Mieszkają w jednym domu, ale nie potrafią się dogadać
Od kilku lat w Kryszynie dochodzi do zaciętej wojny pomiędzy sąsiadami zamieszkującymi wielorodzinny dom. Z jednej strony pani Anna narzekająca na utrudnianie jej życia przez sąsiadkę - siostrę jej byłego męża, z drugiej pani Katarzyna, która twierdzi, że sąsiadka nie pozostaje dłużna.
50-letnia Anna Paszkiewicz mieszka wraz z 22-letnim synem Adamem w Kruszynie na Dolnym Śląsku. Rodzina zajmuje pierwsze piętro w trzykondygnacyjnym budynku wielorodzinnym. Po sąsiedzku mieszka rodzina Lewandowskich, która zdaniem pani Anny od wielu lat robi wszystko, by uprzykrzyć jej życie.
- Zrobili tak, że odcięli mnie całkowicie od kanalizacji. Nie mogę się wykąpać. Nie mogę prania zrobić. Muszę prosić się albo obcych ludzi ode mnie z pracy, albo po prostu rodziny - mówi pani Anna Paszkiewicz.
Skutki konfliktu odczuwają obie strony. Pani Anna od kilku miesięcy jest zmuszona załatwiać potrzeby fizjologiczne w pobliskim markecie. Natomiast pani Katarzyna twierdzi, że regularnie musi zbierać spod swoich okien ludzki kał, który pani Anna jej podrzuca.
Na sąsiadów narzeka również pan Adam, syn pani Anny. - Żyje się ciężko, bo nie ma dostępu do ubikacji, nie mam gdzie się myć. Mama ma trochę gorzej, bo za potrzebą wiozę ją do sklepu - opowiada pan Adam.
- W zeszłym roku odcięli mi prąd, więc pociągnęłam na własny koszt nową instalację elektryczną. Tak samo zostałam odcięta od ogrzewania - twierdzi pani Anna.
- To jest regularna wojna między sąsiadami. Sąsiadka mówiła, że zrobi wszystko, by się mamy pozbyć z tego domu - mówi syn pani Anny.
Uczniowie widmo. Do szkół weszła prokuratura
- Weszli na moją posesję. Szopę mi rozebrali. Ściągnęli mi bramy. Weszli do mojego mieszkania i kilka dni temu zostały zamontowane drzwi, by mój syn nie mógł korzystać z drugiego pokoju - relacjonuje pani Anna. Jak twierdzi, sąsiedzi chcą się jej pozbyć, żeby przejąć jej mieszkanie za bezcen. Mieliby wtedy do dyspozycji cały dom.
Sąsiadka pani Anny, Katarzyna Lewandowska nie ma sobie nic do zarzucenia. Kobieta uważa, że to pani Anna jest uciążliwym sąsiadem. Twierdzi, że kobieta wyrzuca odchody przez okno.
- Z tego okna wylatywały ludzkie kupy. Więc jak tu się bronić? Łapać je, sprzątać? - zastanawia się sąsiadka pani Anny.
- Pani Anna to jest moja była bratowa. Z bratem jest po rozwodzie już kilka lat. I właściwie od tego czasu my jesteśmy wrogami numer jeden - tłumaczy Katarzyna Lewandowska.
W odwecie kobieta wraz z mężem zamontowała kamery skierowane wprost w okna pani Anny. Chcą uchwycić moment wyrzucania odchodów.
- Postawiliśmy kamery, bo pani Anna zrzucała kał przez okno. Mam zdjęcia, mogę udowodnić. Pod parapetem leżą gówna. Po całej elewacji spływają - mówi pani Katarzyna.
- Kiedyś jak wychodziliśmy z synem, to dostaliśmy takim moczem po głowie z okna. Zostało nam tylko bronić się po swojemu - dodaje.
Jednak odchody lecące z okna to nie wszystko. - Rzuca kamieniami owiniętymi w kartki z niecenzuralnymi napisami. Te kamienie spadały koło mojego dwuletniego syna - mówi pani Katarzyna.
Lot na operację się nie odbył. Rodzice Ani walczą o pieniądze
- Jak postawiliśmy kamery, okna są zasłonięte, już się nie otwierają. Nie wylatuje już z nich nic. Czyli obrona jest skuteczna - twierdzi sąsiadka pani Anny.
- Tutaj ewentualnie mogłoby dojść do jakiś mediacji. I tylko na takiej płaszczyźnie moglibyśmy dojść do rozwiązania tego konfliktu - uważa Wojciech Kasprzyk, radca prawny.
- Biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z dość sporym konfliktem, pani Annie zostało już tylko złożenie pozwu o nakaz wstępu do lokalu. Innej drogi prawnej pani Anna już nie ma - dodaje.
Spotkaliśmy się także z byłym mężem pani Anny. Pan Artur jest właścicielem części mieszkania 50-latki. Ale w nim nie mieszka. Mężczyzna nie ukrywa, że chciałby zamieszkać w tym samym budynku, co jego siostra. Jest nawet gotów odkupić część należącą do pani Anny. Była żona kategorycznie się na to nie zgadza.
- Proponowałem spłatę. To mieszkanie jest warte ze 140 tysięcy. Ja daję 80 - mówi pan Artur, były mąż pani Anny.
Syn pani Anny twierdzi jednak, ze oferta była inna. - 60 tysięcy i mamy się wyprowadzić. Ta kwota nie wystarczyłaby nam na zapewnienie sobie innego mieszkania. Sama kawalarka w Bolesławcu kosztuje ponad 160 tysięcy - twierdzi pan Adam.
Żadna ze stron nie zamierza ustąpić. Dlatego teraz sprawą zajmie się sąd. Były mąż pani Anny niedawno złożył pozew o podział majątku.