Z wesela na OIOM po ataku pana młodego!

45-letni Jan Śliwka z poprawin wesela w Bierutowie trafił wprost na intensywną trapię. Pamięta tylko, że został celowo uderzony głową przez pana młodego, a upadając rozbił ją jeszcze o murek. Jednak rozległość jego obrażeń wskazuje, że później mogło stać się coś jeszcze. Według lekarzy pan Jan miał minimalne szanse na przeżycie. Pan młody nie został w tej sprawie przesłuchany.

Pan Jan Śliwka ma 45 lat. Mieszka w Oleśnicy. Ma żonę i 15-letnią córkę. Kiedyś był mechanikiem samochodowym. Tak było zaledwie trzy lata temu. Chociaż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że miało to miejsce w poprzednim życiu.

Jest 27 lipca zeszłego roku. Państwo Śliwkowie wybierają się na wesele. Za mąż wychodzi kuzynka żony pana Jana. Wszyscy bawią się świetnie. Dzień później odbywają się poprawiny.

- Ja nie piłam, bo jestem osobą niepijącą. Mąż wódki nie ruszył, ale piwa na pewno – opowiada pani Grażyna.

- Tam były narkotyki. Pan młody, brat jego i tam kilka jeszcze innych osób zachowywały się w sposób bardzo agresywny, biegały, tak no… nienaturalnie. Nienaturalnie, jak na zachowanie po alkoholu – mówi Piotr Śliwka, brat pana Jana.

- Narkotyków nie było na pewno. Ja nigdy nie widziałem, żeby zięć takie rzeczy robił – zapewnia ojciec panny młodej.

Reporter: Tam podobno wcześniej doszło do jakiejś szarpaniny, ktoś tam z kimś się szarpał… Ojciec panny młodej: Ale to nie było nic związane z tym. Tam się szarpało: mój szwagier z jakimś tam gościem.

Około dziewiętnastej pani Grażyna wraca do domu. Pan Jan zostaje dłużej. Zabawa powoli ma się już ku końcowi. Mimo to, pan Jan postanawia jednak wypić jeszcze kolejne piwo. Idzie więc na zaplecze. Potem wszystko dzieje się błyskawicznie.

- Tam ktoś do góry sobie kładł szampany, winka jakieś, coś, tak jakby on sobie ten alkohol odkładał. Ja z tej kanciapki jeszcze nie wyszedłem, z tego zaplecza, z tego kantorka, jak to wszystko runęło na ziemię. I tylko słyszę, jak kelnerka krzyczy: o Boże, co tam się stało – wspomina Jan Śliwka.

- Gdzieś jakieś butelki poleciały, kelnerka narobiła krzyku, że ktoś coś kradnie i panów poniosły emocje – komentuje, to co stało się chwilę później Piotr Śliwka, brat pana Jana.

- Poczułem tylko, że dostałem z główki i upadłem tyłem głowy na murek. To pan młody, tak do mnie wtedy podleciał i tak mnie z głowy pociągnął – dodaje pan Jan.

Około godziny 21, pana Jana z poprawin zabiera karetka. Mężczyzna trafia na oddział intensywnej terapii. Ma rozległe obrażenia głowy. Przechodzi trepanację czaszki. Przez kilka następnych dni pozostaje w śpiączce farmakologicznej.

- Lekarz nam powiedział, że 1 proc. życia mu tylko daje, żeby po prostu iść, pożegnać się, bo… nie przeżyje. Pogotowie nie zawiadomiło policji. To dla mnie niezrozumiałe jest. Bo przy każdym pobiciu policja jest. Dlaczego policji tu nie było? – dziwi się Aniela Śliwka, matka pana Jana.

- Pęknięcie czaszki, pęknięcie żuchwy i pęknięcie czaszki w innym miejscu – wylicza obrażania brata Piotr Śliwka i dodaje, że według niego nie mogły one powstać od jednego uderzenia.

Reporter: Pan Jan miał obrzęk prawej półkuli mózgu, krew w rowkach kory mózgowej…Takie obrażenia mają ludzie potrąceni przez auto.

