, że jej mąż przystawiał jej pistolet do głowy i mówił, że ją zabije, jak spróbuję odejść. Później z tej broni zginął.
- Chodził od czasu do czasu na strzelnicę i na badania psychologiczne, czy nadal może tę broń posiadać i dziwnym trafem zawsze to pozwolenie dostawał, mimo że były przeciwko niemu sprawy na policji – zauważyła córka pani Doroty.
W kwietniu 2006 r. pani Dorota po raz pierwszy postanowiła odejść od męża. Razem z dziećmi wyprowadziła się do specjalnego ośrodka. Po dwóch tygodniach wróciła. Według niej małżeńska wojna przybrała wtedy na sile. Jej apogeum nastąpiło 29 stycznia 2008 r.
- Koło północy usłyszałam huk i zeszłam po schodach. Tata leżał, mama była cała zapłakana, roztrzęsiona, nie była w stanie sklecić porządnie zdania, była w szoku – wspominała córka pani Doroty.
- Ja z tej feralnej nocy, to nie pamiętam nic. Biegli wypowiedzieli się, że nastąpił jakiś mechanizm wyparcia. Na broni nie ma moich odcisków palców, na nabojach, łusce, magazynku też nie. Nie mam na ubraniu śladów prochu. Podobno trochę go było na rękach – dodała Dorota K.
Brat zamordowanego przypomniał, jak Dorota K. w czasie jednej z rozpraw odwoławczych stwierdziła, że morderstwa dokonała jej córka. Ta przyznała, że chciała chronić matkę.
- Wiedziałam, że ja pójdę do poprawczaka, a mama do więzienia – powiedziała.
Leszek K. zginął od strzału z tzw. przyłożenia. W chwili ataku najprawdopodobniej już spał. W grudniu 2010 roku panią Dorotę skazano na 25 lat więzienia. Sąd uznał jej opowieści o przemocy domowej za wyssane z palca.
- Chciała, jak to sąd określił, jeśli dobrze pamiętam, uwolnić się po prostu od tej relacji, tego związku i jej męża po to, żeby móc realizować z czasem swoje własne wizje i pomysły na życie. Użyła najcięższej możliwej broni, czyli broni palnej, użyła tej broni wobec bezbronnego człowieka, wobec swojego męża, który nie miał żadnej szansy na obronę – powiedział Włodzimierz Hilla z Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.
- Sąd uznał za udowodnione, że ta pani planowała to morderstwo z pobudek finansowych przez ponad pół roku – dodał brat zamordowanego.
- Sąd jest głupi, widzicie, co robi. Pierwsze takie coś i tyle lat? Nieraz po 3, 4 osoby zabiją i dostają 8, 10 lat – powiedziała matka Doroty K.
W 2012 roku Dorota K. złożyła wniosek o wznowienie procesu. Z naszą kamerą odwiedziliśmy ją wtedy w więzieniu. Wniosek został odrzucony. Rok później jej adwokat wystąpił jednak o udzielenie jej przerwy w karze. Powodem miał być stan psychiczny jej małoletniego jeszcze wówczas syna.
- Wnuczka ma nerwicę, wnuk ma nerwicę. One, te dzieci, były za młode, żeby takie coś na nich spadło – przekazała matka Doroty K.
- Jest to właśnie taka wyjątkowa, szczególna sytuacja, że po to, aby uratować stan zdrowia psychicznego dziecka, można tej osobie zaufać i spróbować dać jej szansę, aby ona jednak temu dziecku pomogła – poinformował Włodzimierz Hilla z Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.
- Wszyscy byli na 100 procent pewni, łącznie z prokuraturą, że ona nie wróci. Każdy był przekonany, że ona ucieknie, ale nikt z tym nic nie zrobił – ocenił brat zamordowanego.
Pani Dorota miała wrócić do więzienia we wrześniu 2014 roku. Kilka miesięcy wcześniej sprzedała kilka nieruchomości. Wśród nich dom, biurowiec oraz duże mieszkanie w centrum Bydgoszczy. W sumie zainkasowała kilka milionów złotych.
- Miała wyjechać, jak wynikało z relacji jej matki, nad morze, żeby odpocząć, złapać jakąś równowagę, no i od tego momentu ślad po pani zginął. Rozesłano listy gończe i kiedy przez rok te działania poszukiwawcze nie przyniosły efektu, wydano postanowienie o Europejskim Nakazie Aresztowania – przekazał Włodzimierz Hilla z sądu w Bydgoszczy.
Pani Dorota ukrywała się przez pięć lat. Kilka tygodni temu zaczął jej poszukiwać również Europol. Pod koniec października zatrzymano ją w Niemczech, w mieście Wuppertal. Do jej identyfikacji potrzebne były badania odcisków palców. Okazało się bowiem, że kobieta zmieniła swój wygląd. Posługiwała się też fałszywymi dokumentami.
- Urządzenie sobie życia na nowo, wyrobienie nowych dokumentów, stworzenie sobie nowej tożsamości, to na pewno wymaga pomocy innych osób – powiedziała Monika Chlebicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Pani Dorota przebywa obecnie w niemieckim areszcie. Oczekuje na ekstradycję do Polski. Gdy do niej dojdzie, będzie miała przed sobą jeszcze 20 lat więzienia. Do tego prokurator zamierza postawić jej zarzut związany z ucieczką. Do kary zostanie jej doliczony prawdopodobnie kolejny rok.
- Będę chciała się z nią spotkać. Może będzie na takim etapie, że będzie chciała to opowiadać, ale… Oby nie było tak, jak się kończy z niektórymi więźniami w celach ostatnio – podsumowała Grażyna Ostropolska, dziennikarka.*
* skrót materiału
rzalewski@polsat.com.pl