Przykuty do łóżka po pobiciu. 18 lat czeka na odszkodowanie
Pan Arkadiusz został ciężko pobity 18 lat temu. Przeszedł kilkadziesiąt operacji, po których lekarze w Polsce stwierdzili, że dalsza terapia nie ma sensu. Szansą byłoby leczenie w Niemczech, ale mężczyzna nie ma pieniędzy. Oprawca do dziś nie zapłacił mu odszkodowania. Pan Arkadiusz nie ma też szans na mieszkanie z urzędu.
37-letni Arkadiusz Gołąbowicz mieszka na Pomorzu. Był zdrowym, pełnym marzeń chłopakiem. Niestety, 29 września 2002 roku 19-letni wówczas pan Arkadiusz został brutalnie napadnięty przez Daniela S. Ten jeden dzień zmienił życie pana Arkadiusza nieodwracalnie.
- Z impetem uderzył mnie w klatkę piersiową, przeleciałem przez barierkę z mostu, spadłem 4 metry w dół i uderzyłem prawą częścią czaszki o skraj betonowy. Wpadłem do wody i już więcej nie pamiętam. Wiem tylko z opowieści, że on chciał uciec z miejsca zdarzenia, powstrzymując jeszcze kolegę, mówiąc: „choć, on już nie żyje, nikt nie będzie wiedział, co się stało”. Ale kolega wyrwał mu się z rąk, zbiegł do tej rzeki i dzięki niemu tutaj jestem, żyję - opowiada pan Arkadiusz.
Pan Arkadiusz przeżył. Niestety, ma złamany kręgosłup i od momentu napadu nie chodzi. Za doprowadzenie do jego trwałego kalectwa sprawca - Daniel S. - został skazany na 4,5 roku więzienia.
- To jest cała kara za krzywdę, którą mi wyrządził. Nigdy mnie nie odwiedził, spotkaliśmy się kiedyś na wsi, śmiał mi się w twarz – mówi pan Arkadiusz.
- To żadna kara, sądy są u nas niesprawiedliwe, niesprawiedliwe jest to wszystko – dodaje Danuta Gołąbowicz, mama pana Arkadiusza.
Daniel S. miał panu Arkadiuszowi zapłacić odszkodowanie - 165 tysięcy złotych oraz 500 złotych comiesięcznej renty. Daniel S. do dziś pieniędzy nie oddał.
- Wpłaca przez komornika 200 złotych miesięcznie, nic nie ma, żadnego mienia, nie zarabia tyle, żeby mógł mnie spłacić, a nie ma żadnego socjalu u nas w kraju, który mógłby mi wypłacić, a potem zająć się windykacją – tłumaczy pan Arkadiusz.
- Żyjąc za granicą powodzi mu się bardzo dobrze, a nie stać go na spłacenie odszkodowania – komentuje Danuta Gołąbowicz, mama pana Arkadiusza.
- On jeździ sobie na wielbłądach, a mój mąż ma wózek, na który i tak nie może usiąść – dodaje żona Joanna Gołąbowicz.
Daniel S. mieszka obecnie w Irlandii. Pan Arkadiusz ze swoim pełnomocnikiem walczył w sądzie o europejski tytuł egzekucyjny. Tytuł uzyskali, ale pieniędzy na leczenie nadal i tak nie ma.
- Niestety, z tych informacji, które pan Arkadiusz mi przekazywał, ta egzekucja na chwilę obecną nie jest zbyt skuteczna, bo trzeba go znaleźć, zbadać stan finansowy i dochody - mówi Krzysztof Wenta, pełnomocnik pana Arkadiusza.
Stan zdrowia pana Arkadiusza pogarsza się. Mężczyzna przeszedł ponad 40 operacji. Rok temu amputowano mu nogę. Mężczyzna ma tak duże odleżyny, że od trzech lat nie może już jeździć na wózku inwalidzkim. W Polsce na leczenie nie ma już szans, nadzieją jest terapia w Niemczech, a to wydatek wysokości 150 tys. złotych.
- Lekarz mój, neurochirurg, twierdzi, że nie opłaca się już nic robić. Nie ukrywajmy, żeby chorować trzeba mieć pieniądze - stwierdza pan Arkadiusz.
- Byliśmy w wielu klinikach w Polsce, żadna nie podjęła się kompleksowego leczenia Arka. Pojechałem do Niemiec tam lekarze powiedzieli, że są w stanie pomóc, ale same konsultacje kosztowałyby około 3-4 tys. euro. Wtedy lekarze będą dokładnie wiedzieć, co z nim jest i wtedy wystawią kosztorys operacji, po której usiadłby na wózku, bez bólu. To są pieniądze od 30 tys. euro w górę – opowiada Edward Rychlicki, który pomaga pana Arkadiuszowi.
By żyć, 37-latek musi zebrać pieniądze, marzy też o mieszaniu. Do tej pory razem z żoną zajmuje jeden pokój u matki pana Arkadiusza. Na mieszkanie z urzędu gminy liczyć nie może. Wszystkiemu winne są przepisy.
- Panu Arkowi nie przysługuje mieszkanie w ogóle. Ustawa nie zezwala, bo mieszka w budynku, gdzie ma powyżej 5 metrów kwadratowych na osobę. Jest to nonsens oczywiście, ale z mocy prawa nie mogę mu dać mieszkania i ubolewam nad tym, bo znam człowieka. Był strażakiem, młodym ochotnikiem, druhem. Fajny, znam go od urodzenia - mówi Ryszard Wittke, wójt gminy Nowa Wieś Lęborska.
- Ja nie myślę, żeby leżeć w łóżku. Ja cierpię, mnie boli, ale moje myśli nie dopuszczają do tego. Będę walczył do ostatniego tchu – zapowiada Arkadiusz Gołąbowicz.