Kosmetyka a koronawirus. Fatalna sytuacja branży
Branża usług kosmetycznych zamarła. Salony urody, fryzjerzy zawiesili działalność. Jeżeli epidemia potrwa dłużej, dla wielu małych salonów będzie to oznaczało upadek. Pani Małgorzata prowadzi od roku niewielki salon urody w Lipsku w województwie mazowieckim. Dziś z powodu koronawirusa musiała zawiesić działalność.
- Moja sytuacja nie wygląda teraz w cale, ponieważ od zeszłego poniedziałku mam zamknięty salon. Nie prowadzę dalszych zapisów na usługi. W moim salonie przewagę stanowi stylizacja paznokci, więc nie ma z automatu możliwości zachowania zalecanej odległości, czyli dwóch metrów – tłumaczy.
25-lenia Dominika Przybysz swój wymarzony biznes otworzyła w styczniu w Łodzi. W salon piękności zainwestowała oszczędności swoje i swojego narzeczonego. Zatrudniła dwie osoby. Dziś pani obawia się o swoją przyszłość, bo salon nie działa i nie przynosi dochodów.
- Jest okropnie. 6 marca jak pojawiły się pierwsze informacje, że koronawirus dotarł do Polski, to w ciągu jednego dnia straciłam połowę klientek, które były zapisane – mówi.
Wynajem lokalu to koszt 3500 zł, do tego kobieta musi zapłacić dwóm pracownicom pensje.
- W sumie to jest ponad 10 tysięcy, skąd te pieniądze trzeba wziąć? Dla mnie najgorszy był dzień, kiedy zadzwoniła jedna z klientek, żeby poinformować, że aktualnie przebywa na kwarantannie, twierdziła, że nie jest osobą na tą chwilą zarażoną. Później okazało się, że jeszcze jedna z klientek jest na kwarantannie – dodaje.
Pani Agnieszka Serafin jest właścicielką salonu urody w Warszawie. Miesiąc temu zmieniła siedzibę. Z powodu epidemii koronawirusa zmuszona była zawiesić działalność i żyć z oszczędności.
- Sytuacja wygląda tragicznie, nie będzie nas stać na utrzymanie lokali, opłat, ZUS-u i jeszcze innych opłat, które się wiążą z prowadzeniem salonu. Mamy bardzo świadomych klientów, przestali dzwonić, wypisali się, wszyscy siedzą w domu. Telefon milczy – mówi.
Oficjalnych zakazów prowadzenia działalności kosmetycznej nie ma. Ale jak twierdzą właścicielki salonów kosmetycznych, nikt nie chce narażać swoich rodzin i samych klientek.
- Ludzi nie będzie stać, żeby do nas przyjść na usługę, co spowoduje, że salonik za salonikiem będą upadać. Boję się, że będę musiała zwolnić pracownice, bo nie zapowiada się, żebyśmy szybko wróciły do pracy - podsumowuje Dominika Przybysz.