Na starość straciła dach nad głową. Wini wnuka
72-letnia pani Maria na starość straciła swoje miejsce na Ziemi. Po rozwodzie z mężem dzieliła z nim dom. Jej problemy zaczęły się, gdy później wprowadził się do niego dorosły już wnuk. Pani Maria twierdzi, że uprzykrzał jej życie do tego stopnia, że zmuszona była się wyprowadzić. Wnuk odpiera zarzuty i twierdzi, że nie będzie utrzymywał „tej pani”.
Trzy lata temu 72-letnia pani Maria po 44 latach pożycia rozwiodła się z mężem. Kobieta nie miała dokąd się wyprowadzić, więc razem z byłym małżonkiem postanowiła zamieszkać w części domu, należącej uprzednio do ich tragicznie zmarłego syna. W tej samej części domu postanowił zamieszkać również, mający tam meldunek, wnuczek ze swą konkubiną.
- Teraz będzie już trzecia gwiazdka jak tu zamieszkał. Stwierdził, że jemu się należy po ojcu – mówi Maria Tabaczuk.
Sprowadzenie się wnuczka miało okazać się początkiem koszmaru pani Marii. Jak twierdzi – do tego stopnia uprzykrzył jej życie, że musiała się wyprowadzić.
- Przyszedł Łukasz i się zaczęło o płacenie. Zapłaciłam za gaz 133 złote w marcu, sama, bo przyszło upomnienie. A w maju mówię: teraz ty zapłać. Zapłacił i zamknął mi gaz – wspomina Maria Tabaczuk.
- Kaloryfery były zimne, wody nie miała, herbaty nie miała, umyć się nie miała gdzie. Umyła się u mnie, wyprała i żaliła się, że nie dają jej żyć, że utrudniają jej życie, że ona się boi spać tam – opowiada Stanisława Batorska, siostra pani Marii.
- Rano czajniczek wody brałam, to na cały dzień starczał i telewizor włączałam na 2 czy 3 godzinki. To dawałam mu co drugi miesiąc 50 złotych. Ani nie piorę, ani nie kąpie się, nic. Jeszcze w lodówce mojej rzeczy trzymał. Teraz sobie kupił, to moją włożył mi do pokoju. Nawet nie jest włączona – dodaje pani Maria.
Kobieta wyprowadziła się do żyjącej w bardzo trudnych warunkach siostry. Kobieta nie potrafi zrozumieć, jak bliski człowiek mógł zgotować jej taki los. To fragment rozmowy z wnukiem:
- Chcieliśmy się dowiedzieć, o co chodzi, dlaczego pani uciekła stąd, dlaczego nie może tu mieszkać?
- Bo pani nie chce siedzieć tu.
- Ale dlaczego? Na czy problem polega?
- Ja nie jestem kimś, kto będzie utrzymywał tę panią i nie mam z wami o czym rozmawiać.
- Ale ta pani tu mieszkała i uciekła stąd, dlaczego?
- Ja mieszkam w domu po moim ojcu.
- To prawda, że jakieś akty agresji z pańskiej strony były?
- Nie ma nic takiego, pan się pyta. Dzielnicowy przychodzi, zakłada niebieskie karty, to jest śmiech na sali. Przychodzi dzielnicowy, z nami kawę pije. Parę razy karetka tę panią zabierała, bo groziła, że sobie życie odbierze. To panu powiedziała, że był dzielnicowy przy tym? I skończyłem dyskusję z wami.
- Pani ma 72 lata i nie bardzo ma się gdzie podziać.
- Czego ty, chłopie, nie rozumiesz?
Mimo wielokrotnych interwencji policji, a nawet postępowań prokuratorskich pani Maria nie może spokojnie mieszkać w swoim domu. O tym, żeby strony doszły do porozumienia raczej nie ma mowy.
– Do komunii go przygotowywałam, najlepiej umiał katechizm, gotowałam im. Nie będę się upiększać, ale mi się wydaje, że byłam dobrą babcią. Teraz nie patrzy, że ja nie mam spokoju, nie mam starości. Taką mi zgotował starość – podsumowuje pani Maria.