Wycięli tarczycę, a raka nie było!
Nieco ponad miesiąc temu prezentowaliśmy historię pani Klaudii, której wycięto tarczycę podejrzewając nowotwór złośliwy. Jak się później okazało, organ był zupełnie zdrową. Po reportażu zgłosiła się do nas pani Agnieszka, która leczyła się u tego samego lekarza i spotkało ją dokładnie to samo!
- Dwa lata temu podczas wykonywania badań profilaktycznych, doktor prowadząca stwierdziła malutką zmianę na prawym płacie tarczycy. Zleciła biopsję, która została mi wykonana w przychodni w Pieszycach. Na początku października została poproszona o przyjazd do przychodni. Na wyniku badania histopatologicznego napisano, że widoczne są komórki raka złośliwego i jest wskazana druga konsultacja, drugiego patomorfologa, której ostatecznie nie wykonano – wspomina Agnieszka Smyk.
Diagnoza zmieniła życie całej rodziny.
- Córka przyjechała z Londynu, żeby ze mną być podczas operacji i po. Musiała poprzestawiać różne swoje plany. Mąż po mojej operacji wylądował w szpitalu w Dzierżoniowie z podejrzeniem zawału – mówi kobieta.
Pani Agnieszce usunięto tarczycę, a następnie przesłano ją do badania. Wynik był dla kobiety szokiem.
- Stanęłam przed lekarzem, który powiedział do mnie: „pani Agnieszko, nie ma raka”. I w pierwszej chwili nie rozumiałam, co do mnie mówi. Myślę sobie: nie ma, no bo żeście go wycięli. No to dobrze, że go nie ma, to bardzo się cieszę. Doktor stwierdził jednak, że jego w ogóle nie było. Ponieważ lekarz patomorfolog za dużo pani napisał, pomylił się. Okazało się, że nic nie znaleziono, żadnych komórek raka, żadnych nacieków, żadnych ogniskowych zmian. Nic, nic, nic – mówi Agnieszka Smyk.
- Złość… nie idzie określić tego słowami w ogóle. Narząd został usunięty i ktoś z tym musi później żyć do końca – podkreśla Robert Smyk, mąż pani Agnieszki.
- Życie bez tarczycy jest jak orkiestra bez dyrygenta. Organizm sobie rządzi jak chce. Pozostała mi przede wszystkim suplementacja leku do końca życia – dodaje Agnieszka Smyk.
Kobieta najprawdopodobniej padała ofiarą nieporozumienia między chirurgiem i histopatologiem. Jest to dokładnie ten sam zespół medyków, który zdecydował o losie pani Klaudii – bohaterki poprzedniego reportażu. Obie kobiety planują teraz dochodzić swoich praw przed sądem.
- To co się stało uważam, że było niepotrzebne, że było to za szybkie działanie. Uważam, że można było właśnie to gdzieś jeszcze skonsultować. Histopatolog bardzo mnie przepraszał, mówił że zgubiła go rutyna, że nie wie dlaczego tak się stało, że napisał, że wskazana jest druga konsultacja – opowiada pani Agnieszka
Chirurg pytany, dlaczego przed operacją nie było dodatkowej konsultacji opowiada, że „to jest pytanie do patologa, nie do mnie”.
- Wie pan, tych badań, niech pan zobaczy – to jest moja dzisiejsza praca. Każdy wynik podejrzewający zmiany nowotworowe musi być konsultowany w drugim niezależnym ośrodku. Jak napiszę, że nic nie ma, to pacjentka pójdzie do domu i spokój. A jak to był jednak rak? No to kto ma wtedy na sumieniu życie pacjentki? – mówi patolog.