Po śmierci żony walczył w sądzie. 50 tys. zł do zapłaty za proces!
Za śmierć żony Stanisława Jamrozowicz wini dyspozytora pogotowia, który mimo licznych telefonów rodziny, nie wysłał na czas karetki do kobiety, która miała zawał. Mężczyzna toczył wieloletnią batalię z pogotowiem o zadośćuczynienie dla siebie i trojga dzieci. Domagał się po 300 tys. zł dla każdego. Zasądzono po 100 tysięcy. W dodatku rodzinę obarczono kosztami procesu, które wyniosły 50 tys. zł!
Historię pana Stanisława Jamrozowicza z Zabrza pokazywaliśmy siedem lat temu. Po śmierci żony mężczyzna samotnie wychowywał troje dzieci. Walczył też o ukaranie dyspozytora Pogotowia Ratunkowego w Zabrzu, który jego zdaniem zwlekał z wysłaniem karetki pogotowia do chorej małżonki.
- Nie dam za wygraną, bo żonę bardzo kochałem – mówił wówczas.
W 2008 roku pani Izabela urodziła trzecie dziecko. Po powrocie ze szpitala - poczuła się źle. Była 11 dni po porodzie. Pierwszy raz na pogotowie zadzwonił jej 14-letni wówczas syn Dawid:
Dawid: Moja mama się nie za bardzo czuje. Miedzy piersiami ja boli i plecy z tyłu.
Dyspozytor: Mogę z nią rozmawiać?
Pani Izabela: Słucham.
Pogotowie: Co się dzieje.
Pani Izabela: Boli mnie, dźga.
Pogotowie: Kuje tak?
Pani Izabela: Tak.
Pani Izabela: Ja wyszłam ze szpitala urodziłam małe dziecko
Pogotowie: Pogotowie wyjeżdża do ratowania życia, ja pani podam numer do firmy wyjazdowej może pani zamówić wizytę lekarską.
To kolejna rozmowa, odbyta nieco później z dyspozytorem. Tym razem dzwoniła teściowa pana
Teściowa pana Stanisława: Proszę pana miedzy piersiami i płuca ją bolą.
Dyspozytor: Ja mówiłem, że ma wizytę zamówić.
Teściowa: Nie ma, nikt się tam nie zgłasza.
Dyspozytor: Podaję numer do firmy wyjazdowej.
Później po karetkę dzwoniło jeszcze kilka osób - rodzina pani Izabeli. Dyspozytor karetki jednak nie wysłał. Ambulans wyjechał dopiero, kiedy pani Izabela straciła przytomność. Było już jednak za późno. Kobieta zmarła w szpitalu na zawał.
- Przyjechałem do domu, dzieci czekały i szwagier czekał i powiedział, że żona nie żyje. Nie wierzyłem, nie docierało to do mnie – opowiadał Stanisław Jamrozowicz.
Sąd Rejonowy w Zabrzu w 2012 roku skazał dyspozytora Krzysztofa P. na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata i karę grzywny. Uznano, że dyspozytor źle przeprowadził wywiad medyczny z panią Izabelą. Sąd Okręgowy wyrok jednak zmienił i Krzysztof P. miał zapłacić grzywnę - 2 tysiące złotych.
- Moja żona warta była tylko 2 tysiące. Ja tego nie odpuszczę, będę walczył końca – zapowiadał pan Stanisław.
Mężczyzna walczył w sądzie o zadośćuczynienie od pogotowia dla siebie i dzieci. Po 300 tysięcy zł dla każdego. Sąd w 2016 roku zasądził po 100 tysięcy. Po dwóch latach od wyroku ku zaskoczeniu mężczyzny - naliczone zostały też koszty sądowe. Ma je zapłacić nawet najmłodszy 12-letni syn pana Stanisława.
- Z wyszczególnieniem na każdą osobę kwota, to wychodzi 50 tysięcy, plus za adwokata od strony pozwanej – mówi pan Stanisław.
- Wychodzi na to, jakbyśmy przegrali tę sprawę. Walczyliśmy o większą kwotę, a zostaliśmy zostawieni na bruku – komentuje Dawid Jamrozowicz, syn pana Stanisława.
Pytanie reportera: Koszty procesu ponoszą też dzieci, które dostały zadośćuczynienie za śmierć matki. Takie rozstrzygnięcie w odczuciu społecznym może budzi poczucie niesprawiedliwość.
- Koszty ponoszą strony postępowania, taka jest reguła ogólna, tak stanowi prawo. Czy ono jest dobre czy złe, to pozostaje do dyskusji, do zastanowienia się, czy ustawodawca nie powinien rozważyć zmiany tego – mówi Marian Krzysztof Zawała z Sądu Okręgowego w Katowicach.
Pan Stanisław nie może pogodzić się z tym, że musi płacić za proces. Czuje, że jego rodzina kolejny raz została skrzywdzona.
- Ciągnę koniec z końcem, a co będzie dalej to nie wiem. Nie mam pieniędzy, żeby zapłacić te koszty sądowe. Mam praktycznie tylko rehabilitację dla córki. Ja się odwołuję – mówi.