Miał zabić żonę, upozorować wypadek i podpalić auto
Karol R. miał podstępem zwabić żonę do ich wspólnego kiedyś domu, zabić siekierą, a następnie przenieść zwłoki do auta, upozorować wypadek i je podpalić. To ustalenia prokuratury, która oskarżyła mężczyznę o zabójstwo. Po zbrodni Karol zniknął na dwa lata, zmieniając imię i nazwisko na Paul W. Cały czas twierdzi, że jest niewinny.
Agnieszka Rams miała 33 lata. Pochodziła z Nowego Sącza, ale krótko po maturze opuściła rodzinne strony. Wyjechała do Niemiec. Tam poznała o dwa lata starszego Karola. Zaiskrzyło. W 2004 roku młodzi postanowili się pobrać.
Krótko po ślubie, Agnieszka i Karol postanowili wrócić do Polski. Kupili dom w Gądkowie – niewielkiej wsi w pobliżu Gorzowa. Karol planował otworzyć tam agroturystykę. Trzy lata później na świat przyszła ich córka – Ania. Krótko po tym, w małżeństwie zaczęło się psuć.
- Widziałam ją, jak w zimie chodziła w ciemnych okularach, a jak się później okazało, to miała oczy popodbijane – mówi znajoma Agnieszki.
- On ją ciągnął przez cały korytarz, za włosy, przez schody i rzucił ją tam, na ten betonowy kanał – opowiada o jednym z aktów przemocy Maria Rams, matka Agnieszki.
Rodzice sugerowali, by kobieta odeszła od męża.
- Mówiła: mamuś, ale to ja nie będę mieć dziecka. On by jej zabrał to dziecko., cały czas ją tym straszył – dodaje Maria Rams.
- On to dziecko porywał i szantażował Agnieszkę, żeby dała mu 1000 zł, potem 3000, potem 5000 zł w zamian za dziecko za to że wróci z dzieckiem do domu – tłumaczy Adam Sienkiewicz, ojczym Agnieszki.
W maju 2014 roku pani Agnieszka postanowiła uciec od męża. Wyprowadziła się do koleżanki. Ale na prośbę Karola po dwóch dniach wróciła do domu. Krótko po tym, mężczyzna zabrał córkę i bez słowa wyjechał z nią za granicę. W zamian za powrót, zażądał od Agnieszki 17 tys. zł.
- Prowadziliśmy czynności na terenie Słubic i okolic i ustaliliśmy jego miejsce pobytu. Próbował roztrzaskać samochód naszych ludzi, taranował nasze auto, na pokładzie mając swoją córkę – opowiada Krzysztof Rutkowski, właściciel biura detektywistycznego.
- Przyjechała wówczas policja no i poszli na komisariat, a policjanci go odprowadzili nawet do auta, bo się bał. Do auta z tym dzieckiem – mówi Maria Rams.
Karol ponownie wyjechał z córką do Niemiec. Pani Agnieszka również wyprowadziła się i wynajęła mieszkanie w pobliskim miasteczku. 16 października 2014 roku Karol zadzwonił do niej. Powiedział, że pies, którego zostawiła w Gądkowie został potrącony przez auto. Pani Agnieszka wsiadła w samochód i około siedemnastej pojawiła się w domu.
- On czekał już w domu, nawet wiem od pewnych ludzi, że palił w piecu – relacjonuje Maria Rams.
- Przyszedł, wziął siekierę, i ją zabił uderzając w głowę – tłumaczy Krzysztof Rutkowski.
Jak opowiada ojczym Agnieszki, po wszystkim Karol przeniósł ciało do samochodu kobiety, wyjechał na drogę i upozorował wypadek. - Były tylko ślady po ostrym hamowaniu, a kora na drzewie, żadnego śladu uderzenia na drzewie nie było – mówi Adam Sienkiewicz.
- Oblał auto benzyną w dwóch miejscach. W miejscu deski rozdzielczej i na tylnym siedzeniu samochodu – informuje Lidia Wieliczuk z Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim.
- On w ogóle chciał, żeby to auto wybuchło. Ona jeździła na gazie, więc wtedy by nie było śladów, że on ją zabił – dodaje Maria Rams, matka Agnieszki.
Samochód znaleziono po kilkudziesięciu minutach. Doszczętnie spalony, kilkanaście kilometrów od domu. Ciało było zwęglone. Ale sekcja wykazała potężne obrażenia głowy. Biegli stwierdzili, że w chwili pożaru Agnieszka z całą pewnością była już martwa.
- W tylnej kieszeni spodni pokrzywdzonej znaleziono list pożegnalny. Zdaniem biegłego jest wysoce prawdopodobne, że list jest autorstwa oskarżonego, a nie pokrzywdzonej - informuje Lidia Wieliczuk z Sądu Okręgowego w Gorzowie Wielkopolskim.
- Tego nie pisała moja córka, ona nie była już z nim wtedy, więc takiej głupoty by nie napisała, że go kocha, że on sobie kogoś innego znajdzie, to była bzdura – przekonuje Maria Rams.
Po wszystkim Karol zniknął. Poszukiwany był przez dwa lata. Zatrzymano go niedaleko Kolonii. Zmienił wygląd oraz tożsamość – teraz nazywa się Paul W. Nie przyznaje się do zabójstwa. Twierdzi, że w dniu kiedy doszło do zbrodni był w Niemczech. Rzekomo mieszkał wówczas u brata i jego żony – Moniki W.
- On z jej komputera zamawiał i rękawiczki, i maskę, te, które znaleziono w spalonym aucie. Z jej komputera, nie ze swojego - opisuje Maria Rams.
Monika W. zeznała w sądzie, że w pewnym momencie Karol postanowił jechać do Polski i pytał się, czy jego córka może u niej zostać. - Powiedział, że jedzie na dwa dni. Potem zadzwonił i mi powiedział, że potrzebuje jeszcze więcej czasu. Przyjechał z Polski po tygodniu i po dwóch dniach w Niemczech powiedział mi, że Agnieszka nie żyje - przekazała.
Oskarżony o zabójstwo Karol R. podczas rozprawy mówił po niemiecku, dopiero zdecydowana reakcja sędziego skłoniła go do mówienia w języku polskim.
- Twierdził, że po polsku nie umie rozmawiać, że zapomniał języka – relacjonuje Adam Sienkiewicz, ojczym Agnieszki.
- Wymyślił, że w więzieniu mu poskakali po głowie, on nie miał od kogo się nauczyć polskiego. No, takie bzdury opowiada, po prostu – dodaje Maria Rams.
- Na moje przesłuchanie przed sądem przygotował 100 pytań. Przedstawił wersję, że za zabójstwem Agnieszki może stać pracownik Biura Rutkowski, który się w niej zakochał – mówi Krzysztof Rutkowski.
Proces Karola R. ciągnie się już od roku. Jeżeli mężczyzna okaże się winny, grozi mu dożywocie. Po jego aresztowaniu, opiekę nad jego córką przejął niemiecki Jugendamt. Potem dziewczynka została skierowana do rodziny zastępczej.
- Nie mamy z nią żadnego kontaktu.
Nie ma możliwości, żeby ją odwiedzić, zadzwonić? Przypuszczam, że jak będzie pełnoletnia, to będzie szukała rodziny, bo już miała te 9 lat i znała nazwisko mamy – tłumaczy Adam Sienkiewicz.
Maria Rams przyznaje, że gdyby miała taką możliwość, to zaopiekowałaby się wnuczką bez zastanowienia. – Czuję żal, że nie trafiłam do takiej instytucji, która by mi pomogła w walce o nią – zaznacza.