Bój o szkołę dla niepełnosprawnych. Urzędnicy żądają gigantycznych pieniędzy 

144 niepełnosprawnych uczniów może stracić jedyne miejsce, gdzie mają darmową rehabilitację i naukę. Mowa o szkole w Radowie Wielkim (woj. zachodniopomorskie). Szkoła musi zwrócić starostwu powiatowemu ponad półtora miliona złotych z rzekomo źle wydatkowanych dotacji.

36-letnia Agnieszka Twardowska mieszka w miejscowości Chociwel w województwie zachodniopomorskim. Samotnie wychowuje niepełnosprawną córkę. Kobietę na co dzień wspiera jedynie matka, która pomaga wozić 11-letnią Patrycję do szkoły. Gdyby nie placówka w oddalonym o 30 kilometrów Radowie Wielkim, dziewczynka nie miałaby dostępu do edukacji i niezbędnej rehabilitacji.

- Szkoła w Radowie jest trzecią w Polsce tak wyposażoną, tak dostosowaną dla dzieci z różnymi chorobami sprzężonymi. Moja córka cierpi na marformacje żyły Gallena, do tego ma mózgowe porażenie dziecięce, spastykę mięśni, epilepsję i straciła wzrok trzy lata temu. Ma zajęcia z dyflorlogopedii, masaże logopedyczne, codzienną rehabilitację. W sumie to, co niezbędne ruchowo, by pracowały mięśnie. Są efekty, bo jeszcze chodzi, wczoraj skończyła 11 lat, a lekarze dawali jej 8 lat życia, więc jest duży sukces – mówi pani Agnieszka.

Nie tylko pani Agnieszka chwali szkołę w Radowie. Rodzice ponad 140 uczniów nie wyobrażają sobie, by ich dzieci były rehabilitowane gdzie indziej. Niestety szkole w Radowie grozi zamknięcie. Starostwo powiatowe żąda od władz prowadzących placówkę zwrotu ponad półtora miliona złotych za rzekomo niewłaściwie wydatkowane dotacje. Rodzice i pracownicy stanęli w obronie szkoły.  

- Najważniejsze jest to, że może zostać zlikwidowane miejsce, gdzie ponad 140 dzieci ma drugi dom - zauważa Marta Czaborek, nauczycielka i terapeutka.

- Moje dziecko nie ma się właściwie gdzie uczyć. Ono potrzebuje nauki i wsparcia, a nie żeby go odrzucało państwo – mówi Monika Sroka, mama 6-letniego Michała.

- On tu czuje się swobodnie. Nie czuje się inny. Nie czuje się gorszy. Czuje się tutaj jak w domu i robi ogromne postępy. I chodzi o to, by mógł sobie poradzić w przyszłości – opowiada o swoim dziecku, uczniu szkoły Agnieszka Minko-Jeżyk.

Dyrektor szkoły, pani Aleksandra Klimaszewska zwraca uwagę na jeszcze jeden problem:

-Pracuje u nas około 90 osób, więc nie wyobrażamy sobie, by stracili stanowiska pracy.

- My wydaliśmy decyzję o zwrocie dotacji na podstawie audytu wykonanego przez Krajową Administrację Skarbową i poprzez kontrolę naszą – tłumaczy Ryszard Niemczuk, sekretarz Starostwa Powiatowego w Łobzie.

- Wszystkie dotychczasowe rozliczenia dotacji od 2004 to 2017 były akceptowane przez trzy komórki kontrolne i teraz nagle się okazuje, że to wszystko jest „be”… Mój syn jest autystą. Dzięki tej szkole, pracownikom, wychowawcom jest teraz na bardzo wysokim poziomie. Ja nie sięgam mu intelektem. I takich dzieci jest tutaj 144.  Nie wyobrażam sobie, że mam im powiedzieć, że zamykamy szkołę – mówi Czesław Frost, założyciel szkoły.

To kolejna tragedia, jaka dotknęła radowską placówkę. Dokładnie rok temu doszło tu do pożaru, którego powodem było zwarcie instalacji elektrycznej. Wtedy też rodzice stanęli murem za szkołą, która po kilku miesiącach została odbudowana. 

- Ja się pytam, gdzie jest nasza władza? Wszyscy wiemy, co tu się stało ostatnio. Nie pomogli w żaden sposób, a w tej chwili jeszcze przeszkadzają – mówi Marek Sroka, tata 6-letniego Michała.

- Jesteśmy zdesperowani, nas ten pożar z 18 grudnia 2018 roku zahartował. Hartuje się stal,  my już nie jesteśmy blaszką. My naprawdę jesteśmy gotowi na wszystko. My wybraliśmy tę szkołę, my chcemy tej szkoły i nie oddamy tej szkoły – mówi Irena Czyżak, mama Romka i Kuby.

Zespół szkół w Radowie Wielkim istnieje od 15 lat. Do 2018 roku dyrektorem placówki była Katarzyna T. W tym czasie zmienił się także zarząd w starostwie powiatowym w Łobzie. We wrześniu 2018 roku urzędnicy zażądali od nowych władz placówki zwrotu niebagatelnej kwoty. Nowo powołana dyrekcja odwołała się od decyzji urzędników.

- Starostwo kieruje postępowanie do obecnych osób, czyli organów prowadzących, które prowadzą te szkoły od roku 2018. Natomiast roszczenia do roku 2017 włącznie powinny być kierowane do organu, który w tamtym czasie prowadził szkołę – mówi Robert Kamionowski, radca prawny, pełnomocnik szkoły.

- Wykazano, że dyrektor tych szkół zawyżył liczbę uczniów, a także zatrudnił jedną osobę na czterech stanowiskach dyrektora – informuje Ryszard Niemczuk, sekretarz Starostwa Powiatowego w Łobzie.

- Czy dotacja wydatkowana na wynagrodzenie dyrektora mogła być pobrana z dotacji czy nie mogła? Tutaj przepisy mówią wyraźnie i jasno: tak, mogła być pobrana i dodatkowo wydatkowana. Zobowiązanie do zwrotu dotacji jest zobowiązaniem podatkowym, a  ordynacja podatkowa mówi wyraźnie: odpowiada za podatek ten, który jego nie zapłacił. A w zakresie dotacji odpowiada ten, który pobrał. Wydaje mi się, że nikt nie przeczytał ordynacji podatkowej. A być może stoją za tym jakieś inne przesłanki, których nie znam, nie umiem odgadnąć – zastanawia się Robert Kamionowski, radca prawny, pełnomocnik szkoły.

- Ja się nie czuję w żadnym stopniu odpowiedzialny za te lata i uważam, że tamten organ działał zgodnie z prawem, bo wszystko było akceptowane – komentuje Czesław Frost, założyciel szkoły.

W sprawie dziwi też fakt, że przez blisko 14 lat żadna z kontroli w szkole w Radowie nie wykazała nieprawidłowości. Dziwią się temu także urzędnicy, którzy żądają zwrotu ponad półtora miliona złotych. Sprawą zajmuje się także prokuratura. Katarzyna T., była dyrektor szkół, nie ma sobie nic po zarzucenia.

- Stanę przed lustrem -  nie czuję się winna. Jeżeli człowiek robi tyle lat to samo i ktoś go kontroluje i nagle coś jest źle… to ja już nie rozumiem - mówi Katarzyna T., była dyrektor szkoły.

- Chcemy, by ta szkoła funkcjonowała, ale my musimy też dokładnie wyjaśnić, jak jest z dotacją – tłumaczy Ryszard Niemczuk, sekretarz Starostwa Powiatowego w Łobzie.

- Wszystkie szkoły muszą zwrócić około 1,6 miliona plus odsetki. A odsetki jakie będą, to nie wiem. Nikt tego nie kalkulował – dodaje Czesław Frost, założyciel szkoły.

Nie wiadomo, jak sprawa się zakończy. Odwołania szkoły czekają na rozpatrzenie. Prokuratura prowadzi postępowanie, a rodzice nie składają broni. Wraz ze swoimi dziećmi i całą kadrą pedagogiczną będą protestować do skutku.

- Czuje się tam jak w domu, mam przyjaciół, wspaniałych nauczycieli i nie wyobrażam sobie, żeby to znikło – mówi Zofia Kazimierczyk, uczennica.

- Nie dam się, nie ma takiej opcji. Ja nic nie zrobiłem. Nic kompletnie nie zrobiłem przeciwko tym dzieciakom, przeciwko prawu. Ja nie mogę się pogodzić z tym, że ja, Czesław Frost okradłem dzieci. Złotówki nie wziąłem z dotacji, nigdy – deklaruje Czesław Frost, założyciel szkoły.*

* skrót materiału

interwencja@polsat.com.pl

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX