Walczył o zwrot pieniędzy, sam został dłużnikiem

Panią Janinę i pana Andrzeja z Warszawy łączy… oszustwo. Oboje wykupili pakiety medyczne w tej samej firmie. Oboje poczuli się wykorzystani i okradzeni. Poznali się osobiście dopiero kilka dni temu. Wtedy okazało się, że dostali pismo od komornika: pani Janina jest wierzycielem, a pan Andrzej niespodziewanie - dłużnikiem. To kolejna już część historii o firmie sprzedającej pakiety medyczne za 6800 zł.

Poprzednim razem o firmie opowiadaliśmy we wrześniu ubiegłego roku. Wraz z poszkodowanym Andrzejem Lisem spotkaliśmy byłego dyrektora firmy.

- Znalazłem osoby, które mi ukradły 6800 zł, a dokładnie 6540 zł, i w związku z tym trzymam kogoś za gardło i proszę, żeby przyjechała policja – mówił pan Andrzej, gdy dzwonił na policję. 

- Najbardziej boli nas bezczelność, bo to jest po prostu oszustwo, złodziejstwo. Wydaliśmy pieniądze i jak nas bolało, tak nas boli. Ktoś za nasze pieniądze po prostu się bawi. Przecież to inaczej nie można nazwać, przecież zostaliśmy definitywnie oszukani – tłumaczyli ludzie podczas spotkania z nami.

Osoby, które zdecydowały się opowiedzieć w poprzednim reportażu, co je spotkało, to tylko znikoma część ludzi, którzy zostali skuszeni przez tę samą firmę obietnicą szybkiego dostępu do lekarzy rożnych specjalizacji. Warunek był jeden - trzeba zapłacić 6800 zł za pakiet medyczny. Rzeczywistość jednak okazała się zupełnie inna.

Jak opowiadają osoby poszkodowane, firma telefonicznie zapraszała na spotkania, zachwalając, że ma podpisaną umowę z ponad 1000 przychodniami w całej Polsce. Na początku nic nie zapowiadało problemów.

- Ja byłam od lipca 2017 roku i nie ukrywam, że przez dwa lata dostałam bardzo dużo – mówiła Halina Zadrożna.

Później w centrali przestano odbierać telefony.

- Próbowałam jeszcze dzwonić, pisać skargę, mam wszystkie maile, ale cisza – dodała pani Zadrożna.

Jacek Stanek zapłacił całą kwotę i nie skorzystał z żadnej usługi. - Nie skorzystałem, bo po prostu nie potrzebowałem wówczas, a kiedy się zdecydowałem, to przestało to istnieć – tłumaczył.

Razem z panem Andrzejem postanowiliśmy przejść szlakiem adresów, które można było odnaleźć w internecie, gdzie ma siedzibę ta firma. Dwa biura okazały się wirtualne, w których firma tylko odbierała korespondencję. Trzeci adres też okazał się już nieaktualny. 

- Zmienili nazwę podobno, zmienili zarząd, żeby to wszystko jakoś tam grało. Rozszyfrować ich - to tylko prokuratura.  Oni byli u nas do końca marca, to w kwietniu tu były tłumy. Teraz to przyjeżdżają nawet ludzie z Krakowa, z Lublina, bo to jest główna siedziba. A u nas ich nie ma pół roku. Wywieźli wszystko gdzieś na Żoliborz – przekazała portierka pod jednym z adresów.

To właśnie w siedzibie na warszawskim Żoliborzu znaleźliśmy byłego już dyrektora firmy. Nie wytłumaczył nam, co tam robił. Pan Andrzej wezwał wówczas policję. Po naszym reportażu firma zwróciła mu 4700 zł. Jednak radość mężczyzny nie trwała długo. 

25 stycznia tego roku otrzymał pismo od komornika o zajęciu wierzytelności. Ogólna kwota to prawie 10 tys. zł.

-To pismo to był dla mnie grom z jasnego nieba. Czytając je zrozumiałem, że jest kobieta, która wygrała proces z tą firmą i sąd nakazał płatności. Natomiast skąd się tam ja wziąłem, to tego nikt nie mógł rozszyfrować. Bardzo się bałem, bo to jest dla mnie kwota ogromna – mówi pan Andrzej.

- Najprawdopodobniej osoba pana Andrzeja w tym postępowaniu znalazła się tylko dlatego, że komornik weryfikując osoby, które dokonywały wpłaty na konto tej dłużnej spółki, znalazł tam jego dane i zajął wierzytelność. Czyli tak naprawdę okazałoby się, że pan Andrzej miałby coś jeszcze zapłacić tej firmie, to z mocy zajęcia już nie powinien zapłacić tej firmie, tylko komornikowi – tłumaczy Krzysztof Pietrzyk, wiceprzewodniczący Rady Izby Komorniczej w Warszawie.

- Oni mi są jeszcze winni 2100 zł i nie chcą się ze mną rozliczyć – tłumaczy pan Andrzej.

Podczas realizacji tego reportażu ponownie udaliśmy się po wyjaśnienia do siedziby spółki i ponownie nikogo w niej nie zastaliśmy. To fragment oświadczenia firmy przysłanego mailem.

„Spółka przyjęła wypowiedzenie Pana Lisa i rozliczyła umowę zgodnie z zapisami wynikającymi z umowy. Środki zostały Panu Lisowi zwrócone. Spółka nie może ustosunkować się do pisma Komornika Sądowego. Spółka nie posiada roszczeń wobec Pana Andrzeja Lisa. Spółka kategorycznie zaprzecza jakoby jej działania prowadziły do pokrzywdzenia Pacjentów.”

Pan Andrzej złożył wyjaśniania u komornika. Dostarczył również niezbędne dokumenty potwierdzające rozliczenie z firmą. To ma być koniec jego problemu. Dotarliśmy do pani Janiny, która uzyskała w październiku ubiegłego roku wyrok sądowy nakazujący firmie zwrot pieniędzy i udała się do komornika.

- Z pisma zrozumiałam, że moim dłużnikiem jest pan Andrzej Lis. Ja już prawie byłam spokojna, że znaleźli winowajcę, a ja odzyskam pieniądze – tłumaczy pani Janina.

- Jak to pismo przeczytałem, to muszę pani powiedzieć, że pode mną się ugięły nogi i nie wiedziałem, co się ze mną stanie przez chwilę – wspomina pan Andrzej.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX