Zwierzęta padały z głodu. „Ranczo” grozy na Mazurach
Izabela R. prowadzi na Mazurach gospodarstwo, które sama nazwała ranczem. Pod jej opieką było prawdopodobnie ponad sto zwierząt. Los części jest nieznany, inne padły z wycieńczenia, a pozostałe zostały odebrane. Pojawiły się szokujące informacje, że kobieta mogła zjadać padłe zwierzęta. Teraz, decyzją wójta, pod jej opiekę wróciły dwa psy.
- Jeżeli chodzi o zimę 2017-18, to było około 60 sztuk owiec i kóz, które padły lub zostały ubite przez panią R. Na dzień odbioru stado było w stanie skrajnego zagłodzenia. Zwierzęta były apatyczne, oblepione odchodami. Widać było, że te owce cierpią – alarmuje Elżbieta Kozłowska z Fundacji Molosy Adopcje.
- Miałam na rękach jedno koźlątko, to po portu masakra, było czuć każdą kosteczkę. Niestety, klacze były bardzo chude, miały bardzo dużą niedowagę, w mojej ocenie jedna klacz miała 150 kg niedowagi. Źrebięta też były bardzo zagłodzone przez tzw. mamucią sierść, a mamucia sierść powstaje na koniach w wyniku niedożywienia i braku wszelkich witamin – dodaje Elwira Jakubiak, hodowca koni, która uczestniczyła w odbiorze zwierząt z rancza Izabeli R.
To fragment rozmowy z Izabelą R.
Reporter: Dlaczego pani odebrano wszystkie zwierzęta? W jakim one były stanie? Dlaczego one tutaj padają niedożywione?
Izabela R: Dlaczego pan jest idiotą?
- Chcielibyśmy się dowiedzieć o tych problemach ze zwierzętami, jakie jest pani stanowisko w tej sprawie?
- Was nie obchodzi moje stanowisko, bo wyście opublikowali na swoich stronach, oczerniliście mnie.
Izabela R. nawiązuje do artykułu na stronie polsatnews.pl. Portal opisał, w jakich warunkach trzymane były zwierzęta.
- Oczywiście docierały do nas sygnały, ale wójt i jego pracownicy nie są władni we wszystkim, to nie przybierało takich znamion, jak się uwidoczniło podczas interwencji fundacji – twierdzi Krzysztof Locman, wójt gminy Kowale Oleckie.
- Byliśmy wyzywani od złodziei, od oszustów, naciągaczy, no od wszystkich najgorszych rzeczy. Było nam ubliżane, przy drugiej interwencji Elwira została pchnięta przez panią R. pod ogiera – wspomina Elżbieta Kozłowska z Fundacji Molosy Adopcje.
- Po tym incydencie pani R. została zakuta w kajdany i odwieziona na komisariat, ponieważ ubliżała również funkcjonariuszom na służbie – dodaje Elżbieta Kozłowska.
Izabela R. jest też skonfliktowana z sąsiadami. Jej głodne zwierzęta w poszukiwaniu jedzenia niszczyły okoliczne uprawy.
- Postawiliśmy płot, żeby jej zwierzęta nie wchodziły na nasze pole i nie wyjadały nam. Jednego roku jak tu jest działka 10-hektarowa, to połowa tej działki była wyjedzona, po prostu nie było co kosić – mówi sąsiad, pan Karol.
Pojawiły się też szokujące informacje, że Izabela R. zjada padłe zwierzęta. Miała też nimi karmić swoje psy.
- Jest znana z tego, że nawet jeśli znalazła dzikie zwierzę, to je konsumowała, w czasie interwencji na kamieniach suszyły się kawałki konia padłego wcześniej – twierdzi Elżbieta Kozłowska.
Reporter: Prosta odpowiedź: tak czy nie? Czy pani je zjada? Czy pani wycina po kawałku mięso z tych padłych zwierząt i je zjada?
Izabela R: (śmieje się)
Większość zabranych z „rancza” zwierząt jest już bezpieczna. Ale dwa psy wcześniej odebrane Izabeli R. niedawno do niej wróciły. Taką decyzję podjął wójt gminy, mimo że w sądzie ruszyła sprawa o znęcanie się nad zwierzętami.
- Nie było przesłanek, by odebrać pani te zwierzęta, nie można było udowodnić, że były zaniedbane czy źle traktowane – mówi wójt Krzysztof Locman.
- Skoro ona sama jadła padlinę, więc co ona poda tym psom do jedzenia? – pyta Elwira Jakubiak, hodowca koni, która uczestniczyła w odbiorze zwierząt z rancza.