Dramat w szpitalu
Po dramacie pacjentów placówki w Przemyślu, nagłaśniamy historię osób z Inowrocławia. Spośród 23 pacjentów, które jednego dnia poddano terapii, ośmiu straciło wzrok. Szpital nie poczuwa się do winy i twierdzi, że liczba poszkodowanych jest mniejsza.
- Poszłam się leczyć, a nie po to, żeby wzrok stracić – mówi Terasa Krawczykowska spod Inowrocławia. Kobieta wraz z mężem prowadzi gospodarstwo rolne. W ubiegłym roku wzrok kobiety zaczął się pogarszać. Okazało się, że w jedno oko wymaga leczenia. Po pomoc 55-latka udała się do szpitala w Inowrocławiu. Dziś żałuje swojej decyzji.
Seria zakażeń w szpitalu. Pacjenci nie widzą na jedno oko
- Zaczęłam się leczyć w szpitalu w Inowrocławiu na idiopatyczne clv w prawym oku. Miałam już w sumie dziesiąty zastrzyk. I po dziesiątym zastrzyku doszło do infekcji. Do zapalenia gałki ocznej. Oko mnie bardzo bolało, przestałam na nie widzieć. Ja wtedy wymiotowałam, infekcja na cały organizm poszła – powiedziała Terasa Krawczykowska.
Pani Teresa nie jest jedyną chorą, która 26 lipca 2019 roku przeszła zabieg w szpitalu. Spośród 23 pacjentów poddanych terapii, ośmiu straciło wzrok. 80-letni Sylwester Osiński jest jednym z nich.
- Ściągano u mnie zaćmę najpierw. A potem mówili, że dostanę taką serię zastrzyków. Dwa były dobre, a trzeci mnie oślepił – przyznał Sylwester Osiński.
- Ja się poddałem terapii jakieś trzy lata temu, bo miałem zakrzep w oku. I okulistka stwierdziła, że trzeba jakieś zastrzyki odbierać. Odebrałem cztery, a piąty zaszkodził. W piątek był zastrzyk, a w sobotę rano wstaję i ciemnota. Nie widzę nic – opowiadał Franciszek Koczorowski.
Źle wykonano zabieg. Żaden szpital nie może mu pomóc
- Z wypisu ze szpitala jest napisana konkretna bakteria, jaką byliśmy zakażeni wtedy. Pobrali posiew przy operacjach i było wiadomo jaką bakterią nas zakazili wtedy. Mnie trzymali przez całą noc. Miałam co pół godziny oko zakrapiane. A rano okazało się, że nie będą mnie nigdzie przewozili, tylko sprowadzą profesora z łodzi, bo takich pokrzywdzonych jest więcej, jak ja – dodała Terasa Krawczykowska.
Władze szpitala nie poczuwają się do winy. Wewnętrzne postępowanie w placówce nie wykazało nieprawidłowości. Dlatego o wypłacie odszkodowań nikt tu nawet nie chce słyszeć. Okaleczonych pacjentów dziwi postępowania dyrekcji, która ich zdaniem do dziś nie wyjaśniła przyczyn ich tragedii.
- Według naszej wiedzy zaledwie dwie osoby straciły wzrok w stopniu dość znacznym, a w pozostałej grupie pacjentów udało się ten wzrok uratować – stwierdził Bartosz Myśliwiec ze szpitala w Inowrocławiu.
Na naszą uwagę, iż rozmawialiśmy z czworgiem pacjentów, którzy twierdzą, że na jedno z oczu nie widzą w ogóle, odparł, iż "pacjenci, którzy do nas trafiali, byli w zaawansowanym stanie procesu chorobowego. I ten wzrok był już pierwotnie uszkodzony".
- Dopełniliśmy wszelkich procedur, które obowiązywały w naszym szpitalu i obowiązują. A po tym zdarzeniu je zwielokrotniliśmy. Generalnie nie możemy powiedzieć, że zdarzenie to wystąpiło z jakiejkolwiek przyczyny ludzkiej – przekazał Myśliwiec.
Trzyma kilkadziesiąt kotów. Sąsiedzi proszą o pomoc
Poszkodowani pacjenci inowrocławskiej placówki postanowili walczyć o odszkodowanie. W najbliższym czasie skierują do sądu swoje pozwy. Liczą, że rekompensata za ich dotychczasowe cierpienie umożliwi zachowanie wzroku przynajmniej w jednym oku.
- Wydaje mi się, że życie jeszcze przede mną, chciałabym w miarę funkcjonować, a drugie oko jest narażone na tę samą chorobę, co pierwsze. Leczenie kosztuje, więc jakieś odszkodowanie powinno się należeć – podsumowała , jakby nie było Terasa Krawczykowska.