Karaluchy opanowały blok. "To jest gorsze niż koronawirus"

Karaluchy opanowały jeden z warszawskich bloków. Nie pomagają kolejne dezynsekcje, bo robaki mają swoją fortecę. To jeden z lokali, w którym niegdyś mieszkały dwie kobiety, które gromadziły góry śmieci. Starsza z nich zmarła, a młodsza prawdopodobnie przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Zamknięte dziś mieszkanie nadal jest wylęgarnią robactwa. Mieszkańcy błagają o pomoc.

Warszawski Ursynów. Blok przy ul Dembowskiego został opanowany przez robactwo wychodzące z jednego z mieszkań. Do niedawna w tym lokalu na drugim piętrze mieszkały matka z córką. Kobiety zbierały śmieci i wypełniły nimi mieszkanie. 

- Ja pewnie najszybciej to odczułam, dlatego że już w październiku miałam koszty związane z dezynsekcją z różnymi środkami. To się nie kończy, po prostu jest cały czas - mówi jedna z mieszkanek bloku.

- Panie, które tam mieszkały - jedna zmarła, bo młoda ją pobiła. Ta jest podobno w szpitalu psychiatrycznym. A mieszkanie jest pozostawione same sobie i dalej robaki są - twierdzi inna z mieszkanek.

Pani Elżbieta mieszka 2 klatki dalej od feralnego mieszkania. Niestety insekty dotarły już także do niej.

- Tu mam wylane płynem i tak mam wylepione wszystko, bo strasznie się boję, żeby coś mi tu nie weszło, ale nie wiem którędy, ale wchodzą - mówi -  Tu mam jedno okno dyżurne i jak je otwieram żeby wywietrzyć, to siadam tu żeby pilnować, czy mi nic nie wchodzi - dodaje.

Prezes spółdzielni mieszkaniowej mówi, że ma związane ręce, bo klucze do mieszkania są w prokuraturze, która bada okoliczności śmierci starszej lokatorki. Nie można więc opróżnić lokalu z zalegających tam śmieci.

- My możemy działać w granicach prawa i nie możemy wejść do czyjegoś lokalu, nie możemy usunąć tam choćby jednak kartki, jednej torby - przekonuje Paweł Pawlak, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Jary” w Warszawie.

"Została udzielona zgoda na dezynfekcję i dezynsekcję mieszkania pokrzywdzonej. Zostały przeprowadzone dwie dezynfekcje, obie pod nadzorem Policji" - brzmi stanowisko Prokuratury Okręgowej w Warszawie przekazane przez rzecznik prasową, Mirosławę Chyr.

- Efekt tego jest taki, że te insekty się przeniosły na okoliczne budynki - twierdzi prezes spółdzielni.

- W tym momencie jakiekolwiek akcje, jakie robimy, czy robi spółdzielnia, po prostu są do niczego, bo cały czas gniazdo żyje, rozwija się, są kolejne pokolenia tego robactwa i my z tym nic nie możemy zrobić - mówią mieszkańcy.

90-letni pan Leon z gniazdem insektów sąsiaduje przez ścianę. Starszy pan nie chce pokazać twarzy, ale  pozwala nam sfilmować co dzieje się u niego w pokoju.

- Ja każdego rana zbieram minimum sto sztuk. Pod każdą szafką jest 20 sztuk. Co tu dużo mówić, zgroza, zgroza. Żeby na stare lata nie mieć spokoju ducha, żeby sobie spokojnie usiąść w fotel. Nie wiem co ta nasza spółdzielnia robi, czy nie - mówi pan Leon.

- Największą pretensję mam do sanepidu i do prokuratora, który powinien to już dawno zakończyć - mówi jedna z mieszkanek bloku.

Reporter: Czy inspektorzy sanepidu byli w tym mieszkaniu? Widzieli je?

Małgorzata Zabrzyjewska, Sanepid  w Warszawie: Nie proszę państwa, w momencie otrzymania informacji od spółdzielni kto jest właścicielem mieszkania nie zdążyliśmy przed okresem pandemii.

Prawdopodobnie problem insektów zostanie rozwiązany dopiero gdy wyjaśni się kto przejmie spadek po zmarłej lokatorce. Tymczasem mieszkańcy bloku skazani są na nierówną walkę z robactwem.

- Jest to gorsze jak koronawirus, bo przed tamtym to się można jakoś ustrzec, natomiast to są jakieś stwory, które wchodzą nieproszone - mówi jedna z mieszkanek.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX