Gigantyczny rachunek za wodę w… opuszczonym domu
Anna Bochomulska z Białegostoku ma do zapłacenia duży rachunek za wodę zużytą w… opuszczonym domu. Wodociągi obarczyły kobietę opłatą za blisko 3 000 metrów sześciennych wody, co w przeliczeniu na litry daje 3 miliony litrów wody! W domu nikt nie mieszka, nie widać też wycieków.
74-letnia Anna Bochomulska mieszka w Białymstoku. Jest na emeryturze. Od 2016 roku zajmuje się opuszczonym domem, który odziedziczyła po swojej matce. W budynku nikt nie mieszka, mimo to białostockie wodociągi uważają, że zużyto w nim 3 miliony litrów wody. I właśnie z tego powodu pani Anna ma ogromne problemy.
- W 2016 roku rachunki były małe. Wstawiono mi nowy licznik z odczytem 00. Odczyt w styczniu był na 4 m3 wody, a w okresie od 3 stycznia do 3 lipca 2017 roku nakręciło mi wody na 2907 m3 – opowiada pani Anna.
- Nikt tej wody nie używał, bo ten budynek był zabity deskami. To było po prostu niemożliwe – mówi Alojzy Czerech, były mąż pani Anny.
Kobieta twierdzi, że budynek odwiedzała często i nie zauważyła żadnych wycieków.
- Tam były w międzyczasie ze trzy włamania. Ale czy ci bezdomni wynieśli 3 tysiące metrów sześciennych wody? Chyba w kapeluszu – mówi.
Rachunek, który wystawiono pani Annie wprawił emerytkę w osłupienie. 3 tysiące metrów sześciennych zużytej wody białostockie wodociągi wyceniły na ponad 10 tysięcy złotych. Do tego kwota stale rośnie, bo pani Anny nie stać na jej uregulowanie.
- W tej chwili jestem podana do sądu, gdzie jest 4 tys. opłat sądowych plus za te wszystkie lata. Nie wiem ile wynoszą odsetki. Uważam, że to będzie około 20 tys. złotych za wodę, której na oczy nie widziałam – prognozuje pani Anna.
- Podejrzewam, że ten licznik się po prostu zaciął na cyfrach dziesiętnych. I później nie przeskoczył od razu na tysiące. To się zdarza, to jest urządzenie mechaniczne – zauważa Michał Otręba ze Stowarzyszenia Niepokonani2012.
- Wskazania wodomierza są jakie są i to jest dla nas podstawą do rozliczeń. Wszystko co dzieje się za wodomierzem głównym, nas nie powinno interesować – mówi Krzysztof Kita, rzecznik wodociągów w Białymstoku.
Pani Anna liczyła, że specjaliści z miejskich wodociągów będą próbowali ustalić ewentualną przyczynę tak wysokiego rachunku. 74-latka twierdzi, że żadnego wycieku nie było. Uważa także, że wina mogła leżeć po stronie wadliwego wodomierza.
- Mogła ona wsiąkać w ziemię. Niezauważalna zupełnie. To jest dom opuszczony. Tam się nikt zupełnie nie interesował, co się tam dzieje. Ona mogła sobie znajdować ujście. Jest zlewnia rzeki białej i dolina rzeki białej. I ta woda mogła sobie niepostrzeżenie uciekać do tej rzeki – tłumaczy Krzysztof Kita, rzecznik wodociągów w Białymstoku
- Nikt przez te trzy lata nie wysłał do mnie żadnej kontroli, niczego. Nawet nie chcieli zobaczyć jak to wygląda. Wodomierz musi działać w temperaturze powyżej zera stopni, by była gwarancja na odczyt. Z instytutu meteorologii w Olsztynie wiem, że od 6 stycznia było w Białymstoku w 2017 roku -20 stopni – mówi pani Anna.
- Myślę, że temperatura może spowodować, że wodomierz łącznie z całą instalacją zamarznie. Może się okazać, że zostanie uszkodzony - dodaje Mirosław Wnorowski z Okręgowego Urzędu Miar w Białymstoku.
Tłumaczenia pani Anny nie przekonały urzędników, którzy nadal czekają na zapłatę. Emerytce zaproponowano jedynie rozłożenie zadłużenia na raty. Co i tak przewyższa jej możliwości finansowe. Sprawa trafiła do sądu, który zlecił przeprowadzenie dodatkowych ekspertyz. Pani Anna ma nadzieję, że w sądzie okaże, się czy problemem jest wadliwy wodomierz czy może to błąd ludzki.
- Te ekspertyzy to lekką ręką około 20 tysięcy. Jak przegram, to będę musiała za nie zapłacić – mówi Anna Bochomulska.