Grażyna Śliwka, żona pana Jana: Też tak uważam. I dlatego właśnie chcę dojść, co tam się wydarzyło.

- Wracając ze szpitala kontaktowałem się z mamą pani młodej, pierwsza wersja była taka, że brat upadł i się uderzył. Powiedziałem jej oficjalnie, że nie wierzę w to, bo ślady świadczą o pobiciu i to takim mocnym. Wycierali szmatą mokrą bratu twarz, żeby nic nie wskazywało na pobicie, bo tam krew była, z uszu leciała ta krew. Lekarka stwierdziła w rozmowie, że kiedy przyjechała, osoby na miejscu stwierdziły, że w ogóle nie znały brata, że to jest jakaś obca osoba, która pijana się przewróciła – wspomina Piotr Śliwka.                     

Dwa dni po zdarzeniu, brat pana Jana powiadomił o wszystkim policję. Śledczy pojawili się w szpitalu. Rozmawiali też z obsługą lokalu, w którym miały miejsce poprawiny. Mimo to nikogo nie zatrzymano. Nikomu nie przedstawiono żadnych zarzutów.

- Mam dokument pokazujący, jakie były pierwsze działania podejmowane przez policję... Co ciekawe, na polecenie pani prokurator, policjanci odstąpili od czynności związanych z panem Mateuszem, czyli panem młodym. Jaki powód tego był, nie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć, ale ta decyzja zaważyła na całym toku sprawy – mówi Piotr Śliwka.

- Są różne taktyki i techniki prowadzenia postępowań, tu już decyzję podjął referent sprawy, który określa, które czynności należy przeprowadzić na początku procesu, a które w jego dalszym toku – tłumaczy Maciej Zagożdżon z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

- Udało nam się dotrzeć do osoby, która z bratem leżała w szpitalu. Wskazywała, że te osoby mogą mieć jakieś powiązania w policji. Ten człowiek był ławnikiem, rozmawiał bardzo rzetelnie i konkretnie – mówi Piotr Śliwka.

- Ten pan twierdzi, że widział to zdarzenie sąsiad, tylko boi się, bo jest zastraszany, bo on ma rodzinę i może wydarzyć się coś – dodaje Grażyna Śliwka.

Kilka dni po zdarzeniu państwo młodzi wyjechali na zagraniczne wakacje. Potem udali się do Niemiec, gdzie na stałe mieszkają. Pan młody do dziś nie został więc przesłuchany. W związku z tym w Sylwestra zeszłego roku śledztwo w sprawie pobicia… zostało zawieszone.

Reporter: Co zrobi prokuratura, jeżeli pan młody przeprowadzi się do innego kraju europejskiego, albo w ogóle wyjedzie na inny kontynent?

Prokurator Maciej Zagożdżon: To rzeczy, o których nie będę mógł mówić. Po to są działania w ramach międzynarodowych czynności prawnych.

Reporter: Daliście mu czas na wyjazd, na opuszczenie kraju, zadziałaliście tak, jakbyście byli jego adwokatem, a nie prokuratorem.

Prokurator Maciej Zagożdżon: Tak, jak powiedziałem. Odnośnie czynności, jaka była ich treść i jaki jest zakres informacji udzielonych w tej sprawie, ja udzielić takich informacji nie mogę.

 Pan Jan wybudził się ze śpiączki po prawie tygodniu. Miesiąc później wrócił do domu. Do dziś walczy jednak o powrót do zdrowia. Ma niedowład lewej strony ciała. Każdego dnia przechodzi żmudną rehabilitację.

- Karą powinno być zadośćuczynienie finansowe dla brata, i zapewne jakiś wyrok więzienia -uważa Piotr Śliwka.

- Walczymy o godne życie, żebym nie musiała się zastanawiać, czy będzie stać nas na lekarza, na rehabilitację – tłumaczy Grażyna Śliwka.

- Nie jestem człowiekiem mściwym, nie o to chodzi. Ja nikomu źle nie życzę. Tylko chciałbym, żeby się na jeden dzień zamienili miejscami i siedli na tym wózku – mówi Jan Śliwka, ofiara pobicia.

 

 

 

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX