Kościelni kontra proboszcz. Chodzi o składki do ZUS

Halina i Edward Dziurawcowie winią proboszcza parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Katowicach-Szopienicach o to, że przez 17 lat nie odprowadzał składek do ZUS za ich pracę. Małżeństwo było kościelnymi, w zamian mogło za darmo mieszkać na parafii. Teraz okazało się, że pani Halina będzie miała niższą emeryturę niż się spodziewała.

Halina i Edward Dziurawcowie w 1999 roku zostali kościelnymi w parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Katowicach-Szopienicach. Małżeństwo z dwojgiem dzieci żyło tylko z pensji pana Edwarda, który pracował na kolei. Było im ciężko, popadali w długi. Zamieszkali na parafii. Umowa szczegółowo wyliczała ich obowiązki. Formą wynagrodzenia było mieszkanie za darmo.

- Nasza praca była niedoceniona. Myśmy pracowali, robili, a ciągle było źle, ciągle nie tak. On nas traktował jak ścierkę do zamiatania – mówi Halina Dziurawiec.

Co z małymi przedsiębiorstwami? Czy wytrzymają epidemię?

- Proboszcz nas nie szanował, nie szanował naszej pracy, ja to tak odbierałam, że to, co moja mama robiła z moim tatą, to zawsze było nie tak. Przyszliśmy tu z musu, bo nie mieliśmy innego wyjścia, myśleliśmy, że coś się zmieni na lepsze, ale to tak jakby spaść z deszczu pod rynnę – uważa Elżbieta Dziurawiec, córka małżeństwa.

- Żona była kościelną, a ja jej we wszystkim pomagałem, przecież sama to by się tam zarobiła. Razem, oboje jesteśmy na umowie. Proboszcza obowiązkiem był zgłosić to do urzędu pracy i skarbówki, a on tego nie zrobił – dodaje Edward Dziurawiec.

Po 17 latach parafia rozwiązała z Dziurawcami umowę. Pani Halina poszła do ZUS, by wyliczono jej emeryturę, wtedy okazało się, że ma tylko 13 lat wysługi za wcześniej przepracowane lata i otrzyma jedynie 570 zł świadczenia. Praca na rzecz kościoła i parafii nie była oskładkowana. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego, który przyznał rację pani Halinie.

Wezwanie do zapłaty za… schody przed domem

- Zakład Ubezpieczeń Społecznych uznał, że umowa, którą zawarła z parafią, jest umową o świadczenie usług, a tym samym zachodzą tutaj przepisy umowy zlecenia. To oznacza, że z takiej umowy muszą być odprowadzane składki – informuje Beata Kopczyńska ze śląskiego oddziału ZUS.

- Nie była to ani umowa o pracę, ani umowa zlecenie, ani umowa o dzieło. Była to umowa, która regulowała zasady przebywania państwa Dziurawców na terenie naszej parafii. W żadnym przypadku i nigdy państwo Dziurawcowie nie mogli mieć świadomości, że od tej umowy należałoby odprowadzić jakiekolwiek składki, ponieważ nie była ta umowa tego typu – tłumaczy ks. Adam Malina, proboszcz parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Katowicach-Szopienicach.

- Jeżeli ktoś wykonuje umowę o świadczenie usług i dostaje za tę umowę jakąś formę wynagrodzenia, to uznaliśmy, że jest to umowa zlecenie, od której powinny być odprowadzane składki na ubezpieczenie społeczne. W opinii naszych ekspertów tym wynagrodzeniem było użytkowanie mieszkania – mówi Beata Kopczyńska ze śląskiego oddziału ZUS.

Po śmierci mamy, 13-latka tonie w długach. Ojciec umywa ręce

Proboszcz parafii odwołał się do sądu apelacyjnego, który z kolei uznał jego rację. Tym samym pani Halina nie będzie miała wyrównanych składek. W sądzie dowiedziała się, że przez te 17 lat pracowała jako wolontariuszka. Jednak mimo ostatecznego wyroku, kobieta ma jeszcze szansę na szukanie dalszej sprawiedliwości.

- W tej sytuacji zainteresowanej przysługuje możliwość zwrócenia się do Rzecznika Praw Obywatelskich lub do Prokuratora Generalnego z wnioskiem o zbadanie tego wyroku pod kątem możliwości jego zakwestionowania Skargą Nadzwyczajną do Sądu Najwyższego – informuje Lesław Nawacki, dyrektor Prawa Pracy i Zabezpieczenia Społecznego w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.

Pytamy proboszcza, w jakim charakterze małżeństwo pracowało na parafii.

- Myślę, że słowo „pracowali” nie jest tutaj zbyt właściwe. Mieli możliwość mieszkania, a za to, że za darmo mieszkali, to musieli pewne czynności pełnić, związane z tym, żeby kościół był przygotowany na nabożeństwo no i wokół parafii żeby był porządek – mówi ks. Adam Malina, proboszcz parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Katowicach-Szopienicach.

Reporterka: Jeżeli ksiądz podnosi, że słowo „pracuje” tutaj nie jest adekwatne, to jak nazwać grabienie liści, sprzątanie, odśnieżanie, porządkowanie, to nie jest praca?

Proboszcz: Zależy, w jakim sensie używamy słowa „praca”. Jeżeli ja przy swoim domu grabię liście, jeżeli pomagam swoim rodzicom, oczywiście wykonuję pracę, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby żądać od swoich rodziców, czy od samego siebie, abym od tego miał odprowadzane składki.

Według proboszcza parafia na całej sprawie tylko straciła.

- Parafia bardzo na tym straciła, straciłem też osobiście, bo musiałem chodzić po sądach. Jeżeli muszę się wypowiadać w mediach i poruszać ten trudny temat, to również jest to dla nas, dla parafii, dla kościoła pewnego rodzaju forma nękania – tłumaczy proboszcz.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX