Pokaz sprzętu pogrążył emeryta

Emeryt z Lubania poszedł na pokaz sprzętu, bo obiecano mu nagrodę. Zamiast niej, wrócił do domu z kilkoma rzeczami, za które teraz musi zapłacić 9600 zł. Kwotę trzeba było rozłożyć na raty, więc do zapłaty wraz z odsetkami mężczyzna ma w sumie ponad 13 tys. zł.

Pan Bernard Żernik z Lubania w województwie dolnośląskim ma 69 lat. Niedosłyszy. W lutym telefonicznie zaproszono go po odbiór nagrody na pokazie sprzętu gospodarstwa domowego. Zamiast niej, wyszedł z towarem, za który musi zapłacić 9600 zł.  

- Wzięła moje dane, żeby było wiadomo, komu dać nagrodę. Ja myślałem, że to wygrałem, a ona tam sobie pisała i później okazało się, że muszę zapłacić 9600 zł – opowiada Bernard Żernik.

Okazało się, że 69-latek na pokazie kupił: pościel wełnianą, dwie poduszki, odkurzacz, zestaw naczyń, wyciskarkę i matę leczniczą. Koszt - 9600 zł. Sprzedający rozłożył sumę na 60 rat. W sumie do zapłaty emeryt ma ponad 13 tysięcy złotych. 

Przy pomocy kolegi pan Bernard szybko spakował sprzęt. Napisał odstąpienie od umowy i odesłał niechciany towar.

- Taki duży karton trzeba było, żeby było w jeden zmieścić. Tego było ze 40 kilogramów – mówi Bernard Żernik, emeryt.

- Ludzie, którzy pójdą i kupią ten sprzęt za 10 tysięcy, to już się później nie wydobędą z tych długów do końca życia - uważa Lesław Hardziej, znajomy pana Bernarda.

Jedziemy do Poznania do siedziby firmy, która organizowała pokaz. Chcemy dopytać o losy przesyłki pana Bernarda.

- Nie możemy udzielać informacji, jeżeli chodzi o prywatne dane. Wystarczy, że do nas zadzwoni i uzyska wszystkie informacje – mówi przedstawiciel firmy.  

- 9600 zł to i tak mało. Tu po kilkanaście tysięcy ludzie mają – słyszymy od jednego z ochraniarzy budynku, w którym mieści się firma.

W listopadzie pokazywaliśmy historię pani Zofii, która mieszka w niewielkiej wsi nieopodal Piotrkowa Trybunalskiego. Kobieta jest wdową. Sama wychowuje dorosłego syna z zespołem Downa. Jak sama mówi, w ramach rozrywki, postanowiła pójść na pokaz sprzętu AGD i jak się okazało - był to błąd.

- Myślę: trochę się zresetuje od tej codziennej szarości i pojadę sobie. Pani miała karteczki, wypisała nazwiska i tam były dofinasowania. Oni tam pisali: promocja zero złotych, 3000 zł, 4200 zł. I wówczas tu padło moje nazwisko. Dostałam 4200 zł dofinasowania do jakiegoś sprzętu – opowiadała pani Zofia.

Kobieta wyszła z pokazu z wyciskarką do owoców za 2000 złotych. Jak się okazało, dofinansowania na ten sprzęt nie było.

- Próbowałam wstać, na początku było miło, ale potem widzę w ich oczach rządzę zemsty i czuję, że skoro nic nie ugrali z poprzednimi osobami, więc wzięli mnie w ogień krzyżowy. Ja swoje, a oni: niech pani podpisze, niech pani podpisze, co pani robi, gdzie pani wstaje… I mnie ręką docisnął – powiedziała pani Zofia.

W domu emerytka postanowiła towar zwrócić, ale okazało się, że nie ma umowy sprzedaży. Kobieta czekała na kopię umowy. Na zwrot towaru było już za późno, bo minęło 14 dni. Wreszcie kobieta pocztą dostała umowę, ale jak się okazało… kredytową do podpisu.

- Jak się okazało w domu, ja nie miałam tej umowy, jak to oni zrobili, to ja nie wiem, kiedy to zabrali. Bez umowy nic nie zrobię – przyznała.

Pani Zofia i pan Bernard chcą przestrzec innych przez nieostrożnymi zakupami na pokazach. Jak obydwoje twierdzą, mieli przez to same kłopoty.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX