Poszła na basen - straciła palec
Małgorzata Pawlicka na basenie miała leczyć kręgosłup, a wyniku wypadku uszkodziła rękę i straciła palec. Podczas zajęć z aqua aerobiku przewrócił się głośnik, miażdżąc jej dłoń. Organizator zajęć został uniewinniony. Wyrzucił głośniki do kosza, przez co biegły nie potrafił rozstrzygnąć czy sprzęt był wadliwy, czy źle używany.
Jest 13 października 2016 roku, 55-letnia pani Małgorzata Pawlicka bierze udział w zajęciach z aqua aerobiku na jednym z poznańskich basenów. Uczestnicy wykonują polecenia instruktorki w rytm muzyki, która płynie z rozstawionych przy krawędzi basenu głośników.
- Trenerka przemieszczała się wzdłuż basenu. Minęła mnie z jednej strony, minęła mnie z drugiej strony i natychmiast ten głośnik spadł. Pamiętam dokładnie, bo spojrzałam na zegar, było przed godziną 10, był trzask… i ten głośnik spadł mi na rękę – opowiada Małgorzata Pawlicka.
- Lekarz powiedział, że palce są tak zmiażdżone, że prawdopodobnie nie będzie można ich uratować. Niestety po tygodniu jeden z palców został amputowany, wdała się martwica – mówi Beata Wierucka, siostra pani Małgorzaty.
Po siedmiu dniach od wypadku, siostra pani Małgorzaty zwróciła się do policji z pytaniem, czy udało się ustalić przyczyny zdarzenia. Wówczas okazało się, że żadna sprawa się nie toczy. Nikt z organizatorów nie zgłosił wypadku, do dziś kobiety nie widziały protokołu bhp.
- Policja tego samego dnia pojechała na basen, ale dopiero po moim zgłoszeniu. Pojechali, zabezpieczyli monitoring, ale kluczowych dowodów w sprawie już nie było. Okazało się, że organizator wyrzucił sprzęt, zarówno ten, który się zniszczył, jak i obok stojący drugi i zatarł wszelkie ślady – opowiada Beata Wierucka, siostra pani Małgorzaty.
- Monitoring został zabezpieczony przez policję, ale na monitoringu widać tylko małą plamkę – dodaje pani Małgorzata.
Sprawa sądowa trwała do 2019 roku. W pierwszej instancji sąd uznał winę organizatora. Krzysztof P., który jest też wykładowcą na poznańskim AWF-ie, miał wypłacić pani Małgorzacie 20 tys. zł odszkodowania. Od wyroku się jednak odwołał i został uniewinniony. Stało się tak, bo biegły nie potrafił ustalić w jakim stanie był wyrzucony przez organizatora sprzęt.
- Jeśli chodzi o postawę oskarżonego, to mamy ewidentnie do czynienia ze zniszczeniem dowodów. W sytuacji, gdyby nie był oskarżonym, to można byłoby mu postawić zarzut utrudniania śledztwa i niszczenia dowodów. Oskarżony nie jest jednak zobowiązany, żeby dostarczać dowodów na swoją niekorzyść – wyjaśnia prawnik Bartosz Graś.
- Sam fakt, że nie zgłoszono tego na policję również niezbyt dobrze świadczy o organizatorach tych zajęć. To nie były zajęcia nie wiadomo jakie, tylko opłacane przez miasto – zauważa Beata Wierucka.
Zajęcia odbywały się w ramach miejskiego programu „Trener osiedlowy i senioralny”. Pieniądze z budżetu obywatelskiego przekazano Fundacji, która podpisała umowę z basenem, a ten z firmą Krzysztofa P. Koszt programu to prawie 1,5 miliona złotych. Organizator od następstw nieszczęśliwych wypadków wykupił polisę na 1000 złotych.
- Z polisy NW otrzymałam 300 zł, a leczenie wydałam 4700 zł – mówi pani Małgorzata.
- Nikt nie mówi, że wypadek nie miał miejsca. Wypadek miał miejsce, my jesteśmy dzierżawcą i pewne rzeczy podnajmujemy. W tej chwili dalej współpraca trwa z panem doktorem – słyszymy od przedstawiciela basenu, na którym doszło do wypadku.
Próbowaliśmy skontaktować się z Krzysztofem P. W tej chwili przebywa na urlopie, jak dotąd nie komentuje sprawy. Pani Małgorzata zdecydowała się wejść na drogę cywilną, będzie się domagać odszkodowania od fundacji i organizatora zajęć. Na basenie zainstalowano na stałe nagłośnienie.
- W życiu codziennym ręką nie uniosę nawet kubka z herbatą, żeby przenieść do drugiego pokoju, ponieważ palec wskazujący mam niesprawny – mówi pani Małgorzata.
- Siostra chodziła na zajęcia, żeby leczyć kręgosłup, a mało nie straciła życia – dodaje Beata Wierucka.