Wzięli bydło i nie zapłacili. Rolnicy stracili 700 tys. zł!

Wzięli bydło od rolników, wystawili faktury z 14-dniowym terminem płatności i nie zapłacili. Straty poszkodowanych hodowców sięgają aż 700 tys. zł. Ci, których historię opowiadamy, czekają na pieniądze od marca!

Pan Waldemar, pan Rafał i pan Krzysztof są rolnikami z województwa mazowieckiego. Wszyscy pod koniec marca tego roku sprzedali bydło spółce zajmującej się skupem i ubojem. Do dziś nie dostali swoich pieniędzy.
- To były dwie sztuki za około 9300 zł. Przyjechali do kolegi po bydło, kolega zadzwonił, że biorą u niego, no i kazałem też przyjechać. Byłem pewny, bo w życiu nie zdarzyło się, żeby ktoś nie zapłacił. To pierwsza taka złodziejska firma, która wzięła i nie zapłaciła – mówi rolnik Krzysztof Gosa.
- Mi łącznie zalegają 25 tys. zł. Trafiłem na tę firmę w taki sposób, że kolega mówi, że ojciec sprzedał i zapłacili mu pieniążki, nawet dobre. Pojechałem na tę ubojnię i pan powiedział, że przyjedzie, odbierze. Przyjechał, odebrał… Jeszcze nastręczyłem koledze firmę, którego też wkopałem, jak i siebie w to samo bagno – opowiada Waldemar Sipak.
 
- Dwie sztuki to były po prawie 700 kg sztuka. Warte powyżej 12 tys. zł, a 2 tys. zł wypłacił – dodaje Rafał Duda.

Faktury wystawiane przez rolników miały być opłacone po 14 dniach. Po upływie tego terminu wszyscy upominali się o swoje pieniądze.
- Najpierw to zwodził mnie pan Maciejewski, że będą pieniądze jutro, pojutrze, za tydzień i tak dalej, i tak dalej. Grał na zwłokę, że tak powiem. Wcześniej też się kontaktowałem chyba z drugim wspólnikiem, panem Tomaszem bodajże… To później pan Tomasz już telefonów nie odbierał – opowiada Rafał Duda.
- W ogóle się nie tłumaczą, bo nie odbierają telefonów. Z początku jak zadzwoniłem po 20 dniach, to mówili, że „jeszcze dziś wpłyną” - twierdzi Krzysztof Gosa.
- Twierdzą, że ktoś im nie zapłacił za mięso i oni nie mają z czego. Wysłałem pisma z ponagleniem do zapłaty, ktoś tam odebrał, nie odpowiedziano nic, pieniędzy nie było. Sprawa do sądu została złożona, wyrok w tej chwili jest, tylko jeszcze nieprawomocny. Prawdopodobnie jeden z członków z zarządu siedzi w areszcie śledczym i firma złożyła oświadczenie do sądu, żeby zawiesić postępowanie w mojej sprawie – mówi z kolei Waldemar Sipak.

Hodowcy bydła zostali z długą listą zobowiązań finansowych. Ich gospodarstwa nie należą do największych. Rolnicy mają od 10 do 30 sztuk bydła. Praca przy zwierzętach przynosi im dochody od 4 do 10 tysięcy złotych miesięcznie.
- Jestem płatnikiem VAT i od tego jeszcze musiałem odprowadzić podatek VAT w wysokości 8 procent do urzędu skarbowego. Wyszło coś około 1800 zł, a pieniędzy nie odzyskałem od ubojni. Miały być przeznaczone na spłatę raty kredytu. Dwie raty są kwartalne: jedna 6 600 zł, a druga 7 600 zł. Duże pieniądze. Zalegam z płatnościami za paszę, za prąd. Jest ciężko – tłumaczy Waldemar Sipak, który walczy o 25 tysięcy złotych.
- To jest dość duża suma, bo około 10 tysięcy zł. To nas też blokuje. Jest ubezpieczenie KRUS, światło, telefony, woda, gaz, opłaty ubezpieczenia, utrzymanie zwierząt – mówi Maria Gosa, żona pana Krzysztofa.

Firma, która odebrała bydło, ma dwie lokalizacje. Udajemy się z rolnikami do tej znajdującej się w województwie mazowieckim. Nikogo nie zastajemy. Dopiero pod drugim adresem, w województwie łódzkim, trafiamy na prezesa spółki.
- Długi temat, musimy do domu jechać, bo tam jest zawiadomień tyle na Tomasza N., konkubenta mojej wspólniczki, szukany jest. Wyprowadził mój sprzęt, doprowadził do tego, że byłem aresztowany. Firma jest na Wydrzyn przeniesiona, ale byliśmy wczoraj w Wydrzynie i tam nic nie ma – mówi Jacek Maciejewski, właściciel firmy zalegającej rolnikom za bydło.

To właśnie Tomasza N. obwinia on za problemy hodowców.
- W Wydrzynie się nic nie dzieje, bo właścicielka zakładu, od której go dzierżawiliśmy, rozwiązała umowę, zamknęła zakład i nie chce nas wpuścić. Od początku działania spółki jestem w niej ja - Jacek Maciejewski, Magdalena G. i jej były konkubent Tomasz N. Miał on pełnomocnictwo od Magdaleny, działał na niekorzyść firmy, wyprowadzał majątek, teraz już to wiem. 700 tysięcy zł mam u rolników długu, a do odebrania mam milion. Robimy szereg działań, gdzie mamy pieniądze po prostu u firm i to, co będziemy odzyskiwać, będziemy dzielić i będziemy oddawać rolnikom – zapewnił Maciejewski.

Dowiedzieliśmy się, że poszkodowanych rolników jest więcej, a ich straty to około 700 tysięcy złotych.
- To była jego firma.  Czy miał wspólnika, czy nie, to jest jego sprawa jak zarządzał i pilnował tej firmy. To już jest jego problem, nie nasz – uważa rolnik Rafał Duda.*

* skrót materiału

emlodziankowska@polsat.com.pl

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX