Wini szpital za utratę oka
Pan Jarosław trafił do szpitala w Pińczowie w woj. świętokrzyskim. 55-latek, który zgodnie z zaleceniami lekarza musiał spać na siedząco, spadł ze szpitalnego łóżka. W wyniku wypadku doszło do pęknięcia gałki ocznej i wypłynięcia jej zawartości. Rodzina mężczyzny oskarża personel szpitala o szereg zaniedbań. Ze wstępnych informacji wynika bowiem, że łóżko pacjenta nie było w ogóle zabezpieczone. Władze placówki nie mają jednak sobie nic do zarzucenia. Sprawę bada prokuratura.
55-letni Jarosław Szkoła mieszka w Młodzawach Małych w województwie świętokrzyskim. Jest tokarzem. Na początku grudnia ubiegłego roku mężczyzna źle się poczuł. Kilka godzin później od lekarza pierwszego kontaktu trafił do szpitala w pobliskim Pińczowie. To tu w ciągu dwóch dni rozegrał się jego dramat.
- Przyjęli go na oddział wewnętrzny, gdzie trafił na jedną noc na intensywną terapię. Był cały siwy, usta, wypieki na buzi. Jego płuca działały tylko na 30 proc., niewydolność krążeniowo-oddechowa. Na drugi dzień przenieśli tatę na normalną salę - mówi Anna Cirlak, córka pana Jarosława.
Jak dodaje, mężczyzna z powodu swojej wagi nie mógł spać na leżąco, gdyż mu trudno mu wtedy oddychać.
- Barierki miałem niezastawione, gdzie powinienem mieć zastawione. Bo barierki ochronne były przy łóżku, żeby pacjent nie spadł - mówi pan Jarosław.
Pani Dorota, żona pana Jarosława: Wstałam rano i szykowałam się do męża do szpitala. Ale gdzieś przed 7 mąż zadzwonił, że stracił oko.
Reporter: Zdziwiło to panią?
Pani Dorota: Bardzo, bo on pojechał na leczenie czego innego, a nie na oko.
- Zasnąłem w pozycji siedzącej. I w tej pozycji spadłem z łóżka. I pociągnąłem za sobą jednocześnie pompę do wstrzykiwanie soli fizjologicznych. Jak mnie ta pompa uderzyła, to od razu zacząłem krzyczeć: "rany boskie wybiłem oko chyba" - relacjonuje pan Jarosław.
- Oko pękło na pół. Była 2 cm dziura i już połowa zawartości się wylała z niego - mówi córka mężczyzny.
Zaraz po zdarzeniu pan Jarosław został przewieziony do innego szpitala, gdzie przeszedł operację oka. Niestety diagnoza była dla mężczyzny jak wyrok. Rodzina 55-latka oskarża personel szpitala o zaniedbania, które doprowadziły do całkowitej utraty wzroku w lewym oku przez mężczyznę.
- Rokowanie jest niepewne i pacjent wymaga natychmiastowych zabiegów, operacji potwierdzonych wnikliwą diagnostyką. Teraz musimy zapobiec dalszym następstwom, odklejeniu siatkówki, uszkodzeni jej czy zanikowi gałki ocznej - mówi prof. Robert Rejdak z Kliniki Okulistyki Ogólnej UM w Lublinie.
Reporter: Ma pan żal do personelu szpitala?
Pan Jarosław: Tak, tak. Przepraszam. Poszedłem zdrowym człowiekiem, a wyszedłem kaleką ze szpitala.
- Mamy do czynienia z szeregiem uchybień. Uchybień szpitala, personelu szpitala. Niewłaściwą opieką nad tym panem - twierdzi adwokat Łukasz Kowalski.
Dyrekcja szpitala po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego uznała, że był to nieszczęśliwy wypadek. Winnego nie można wskazać. Dyrektor placówki przyznał także, że kluczowa w sprawie kwestia, zabezpieczeń łóżka pacjenta nie była rozpatrywana.
Reporter: Hamulec podobno nie był zaciągnięty, łóżko nie było zablokowane. To nie są przynajmniej niedopatrzenia?
Krzysztof Słonina, dyrektor Szpitala w Pińczowie: To jest słowo przeciwko słowu. Przede wszystkim, to mi jest ogromnie przykro, że u nas taka sytuacja się zdarzyła, ale wypadki chodzą po ludziach.
Reporter: To było zablokowane czy nie było?
Słonina: To tego nie potrafię powiedzieć.
Reporter: A personel jak tłumaczył?
Słonina: Nie wiem, czy to akurat było rozpatrywane.
Reporter: Kwestia dosyć ważna i nie była rozpatrywana?
Słonina: Ja nie odniosę się do każdego szczegółu.
- Byłem na kontroli drugi raz i doktor powiedział, że bardzo przykro mu mnie poinformować, ale już pan na to oko widział nie będzie. Ja jestem z zawodu tokarzem, bardzo lubię ten zawód wykonywać, ale już niestety, już po zawodzie. Co ja mogę robić? Za stróża też mnie nie wezmą, bo powiedzą, że ślepego nie chcą - mówi poszkodowany mężczyzna.
Sprawą pana Jarosława zajmuje się prokuratura. Śledczy mają ustalić, czy personel placówki dopuścił się zaniedbań. Ale to dopiero początek walki 55-latka. Poza postępowaniem karnym mężczyzna zamierza wystąpić przeciwko szpitalowi na drogę cywilną.
- Będę żądał zadośćuczynienia za to. Bo ja niestety z czegoś muszę żyć. Odszkodowania i ewentualnie renty dożywotniej - mówi pan Jarosław.