Problem z sąsiadami. Zamieszkali w garażu
Łęgnowo to spokojne osiedle na obrzeżach Bydgoszczy. Jednak ten spokój mieszkańców ostatnio został zakłócony przez bezdomne małżeństwo. Po tym, jak wyrzucono ich z lokalu komunalnego, osiedlili się na jednym z ogródków działkowych, gdzie doprowadzili do pożaru. Teraz postanowili zamieszkać w jednym ze spółdzielczych garaży. Mieszkańcy narzekają na fetor i boją się kolejnego pożaru. Tymczasem służby i urzędnicy twierdzą, że w tej sprawie mają związane ręce.
Bydgoskie Łęgnowo to przemysłowa dzielnica jakich w Polsce są setki. Tu mieszkają głównie byli pracownicy bydgoskich zakładów chemicznych. Jednak przy ulicy Okólnej, ludzie mieszkają nie tylko w blokach.
- Ja się wstydzę za to i za te garaże, bo teraz będzie reportaż, że w jakich my slumsach żyjemy. A my jesteśmy normalni ludzie i oni kiedyś też byli normalni - mówi jedna z mieszkanek osiedla.
Oni, czyli małżeństwo bezdomnych, które zamieszkało w jednym z garażowych boksów należących do spółdzielni.
- Umyć się mogę. Mam wiaderko, wodę sobie podgrzeję, do wiaderka, zamykam garaż i się podmywam. Cała się myję - mówi pani Grażyna, bezdomna.
Reporter: A potrzeby gdzie państwo załatwiacie?
Bezdomna: Na noc bierzemy wiaderko i przykrywamy. Później rano małżonek, piąta godzina, dół kopie, wrzuca to do dołu i zasypuje piachem.
Państwo Grażyna i Władysław żyli w mieszkaniu komunalnym w tym bloku, ale cztery lata temu zostali eksmitowani. Wówczas przenieśli się na teren ogródków działkowych. W lutym tego roku przez ich nieuwagę doszło do pożaru i altanka, w której spali, doszczętnie spłonęła. I postanowili zamieszkać… tutaj.
- Jest taki smród, że naprawdę… Dzieci tu chodzą do przedszkola, wszystko widzą, jak oni się tutaj załatwiają pod płotem - mówi jedna z mieszkanek osiedla. - Ten człowiek (pan Władysław - red.) nie robi nikomu żadnej krzywdy, ale trzeba im pomóc przez opiekę. Oni są bardzo zgodnym małżeństwem, nawet chodzą ze sobą za rękę. No tak nie można, przecież to są ludzie, tak samo jak i my - dodaje.
Pani Grażyna ma 61 lat, jej mąż 66. Małżeństwo utrzymuje się z renty mężczyzny, która wynosi niecałe tysiąc złotych. Świadczenie listonosz przynosi… do tego garażu, który należy do syna bezdomnej pary.
Pani Grażyna: Syn mieszka na Białych Błotach, bo tam ma pracę. Tam ma wynajęty pokój i się kąpie, myje.
Reporter: To nie może pani do syna jechać?
Pani Grażyna: Nie mogę, bo on ma tylko jeden pokój mały.
Reporter: No ale chyba lepszy jeden pokój, niż mieszkać w garażu?
Pani Grażyna: No ale jak w jednym pokoju we trzech?
Opieka społeczna twierdzi, że syn małżeństwa jest nieosiągalny i nie można z nim nawiązać kontaktu. Jednocześnie według administracji zarówno garaż jak i ogródek działkowy od dawna nie są opłacane.
- Trudno tutaj posłużyć się przepisami, które mówią o możliwości wyeksmitowania lokatorów uciążliwych. Bo te przepisy dotyczą sytuacji, kiedy uciążliwy lokator zamieszkuje w budynku mieszkalnym, wielorodzinnym - twierdzi Janusz Krakowiak, radca prawny.
Urzędnicy twierdzą, że rozwiązanie problemu ogródka czy garażu to kwestia czasu. Ale zdaniem mieszkańców pozostanie problem pani Grażyny i pana Władysława.
- Przede wszystkim należy pomóc tej pani wyrobić dokumenty, na podstawie których będzie mogła dostać emeryturę. Ten pan ma rentę i jakby mieli emeryturę i rentę to stać by ich było na opłacenie jakiegokolwiek pokoju - twierdzi jedna z mieszkanek.
- Mamy przygotowany plan pomocy, wiemy jakich świadczeń możemy temu państwu udzielić. Ci państwo tej pomocy od nas nie chcą - twierdzi Marian Gliniecki z bydgoskiego MOPS-u.
Reporter: Czy mówiąc kolokwialnie nie można ich jakoś zmusić, żeby stamtąd się przenieśli?
Gliniecki: Niestety, my jako pomoc społeczna w ogóle nie mamy takich kompetencji.
- Policjant wielokrotnie razem z pracownikami socjalnymi oferował pomoc tym osobom, żeby np. skorzystali chociaż ze schroniska dla bezdomnych, niestety tę pomoc te osoby odrzucały - mówi Przemysław Słomski z KWP w Bydgoszczy.
Mieszkańcy oraz opieka społeczna zdają sobie sprawę, że odebranie garażu oraz ogródka działkowego bezdomnemu małżeństwu nie rozwiąże problemu. Dlatego MOPS zapewnia, że podjął kolejne działania, których szczegółów nie może ujawnić. Nie wiemy więc, kiedy uda się rozwiązać problem mieszkańców ulicy Okólnej - zarówno tych zameldowanych, jak i tych żyjących na dziko.