Wojskowy brutalnie zaatakował żonę. Była w ósmym miesiącu ciąży

Nikt nie spodziewał się nadchodzącej tragedii. Pani Anita oczekiwała drugiego dziecka. Pewnego dnia jej mąż wrócił do domu, zaprowadził syna do sąsiadki i zaatakował ciężarną żonę siekierą. Kobieta przeżyła, jednak jej nienarodzonej córki nie udało się uratować. Pani Anita powoli dochodzi do siebie. Rodzina potrzebuje pieniędzy na jej leczenie i rehabilitację.

37-letnia pani Anita i 34-letni pan Paweł pobrali się osiem lat temu. Rok później urodził się syn Aleksander. Mąż pani Anity był żołnierzem. W lutym tego roku w Lisowie pod Radomiem kupili na kredyt dom. Pani Anita oczekiwała drugiego dziecka.

- Paweł był zawsze zadowolony, zawsze mówił: „Anitka najładniejsza, Anitka najlepiej sprząta, gotuje”. Zadowolone małżeństwo, nie wiedzieliśmy nic, co by nam dało do myślenia - mówi pani Monika, siostra zaatakowanej kobiety.

- Czasami pani Anita była smutna i płakała i mówi, że dziwne SMS-y dostaje od męża. Jeśli on był w wojsku, bo na pewno co roku powinien przechodzić testy psychologiczne… Że w wojsku nic się nie dopatrzyli, że coś w nim nie tak… - mówi z kolei pani Krystyna, sąsiadka rodziny.

18 września około godziny 20 mężczyzna wrócił po pracy do domu. Zaprowadził syna do sąsiadki.

- To było dosłownie 10 minut. Olek wyleciał do mnie, ja go pytam: „co ty robisz o tej godzinie u mnie?”. On mówi: „tata mnie przyprowadził. Tata z mamą mają porozmawiać” - relacjonuje kobieta.

Ojciec zostawił syna i wrócił do domu. Następnie brutalnie zaatakował siekierą swoją żonę, która była w ósmym miesiącu ciąży. 

- Pozamykane były okna. Myśmy w domu siedzieli. Ja nie słyszałam żadnego krzyku, bo na pewno jakbyśmy słyszeli, tobyśmy biegli. Ja myślę, że ona by na pewno uciekła, gdyby on nie zamknął drzwi od środka. Jak wyszedł, to pogasił wszystkie światła, przyszedł do nas,  mówi: „zrobiłem, co miałem zrobić”. Wnuczek zobaczył, że jest zakrwawiony. I myśmy na ślepo po policję dzwonili i wszędzie - mówi pani Krystyna.

- Widok był straszny, wszędzie pełno krwi - mówi siostra zaatakowanej kobiety. - Każdy lekarz był zdziwiony, że tak można skatować kobietę - dodała.

Paweł L. został zatrzymany, a lekarze natychmiast podjęli walkę o życie pani Anity. Życia jej nienarodzonej córki Blanki nie udało się uratować. 

- Przeszła w Warszawie operację twarzoszczęki, była poważna sytuacja, bo wszystko w środku było pociachane - mówi siostra pani Anity.

Pani Anita cudem przeżyła. Przez kilka miesięcy była w śpiączce. Nadal jest w tragicznym stanie, czasami odzyskuje przytomność. Nie chce pokazywać zmasakrowanej twarzy. Rodzina musi walczyć teraz o pieniądze na leczenie i rehabilitację kobiety i na spłatę jej kredytu mieszkaniowego. Siostry pani Anity nie dostają nawet świadczenia 500+ na Aleksandra, którym się opiekują.

- Zgodnie z ustawą o pieczy zastępczej, kiedy ta rodzina zgłosi się do sądu,  aby zostać niezawodową rodziną zastępczą na czas postępowania, na czas leczenia, bo nie wiadomo, kiedy taka sytuacja się zakończy, kiedy to leczenie ustąpi, wówczas ta osoba może się ubiegać o dodatek, który jest ekwiwalentem świadczenia 500+ - mówi Justyna Piątek z MOPS w Radomiu.

Rodzina pani Anity została bez żadnego wsparcia finansowego. I jak twierdzą bliscy, tego wsparcia nie otrzymali także od jednostki wojskowej, w której służył Paweł L. 

„Jednostka wojskowa jest w stałym kontakcie z rodziną poszkodowanej kobiety, która została ciężko ranna podczas tragicznego zdarzenia z udziałem żołnierza brygady W najbliższym czasie zaplanowane zostało spotkanie przedstawiciela jednostki z siostrą poszkodowanej” - brzmi pismo od ppor. Artura Wróbla, oficera prasowego 1. Warszawskiej Brygady Pancernej.

Reporter: Czy otrzymaliście jakieś wsparcie od wojska?

Siostra pani Anity: Nie, wojsko odezwało się na drugi dzień po tej tragedii, z jednostki Pawła oferowali pomoc, ale do tej pory nie otrzymaliśmy żadnej pomocy.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX