W pożarze stracili wszystko. Dziś zaczynają nowe życie
Szczęśliwy finał historii, którą pokazywaliśmy 2,5 roku temu. Pani Joannie Milewskiej, samotnie wychowującej 3 dzieci, spalił się doszczętnie stary drewniany dom. Po nagłośnieniu jej historii, ruszyła fala pomocy. Powstał nowy dom, który przerósł wyobrażenia rodziny. Jest jeszcze niewykończony, ale już można w nim spokojnie mieszkać. Wdzięczność rodziny za pomoc jest bezgraniczna!
Życie 43-letniej pani Joanny nieraz już kazało jej podnosić się z kolan. Wyprowadziła się z miasta do rodzinnego domu w Parszowie, w woj. świętokrzyskim. Tam urodziło się troje jej dzieci, którym chciała stworzyć spokojny dom. Nie udało się.
- Zwyczajnie po prostu na świecie poszłam dołożyć do pieca i ogień się na mnie gdzieś cofnął. Wydawało mi się, że się palę – wspominała ostatni pożar.
Już raz, ponad 13 lat temu, życie wystawiło panią Joannę na ciężką próbę. Rozpadło się jej małżeństwo, a kilka miesięcy później rodzina przeżyła pożar domu. Wtedy zapalił się stary komin. Straty były niewielkie i pani Joanna z bratem własnymi silami odbudowała zniszczenia. Tym razem spłonęło doszczętnie wszystko.
- Boje się, że nie podniosę się z tego dołka, że tego domu dzieci jednak nie będą miały, że nie będą miały gdzie wrócić – mówiła pani Joanna.
- Trzeba znaleźć w sobie jakąś siłę, zakasać rękawy i postawić może jakiś dom od nowa.
Innego wyjścia nie ma. Ktoś musi to jakoś ogarniać – mówił 19-letni syn Filip Milewski.
Zobacz: Dom palił się dwukrotnie. Samotna matka z trojgiem dzieci w potrzebie
- Chciałabym tylko, żeby ten dom powstał, jakikolwiek, ale żeby ten dach nad głową dzieci miały. Takie gniazdo, żeby było, żebyśmy mieli gdzie usiąść, porozmawiać, pośmiać się i popłakać razem – powiedziała pani Joanna.
Marzenie pani Joanny spełniło się. W końcu mają dach nad głową. Nie byłoby to możliwe bez pomocy ludzi, którzy nie szczędzili pracy, pieniędzy i materiałów budowlanych. Ale najważniejsza była determinacja pani Joanny, która bezustannie szukała tych, którzy gotowi byli pomóc.
- W sumie to wszystko dzięki mamie. Wysyłała jakieś listy, prośby. Nieraz to całą noc nie spała, żeby tylko nam załatwić. Wszystko nam załatwiała sama – opowiada Natalia, córka pani Joanny. Jak przyznaje, najbardziej cieszy się, „że ma swój pokój, że każdy będzie miał swój kącik”.
Reporter: Skąd pani miała tyle determinacji w sobie i ma cały czas?
Pani Joanna: Nie wiem.
Reporter: Żeby pukać, prosić…
Pani Joanna: Nie wiem. Gdzieś mi się ten wstyd schował, bo to jest jakieś tam upokorzenie, bo gdzieś się puka, ktoś ci mówi, że nie może, a ty jeszcze raz pukasz. Wstydu po prostu nie miałam.
Reporter: A najważniejszym celem były...
Pani Joanna: Dzieci.
- Pani Asia trafiła do nas sama. Jak przyjechaliśmy dwa lata temu pierwszy raz, to dom był postawiony w stanie surowym. Były okna, dach, ale w środku były gołe ściany. Nie było centralnego ogrzewania. I wtedy zgłosiliśmy się do naszych partnerów o pomoc - opowiada Iwona Sołowow, wiceprzewodnicząca Fundacji Fabryki Marzeń.
Dom pani Joanny jest jeszcze niewykończony, ale rodzina może w nim mieszkać.
- Pomalutku. Cieszymy się bardzo, że już jest super, cieplutko, dach nad głową. Dzieci, przede wszystkim, mają swoje pokoje do nauki. Dobro powraca i mam nadzieję, że kiedyś będę mogła się odwdzięczyć - mówi pani Joanna.