Co z małymi przedsiębiorstwami? Czy wytrzymają epidemię?

Nie znikają obawy polskich przedsiębiorców w związku z koronawirusem. Pan Radosław prowadzi ze wspólnikiem niewielki sklep motoryzacyjny w Golubiu-Dobrzyniu. Podczas epidemii ruch jest znikomy. Pan Marcin jest fryzjerem, więc nie zarabia. Właściciele firm narzekają, że nie ma zarysowanego planu pomocy na kolejne miesiące. Boją się też, że otrzymane wsparcie będą musieli oddać, np. w efekcie podwyżek świadczeń.

Pan Marcin ma salon fryzjerski w centrum Warszawy. Od tygodni jego salon świeci pustkami, jest zamknięty, tak jak wszystkie salony fryzjerskie i kosmetyczne w Polsce. Tej branży grozi zapaść.

- Nie możemy prowadzić żadnej działalności, co wiąże się z utratą stu procent dochodów i obrotu. Czekamy na wsparcie rządowe, które na razie jest bardzo znikome, nie pokrywa naszych potrzeb finansowych. Ona nie jest w stanie zapewnić nam na chwilę obecną pokrycia kosztów z tytułu prowadzenia działalności, wynajmu lokalu – mówi.

Areszt za obronę konieczną? Po 3 strzałach ostrzegawczych, postrzelił napastnika

Salony fryzjerskie zostaną otwarte najprawdopodobniej w połowie maja. Wszystko zależy od sytuacji epidemiologicznej. To będą kolejne dni przestoju w tej branży. Przyszłość wielu miejsc pracy stanie pod znakiem zapytania.

- Jestem bardzo związany z pracownikami, będę musiał im zapłacić ze swoich oszczędności, żeby zapewnić im minimalne wynagrodzenie. Najgorsza jest ta niewiedza, jakbyśmy wiedzieli, kiedy wracamy, na jakich warunkach będziemy mogli pracować, dzisiaj mógłbym podjąć odpowiednie decyzje, czy mnie będzie strać na to, żeby nadal pracować w tym miejscu, wynajmować tak duży lokal i utrzymać taką liczbę pracowników – mówi Marcin Puchalski, właściciel salonu fryzjerskiego.

Pan Radosław prowadzi razem ze wspólnikiem niewielki sklep motoryzacyjny i serwis rowerowy w Golubiu-Dobrzyniu w województwie kujawsko-pomorskim. Podczas epidemii sklep jest otwarty dla kupujących, ale jak twierdzą mężczyźni, ruch jest znikomy, klientów prawie nie ma.

- Po tych całych obostrzeniach spadek był tragiczny, bo jeżeli we dwóch siedzimy w sklepie i w ciągu dnia przychodzi jeden klient, a zdarzały się dni, że nie było nikogo, to spadek jest o sto procent.  Nie ma detalistów, hurtownicy też zaczęli stawać – opowiada Radosław Pietruszyński.

- Myślę, że ludzie trzymają pieniądze na czarną godzinę, zamiast naprawiać samochody, wolą się zabezpieczyć – dodaje Mateusz Szpakowski.

Przemoc domowa w czasach koronawirusa. Co robić?

Pan Radosław i pan Mateusz chcą skorzystać z tarczy antykryzysowej, ale jak twierdzą - jest wiele niewiadomych. Tarcza pomoże, ale ta pomoc na długi nie starczy.

- Nawet jeżeliby doszło do umorzenia tego ZUS-u na trzy miesiące to i tak nam niedużo daje, bo nie tylko ZUS jest kosztem przedsiębiorców. Wynajmujemy lub dzierżawimy lokale. Umorzenie ZUS-u na 3 miesiące to nie jest luksus, a poza tym nikt nie jest w stanie nam powiedzieć czy zagwarantować, że za 3 miesiące gospodarka tak ruszy, że my się odbijemy od dna na taki poziom, że będziemy mogli zapłacić wszystko na bieżąco – mówi Radosław Pietruszyński.

Mężczyzna obawia się też, że otrzymaną pomoc będzie musiał prędzej czy później zwrócić, bo jak mówi: „od naszego Państwa nic za darmo się nie dostaje”.

- Możemy dostać te pieniądze, ale ciekawe czy za 3-4 miesiące ich nie oddamy i to z nadwyżką. To może być skarbówka, czy inne kontrole, które doprowadzą do tego, że prędzej czy później my to oddamy. Oni nam umorzą na 3 miesiące ZUS, ale nie wiadomo, czy od stycznia składka nie pójdzie w górę o 200 zł - dodaje.  

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX