Zakaz połowu dorsza. Mali armatorzy nie mają za co żyć

Zakaz połowu dorsza w Bałtyku zrujnował rybaków. Ich kutry nie zarabiają od początku roku, a obiecanych przez rząd pieniędzy brak. Ludzie morza czują się oszukani w kwestii odszkodowań. Nie rozumieją, dlaczego nie przygotowano przepisów, które pomogą im się przebranżowić.

Pani Klaudia Busz ma 37 lat. Od wielu lat związana jest z pracą w branży rybackiej. Zaczynała od małego sklepu wędkarskiego. 5 lat temu zdecydowała, że zajmie się rybołówstwem rekreacyjnym. Kobieta wzięła blisko 400 tys. zł kredytu i kupiła kuter. Miał się wtedy zacząć najpiękniejszy okres w jej życiu.

- Po pół roku poszliśmy ze statkiem na przegląd do Jastarni i okazało się, że ten statek jest tak dziurawy, jest tak zniszczony, że zostały nam zabrane papiery z Urzędu Morskiego i powiedzieli, że albo my go zezłomujemy, bo on się nie nadaje na wodę, albo my go budujemy od nowa. Wydaliśmy ponad 100 tys. zł na to wszystko, ja musiałam się znowu zadłużyć, bo już nie było nas stać na żaden kredyt, nikt nam nie chciał udzielić, więc pożyczaliśmy od ludzi – wspomina.

Gdy pani Klaudia uporała się z problemami technicznymi, liczyła, że w końcu wyjdzie na prostą. Zaczęła działalność, zabierała 12 wędkarzy w morze, aby mogli łowić dorsza. Zarabiała w granicach 2 tysięcy brutto za rejs. Podobną pracę wykonywał pan Aleksander – właściciel dwóch jednostek rybackich.

- Aby kupić dobry statek, należy mieć około 100 tysięcy euro. Na to są brane kredyty. Kiedyś pływaliśmy po sto kilkadziesiąt razy w roku. Teraz nie wypływamy w ogóle – mówi Aleksander Cichosz. 

1 stycznia tego roku wprowadzono zakaz połowu dorsza na Bałtyku wschodnim. Armatorzy podpisali porozumienie z Ministerstwem Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej i czekali cierpliwie na rekompensaty. Niestety, pieniędzy nie dostali, więc postanowili rozpocząć protest w portach w Gdyni i w Gdańsku. 

- Panie kapitanie, czy można przepłynąć wejściem południowym i wyjść głównym, 10 jednostek rybołówstwa rekreacyjnego, czy można? – pytał Aleksander Cichosz przez radio kapitana portu w Gdyni.

- Jeśli chodzi o jednostki, które próbują tutaj utrudniać nam pracę, to nie będzie takiej możliwości w ogóle nigdy. Proszę wracać na Hel – padło w odpowiedzi.

Dwa lata czeka na wyniki badań, a stan jej zdrowia się pogarsza

Armatorzy rozumieją, że ławice muszą się odbudować. Mają jednak żal do ministerstwa, że nie przygotowało wcześniej przepisów, które pomogą im się przebranżowić. Czują się również oszukani w kwestii odszkodowań.

- Przygotowano 20 mln zł, które są obecnie procedowane w ramach rozporządzenia w Radzie Ministrów. Zakładamy, że średnio powinno trafić po 200 tys. zł dla każdego armatora – informuje Marek Gróbarczyk, Minister Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.

- To jest tak, jakby mieć dom przy autostradzie i 350 tys. zł kredytu do spłaty. Ma być autostrada, przychodzi minister Gróbarczyk i daje 75 tys. zł, bo wyburzają dom. To jest identyczna sytuacja. Mamy statki warte o wiele więcej, a pan minister każe nam je za sto parę tysięcy złomować – mówi Wojciech Sikora, jeden z armatorów.

- To nie są pontony czy kajaki, to są jednostki, w które włożyliśmy bardzo dużo pracy, mnóstwo pieniędzy. Mam teraz tę moją jednostkę zniszczyć? Za 5 procent czy 10 procent jej wartości? Kpina! – dodaje Waldemar Giżanowski.

Konflikt sąsiedzki w małej wsi

- Tak agresywne podejście w zakresie uzyskania swoich racji nie powinno mieć miejsca w sytuacji, w jakiej się znalazł cały świat, w tym Polska. Nie zostali bez pomocy. Gra rozgrywa się tylko i wyłącznie o środki, o ilość pieniędzy, którą chcieli dostać. Oni te środki dostaną, zakładamy, że to będzie w tym kwartale – odpowiada minister Gróbarczyk.

Właściciele kutrów dostaną pieniądze prawdopodobnie do końca czerwca. W praktyce oznacza to, że jeszcze przez prawie dwa miesiące będą musieli tłumaczyć bankom, komornikom, a nawet własnym dzieciom, że nie wystarczy im pieniędzy na spłacenie swoich należności finansowych.

- Panie ministrze Gróbarczyk, jeśli myśli pan, że wziął nas pan głodem, brakiem paliwa, wody, to pan się myli. Dopiero teraz zaczniemy protest. Skoro władza do nas nie przyjeżdża, to my przyjedziemy do władzy – zapowiada armator Andrzej Antosik.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX